Bartosz Chajdecki, różni wykonawcy – Misja Afganistan

misja_afganistan

Cóż, muzyka do polskich filmów rzadko jest u nas wydawana, chyba, że jest to muzyka z kom-romu będąca składanką. Z muzyką do polskich seriali też nie wygląda to najlepiej. Chyba, że jest to produkcja TVN, która jest tak samo skonstruowana jak muzyka z polskiego kom-romu (chodzi mi o muzykę, nie scenariusz). Aż tu w zeszłym roku Canal+ ruszył z ambitną produkcją „Misja Afganistan”. Serial ten opowiadał o naszych dzielnych chłopakach, co z talibami walczyć musieli, choć nie chcieli. 13-odcinkowy serial spotkał się z dość ciepłym przyjęciem, a promocji towarzyszył też wydany soundtrack z serialu. I jest to wydanie na bogato, bo zamiast jednej płyty, mamy aż 3-płytowy box. Ale po kolei.

chajdeckiZa warstwę muzyczną do serialu odpowiada Bartosz Chajdecki – młody kompozytor, który zadebiutował dzięki serialowi „Czas honoru”. Ale tym razem kompozytor opowiadając o wojnie w innych czasach i innej szerokości geograficznej, musiał trochę podciągnąć swój warsztat i znów zaskoczył. Pojawia się tutaj więcej elektroniki, nie mogło zabraknąć etnicznych dźwięków. Są bardzo wyraziste bębny („Remembering Home”, „Associate”), wrzaski arabskie („Associate”), flety (słyszalne już od „Sands of War”), orientalnie brzmiące smyczki („Associate”). Muzyka akcji najbardziej słyszalna jest w „Activated”, gdzie elektroniczne organy przeplatają się z pędzącą naprzód gitarą elektryczną oraz elektroniczną perkusją serwując naprawdę mocne tempo, by w połowie wyciszyć się (bardzo delikatne syntezatory), by w okolicach 4 minuty wrócić do poprzedniego tempa i jeszcze bardziej przyśpieszając. Takiej jazdy naprawdę dawno nie było, jednak całość ma dość ponury klimat. Czasami Chajdecki idzie w stronę ambientu (pierwsza połowa „Sandglass”), nie zapomina w werblach („Kandahar – Whose War Is It?”, które przypominają prace Hansa Zimmera), ale nie idzie w żaden patos. Jednocześnie materiał jest bardzo przyswajalny, nawet dla osób nie znających serialu. Nie zabrakło tu tzw. reprise’ów (zmodyfikowane melodie „Sands of War i „Kandahar”) wyluzowanej i skocznej melodii („Chillout” idąca lekko w reggae), zaś całość wieńczy remix „Associate”.

I teraz zaczynają się, bo ktoś może zapytać po jaką cholerę dwie dodatkowe płyty z piosenkami? Są to być utwory inspirujące się serialem, z czego jeden został specjalnie napisany („Song 4 Boys” Comy). I są to kolejno polskie (cd 2) i zagraniczne (cd 3) kawałki. Nie zabrakło tu zarówno nieśmiertelnych przebojów (m.in. „Wychowanie” T.Love, „Ace of Spades” Motorhead, „Born to Be Wild” Steppenwolf), ale rozrzut gatunkowy jest tu duży: od rocka (ciężki w utworach „Ruchomy cel” Proletaryatu, „Holy War” Megadeth czy „Mój Bóg” Iry; lżejszy w ) przez bluesa („Wszystkie winy” Cree), alternatywny pop („Jesli kiedyś zabraknie mnie” Afro Kolektywu, „I Follow Rivers” Triggerfinger, „Seven Devils” Florence +The Machine) czy nawet reggae („Kiedy byłem małym chłopcem” Maleo Reggae Rockers). Ten muzyczny koktajl Mołotowa może sprawiać wrażenie dość chaotycznego i zbędnego, ale po pierwsze utwory bardziej lub mniej nawiązują do tematyki wojennej i jej okolicach (strata najbliższych, strach, ryzyko, szaleństwo), po drugie słucha się tego naprawdę przyjemnie. A po trzecie 50 zł za trzy płyty to chyba nie jest zbyt wygórowana cena?

Nie wiem jak wy, ale ja muszę obejrzeć ten serial, bo muzyka do niego mnie zachęciła. Poza tym mam ochotę zabić paru talibów. Kto pójdzie za mną?

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz