

Znowu Wielka Brytania i znów artystka znana raczej wąskiemu gronu. Nagrała do tej pory 2 płyty, otrzymała nagrodę BRIT Award i jest moją rówieśniczką. Mowa o Kate Nash, której trzecia płyta właśnie się ukazała.
„Girl Talk” zawiera 15 piosenek, wyprodukowanych przez Toma Billera i Jeffa Ellisa, utrzymana w stylistyce indie rocka. Tu gitara elektryczna ma co robić i robi naprawdę dużo – potrafi być zadziorna i ostra („Convencional Girl”), ale też potrafi być bardzo delikatna i stanowi tło dla skocznych piosenek. Bo są one bardzo melodyjne, gdy trzeba dynamiczne albo zmieniają tempo w trakcie („OHMYGOD!”), rytmiczne, nie brakuje też rockowego rapu („Rap for Rejection”) czy utworu a capella („Lullaby For An Insomniac”) i trochę do siebie podobne. Podobne, ale nie nudne czy monotonne. A poza gitarką jest jeszcze świetna sekcja rytmiczna, pojawiają się chórki („Cherry Pickin'”) i zmodyfikowany komputerowo wokal („Cherry Pickin'”), delikatna elektronika („Labyrinth”) oraz akustyczna gitara („You’re So Cool, I’m So Freaky”).
Za to wokal pani Nash jest dla mnie dość intrygujący. Z jednej strony dość delikatny i kontrastujący z podkładem, ale gdy zajdzie potrzeba potrafi ona drzeć się i pójść w stronę większej ekspresji („Sister”, „All Talk”), co jest dla mnie pewnym pozytywnym zaskoczeniem. Tekstowo zaś mamy do czynienia z opowieściami o miłości, ale pozbawione banalności, z chwytliwymi refrenami oraz odrobiną humoru.
Sympatyczny, uroczy i bardzo rytmiczny album nie pozbawiony przebojowego potencjału. Tylko tyle i aż tyle.
8/10
Radosław Ostrowski
