

Jest tak, że pojawia się osoba niezwykle uzdolniona, praktycznie znikąd, zaczyna wyrabiać swój styl i potem znika na kilka lat. Jedną z takich osób była irlandzka wokalistka Eithne Patricia Ní Bhraonáin, bardziej znana jako Enya, która swoją ostatnią płytę nagrała w 2008 roku. Choć nie była anonimową artystką (w latach 1979-1982 była członkinią Clannad), tak naprawdę jej kariera rozkręciła się, odkąd zaczęła występować solo.
A działalność na własny rachunek zaczęła od nagranej w 1986 roku płyty pod bardzo oryginalnym tytułem „Enya”, która była soundtrackiem do brytyjskiego serialu dokumentalnego „Celtowie”. Płyta ta w 1992 roku została zremasterowana i wydana pt „The Celts”. Zaczyna się ona od tematu przewodniego, w którym śpiewa się w języku Celtów, delikatnej elektroniki oraz przeplatających się wokaliz Enyi (trochę podobny do tematu przewodniego z serialu „Robin z Sherwood”). Podobnie brzmi „Aldebaran” dedykowany Ridleyowi Scottowi (z zapętlającą się elektronicznymi fletami oraz czymś, co brzmi jak harfa). Ale skoro muzyka ma być celtycka, to nie ma się co dziwić, choć wokalistka wykorzystuje do tego swój piękny wokal oraz elektronikę, która będzie jej towarzyszyć aż do teraz, budując pewną magię. Choć pojawiają się też inne instrumenty jak gitara elektryczna („I Want Tomorrow”), fortepian („March of the Celts”), bęben („March of the Celts”). Jednak poza piosenkami nie mogło zabraknąć kompozycji instrumentalnych jak choćby „The Sun in the Stream” (z kapitalnymi dudami, którym towarzyszy fortepian) czy bazujących na wokalizach dwóch częściach „To Go Beyond”, do których potem dołącza pianino, elektronika i chórek czy kompletnie baśniowym „Fairytale” i „Epona”, których klimat potrafi przyciągnąć uwagę na bliżej. Enya potem śpiewa jeszcze w trzech utworach: „Triad”, „Boadicea” (fragment tej kompozycji wykorzystali potem The Fugees oraz Mario Winams w kolejno „Ready or Not” i „I Don’t Wanna Know”) oraz „Dan y dwr”.
Ta płyta po latach brzmi dobrze, choć rozgłos miał przynieść dopiero następny album, ale to temat na kolejną opowieść. Ładne, klimatyczne granie.
7/10
Radosław Ostrowski
