
Po wybornej „Watermark” na następną płytę Enyi trzeba było czekać trzy lata. Znów teksty pisała Ricky Roma, za produkcję odpowiedział Nicky Ryan i tym razem mamy 12 piosenek.
Album ten wyróżnia się tym, że Enya ostatni raz zaprosiła zawodowych muzyków do współpracy. Przy następnych sama będzie grała na instrumentach i aranżowała utwory. To, co łączy ten album z poprzednikami poza klimatem, to obecność utworów instrumentalnych (oba rozpisane na fortepian – „No Holly for Miss Queen” oraz „Lothlorien”), a także klimat, choć już nie jest to stricte celtycka muzyka jaką znamy z debiutu. Nie zabrakło wokaliz (genialnie wypadły w „Marble Falls”, choć to w zasadzie to było mruczando), które się nakładają na siebie, utworów śpiewanych po gaelicku („After Mentus” i „Smaointe”), elektroniki i tego głosu, który pokochały miliony.
Po tytułowym utworze z pięknym fortepianem oraz wspomnianymi wokalizami pojawia się kolejny hit „Caribbean Blue” (z elegancką elektroniką i pięknym teledyskiem). Zaś każdy utwór nadal ma swój nastrój (bardzo oszczędna elektronika w „How Can I Keep from Singing?”), jest inny od poprzedniego, zaś elektronika nadal buduje ten niezwykły klimat bardziej niż żywe instrumenty (skoczna „Ebuda”, niebiańskie „Angeles” z chórkiem oraz klarnetem czy najbardziej rozbudowane „Book of Days” z perkusją, tamburynem i kastanietami + elektronika), a także pojawia się też burza, której towarzyszy trąbka i fortepian („Evacuee”). A na mnie i tak największe wrażenie zrobiło „Marble Halls” z czymś, co przypomina harfę oraz mruczeniem.
https://www.youtube.com/watch?v=5yRgiXh2fP4&w=300&h=247
Powiem tylko tyle, że „Shephard Moons” potwierdza tylko umiejętności Enyi w budowaniu nastrojowych piosenek, których słucha się z niekłamaną przyjemnością i pozwalają one odprężyć się. Radzę się zapoznać.
8/10
Radosław Ostrowski
PS. Znowu piękna okładka.
