Lars Lindstrom jest samotnikiem mieszkającym w garażu obok domu swojego brata Gusa z jego żoną Karen. Nie ma dziewczyny, choć jest przystojny, pracuje w firmie. Parę tygodni później mówi Gusowi i Karen, że ma dziewczynę – Biankę. Jak wielkim zdziwieniem będzie dla nich fakt, że Bianka jest… plastikową lalką. Nie wiedząc jak się zachować, proszą o pomoc dr Dagmar. Ta podejmuje się poprowadzenia sesji z Larsem i Bianką.

Kino niezależne w USA znane jest z tego, że dotyka ono tematów trudnych i niewygodnych. Craig Gillespie tym razem opowiada dość nietypowe love story, które może na początku wydaje się dość dziwaczne. Jednak jest to bardzo szczere, wrażliwe kino o outsiderze – sprawiającym wrażenie „walniętego” faceta. Przez połowę filmu próbowałem rozgryźć dlaczego Lars zrobił to, co zrobił. Oszalał? Samotność doprowadziła go do załamania nerwowego? A może tak bardzo boi się innych ludzi, że uznał, iż z lalką będzie mu łatwiej? Reżyser nie popada ani w absurd/groteskę, osadzając historię w małym miasteczku, gdzie wszyscy znają wszystkich i lalka tam nie wywołuje jakiegoś oburzenia czy szyderstwa i traktowana jest jako coś normalnego („praca” Bianki jako manekin czy czytająca książki w przedszkolu). Jednocześnie jest to film pełen lirycznych scen (spacery w parku, wspólna przejażdżka czy Lars czytający Biance „Don Kichota”), ale też chwytających za gardło i pełnych silnych emocji („umieranie” Bianki i jej pogrzeb), co jest zasługą nie tylko pewnej wrażliwości reżysera i scenariusza, ale też bardzo solidnej realizacji – oszczędnych zdjęć, montażu oraz bardzo delikatnej muzyki.
Największym jednak atutem tego filmu pozostaje Ryan Gosling, który wspina się tu na wyżyny swoich umiejętności. Lars początkowo jest odbierany jako dziwak, ale jego miłość do Bianki jest szczera i autentyczna (nie jest jednak ona wyidealizowana i piękna). On czyni wiarygodnym całą tą historię, zaś jego grymas naśladujący uśmiech i zamykanie oczu zostają w pamięci. Jednak ten facet skrywa swoje lęki i demony, co widać w scenach sesji z dr Dagmar (empatyczna Patricia Clarkson). Jednak nie tylko Gosling tutaj błyszczy. Poza nim i Bianką (zagraną przez… Biankę) należy koniecznie wspomnieć o Emily Mortimer i Paulu Schneiderze (Karen i Gus), którzy próbują pomóc Larsowi, choć nie bardzo wiedzą jak. I jest jeszcze ktoś – urocza Kelli Garner, która jako Margo skrycie podkochującą się w Larsie – sympatyczna, wyrozumiała – chyba będzie coś z tego więcej, choć nie ma tu postawionej kropki nad i.

Początkowo nastawiałem się na komedię, a dostałem bardzo delikatny dramat pokazujący zagubionego faceta, który próbuje się oswoić z ludźmi. O takich filmach zwykło się mawiać „małe wielkie kino” – niby wygląda niepozornie, ale kipi od emocji i zapada w pamięć. A jeśli uważacie, że Ryan Gosling jest tylko ładnie wyglądającym facetem nie posiadającym talentu, zobaczcie ten film.
7,5/10
Radosław Ostrowski
