Weekend – Ona tańczy dla mnie

Ona_tanczy_dla_mnie

Jeśli myślicie, że hardkorowe granie to metalowe kapele w stylu Motorhead (zarąbista ostatnia płyta), Slayera, Slasha czy nawet takich weteranów jak Black Sabbath, to oznacza jedną rzecz i tylko jedną rzecz – nie słyszeliście grupy Weekend. Jak można poznać ich dorobek? Jest kilka sposobów – od kupna płyty, wypicia więcej niż „kilku piw” lub przegranie zakładu. Ja wpadłem w to trzecie, ale zamierzam zachować się jak profesjonalista. Więc bez zbędnego opierdalania się, biorę się do rzeczy.

Jak podaje Wikipedia, zespół powstał w Sejnach w 2000 roku, obecnie tworzą go: wokalista Radosław Liszewski oraz tancerze (osoby zbędne przy pracy nad płytami) Adam Łazowski i Paweł Nitupski. Do tej pory wydali cztery płyty, więc doszli do wniosku, że pora zrobić płytę nr 5. I tak stali się nagle popularni w gatunku zwanym disco polo.

Album zawiera 10 utworów (naprawdę 6, bo cztery ostatnie to zremiksowane wersje – zahaczające o New Order „Męska rzeczywistość”, idący w Pitbulla „Za każdą chwilę z tobą” niejakiego V-Projecta oraz dwa koszmarne remiksy „Ona tańczy dla mnie”). Zaczyna ją tytułowa kompozycja, która jest tak znana, że nie muszę o niej mówić (kilka milionów wejść nie YouTube nie mogło być przypadkowe) – pojawia się ono jeszcze w dwóch remiksach, które są synonimem słowa koszmar. Same kompozycje są budowane na tak standardowych instrumentach jak syntezator jeden, drugi i trzeci. To nawet można przeżyć, ale same melodie brzmią dość topornie i drażnią użytą tam elektroniką, która imituje pianino, smyczki czy saksofon („Zakochani wciąż jak nikt”). Zaś próby pójścia w pop („Męska rzeczywistość”) czy rapu („Moje miasto nigdy nie śpi”), nie ratują tego albumu.

W disco polo wokal i teksty są drugorzędne i nieistotne. Chyba Radosław Liszewski jest tego w pełni świadomy, bo ani wokal nie powala, zaś teksty są dość proste i porażają głębią jak w refrenie „Zakochani wciąż jak nikt”: „Więc całuj mnie do licha bo,/życie nam usycha bzdur,/góry odłóż na bok to,/co istotne mało.” Także padają takie słowa jak „maleńka”, „o o o  o” czy moją ulubioną frazę „wiem nie jestem święty, mówią nawet mi drań”. Jestem porażony.

„Ona tańczy dla mnie” to album dla ludzi o mocnych nerwach, lubiących wyzwania i silnych psychicznie. Jeśli nie należycie do żadnej z tych grup, odpuśćcie sobie.


Dodaj komentarz