

Dawno, dawno temu powstało studio Pixar założone przez Steve’a Jobsa. Ekipa z Emeryville postawiła sobie za cel realizację filmów animowanych. I zaczęli z wysokiego C, bo nie można inaczej nazwać „Toy Story” – pierwsza animacja w całości zrobiona komputerowo, a jednocześnie poza nowatorską realizacją jest to bardzo poruszająca historia, którą mimo upływu lat ogląda się znakomicie.

A za realizację ścieżki dźwiękowej twórcy zatrudnili wokalistę i pianistę jazzowego – Randy’ego Newmana. Wtedy produkcje Disneya zgarniały wszelkie nagrody za najlepszą muzykę i piosenkę (prace Alana Menkena do „Pięknej i bestii” czy Hansa Zimmera z „Króla Lwa”, który były bardzo oryginalne) i przy nich praca Newmana wydaje się dość zachowawcza i asekurancka. Sprawdza się ona w filmie (dobrze współgra z tym, co się dzieje na ekranie), jednak poza nim w dużej części to underscore, który budowany jest na zasadzie gwałtownych wybuchów dęciaków, nerwowego tempa smyczków, marszowej perkusji i wyciszenia. Tak brzmi „Mutants” czy „Woody and Buzz”. Z początku płyty wybija się temat Buzza – podniosłe dęciaki żywcem wzięte z jakiegoś SF czy złego chłopca Sida (ponury marsz). Cała reszta jest dość mocno chaotyczna, choć aranżacje zasługują na uznanie. Ale sama melodyka utrzymana w stylistyce animacji z lat 50. i 60. w obecnych czasach jest mocno archaiczna i ciężko strawna. Poza tym tematyka jest praktycznie żadna, a i poszczególne melodie niespecjalnie zapadają w pamięć.
Ale jest jedna rzecz, która trzyma tą ścieżkę w pamięci. Newman także napisał trzy piosenki, które pojawiają się na samym początku płyty i są najmocniejszym punktem tej ścieżki, wszystkie wykonywane przez kompozytora. Nominowana do Oscara „You’ve Got a Friend in Me” to lekkie, swingujące granie z eleganckim fortepianem i dęciakami, a jednocześnie wizytówka serii (piosenka pojawia się też w wersji country zaśpiewana razem z Lylem Lovetem, równie udana, kończąca album i film). „Strange Things” jest żywsze w stylistyce popu z lat 70-tych (świetne klawisze i gitara) z bardziej ironicznym tekstem, a ostatnia jest podniosła i patetyczna „I Will Go Sailing No More” (smyczki), a głos Newmana zgrabnie łączy się z utworami, które są świetnie zgrane z filmem, gdzie komentują wydarzenia z ekranu.
I jak tu ocenić ścieżkę Newmana? Piosenki są fantastyczne, underscore miejscami trudny w przebiciu, montaż solidny, ale to nie jest najlepsza praca Randy’ego. Solidne rzemiosło i tyle.
6,5/10
Radosław Ostrowski
