

Kiedyś myślałem, ze muzyka indie pochodzi z Indii. Głupi ja ;). Na ten album zwróciłem uwagę, dzięki mocno rzucającej się w oczy okładce. Potem poszperałem w internecie i dowiedziałem się, ze zespół pochodzi z Australli, nagrał do tej pory 3 Ep-ki i jednego longplaya „Prisoners”, który zebrał świetne recenzje w ojczyźnie. Teraz w końcu wychodzi longplay numer 2 „The Brink”.
Za produkcje odpowiada stale współpracujący z zespołem Lachlan Mitchell, zaś brzmienie bazuje na dźwiękach perkusji, gitary i klawiszy/fortepianu. I jest to naprawdę ciekawa oraz bardzo melodyjna muzyka, a jednocześnie jest ona bardzo delikatna, wręcz wyciszająca („Time to Dance” z naprawdę ładnym fortepianem), czasem jednak wtrąci się gitara łamiąc ten spokój. Ale też jednocześnie potrafi być bardzo „imprezowa” i nadająca się do radia („Look for Love” z „falowymi” smyczkami czy mocno elektroniczny „Beat to Beat”), jednocześnie serwując spora dawkę energii. Czasem pojawi się retro elektronika (dyskotekowa w „Angels of Fire” czy „Psychoteraphy” z pianistycznym wstępem), zaś każdy z utworów trwa minimum 4 minuty. I jest w tym coś naprawdę ładnego, przestrzennego, ale też bardzo łatwego w odbiorze i nie wypadającego z pamięci jak pierwszy lepszy album.
Do tego naprawdę solidne teksty oraz bardzo delikatny, choć nie pozbawiony silniejszych emocji wokal Harley Mary, który komponuje się z całą resztą płyty. Bardzo udanej zresztą, co tu ukrywać.
7,5/10
Radosław Ostrowski
