

Czasami pojawia się płyta, która nie pasuje do pory roku, w której zdarza się posłuchać. Bo po co latem słuchać coś „jesiennego”, czyli smętnego, pozornie nudnego i bardziej refleksyjnego. Zwłaszcza jeśli to poezja śpiewana – gatunek trudny, bardzo szeroki i kojarzony głównie z akustycznym i stonowanym brzmieniem. Właśnie taka płyta wyszła w maju, a w moje ręce wpadła teraz. Jest to spotkanie dwóch dżentelmenów, którzy postanowili wykonać utwory trzeciego pana.
Kim są ci panowie? Adam Strug to 44-letni multiinstrumentalista, kompozytor i poeta. Stanisław Soyka to znany i ceniony wokalista oraz pianista. Kim jest ten trzeci pan? To Bolesław Leśmian, którego wiersze zostały kolokwialnie mówiąc wzięte na warsztat. Podział jest prosty: Leśmian napisał dawno to, co było potrzebne, Soyka gra na fortepianie (jedyny instrument) a Strug śpiewa. I jest to taka płyta jaka być powinna: minimalistyczna, bardzo refleksyjna, ale jednocześnie wręcz intymna, emocjonalna w barwie głosu Struga. Ale gry Soyki nie nazwałbym w żadnym wypadku smętem czy nudą, bo zdarza się przyśpieszyć („Nocą umówioną”), nadać pewnego dostojeństwa („Po ciemku”) albo melancholii (singlowy „Tam na rzece”).
Jeśli chodzi o warstwę liryczną, mowa tutaj zarówno o miłości, ale tej dawnej, śmierci (okraszony czarnym humorem „Po co tyle świec nade mną”) czy przemijaniu. W zasadzie trudno wyróżnić jakikolwiek utwór, bo wszystkie trzymają naprawdę równy poziom. I jest to przykład, że ze spotkania kilku osób może wyjść coś ciekawego i intrygującego. Wiem, że bardziej ta płyta „wybrzmi” jesienią, ale teraz jak pogoda jest nie zbyt ciekawa (wieje, leje i piździ) to czemu by nie zajrzeć do Leśmiana?
7/10
Radosław Ostrowski
