The Prodigy – The Day is My Enemy

The_Day_Is_My_Enemy

Każdy fan muzyki elektronicznej lat 90. zna The Prodigy – zespół, który spopularyzował techno nie tylko w Wielkie Brytanii. Ekipa prowadzona przez Liama Fowletta postanowiła o sobie przypomnieć po sześciu latach przerwy z nowym materiałem.

Mocne i agresywne bity, perkusyjne łamańce oraz jednocześnie bardzo chwytliwe, melodyjne i taneczne numery – to wszystko jest tutaj. I te wszystkie dziwaczne eksperymenty słucha się zaskakująco dobrze. Zarówno w otwierającym całość utworze tytułowym (gdzie wokalnie udziela się Martina Topley-Bird) czy w singlowym „Nasty” (ładne w środkowej części spowolnione trąbki oraz „przemielone” smyczki). A dalej jest jeszcze ciekawiej – typowe dla techno mocne walenia perkusji (przebojowe „Rebel Radio” z dość łagodnymi klawiszami, skręcającymi w orient) oraz agresywne i nakładające się elektroniczne dźwięki (mocno dyskotekowa „Ibiza” czy delikatny wstęp w „Destroy”), a nawet jeśli są łagodniejsze momenty, to bardzo krótkie (pachnący latami 80. początek „Wild Frontier” czy najmniej agresywny „Roadblox”). A z żywych instrumentów jest tylko gitara elektryczna („Invisible Sun”) oraz wokale Keitha Flinta oraz Maxima,tworząc mocny koktajl elektroniczny.

Złośliwie powiedziałbym,że The Prodigy grało dubstep jeszcze, zanim się to nazywało dubstepem. „The Day is My Enemy” to ten rozpoznawalny styl grupy i ci,którzy kochali ich dwie dekady temu, odnajdą się tu jak ryba w wodzie. Wariacki eksperyment, który skupia uwagę do ostatniego dźwięku. Strasznie uzależnia.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz