
Pochodząca z Olsztyna Julia Marcell jest jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny alternatywnej. Do tej pory śpiewała po angielsku, a na swoim czwartym albumie „Proxy” wykonuje wszystkie kawałki po polsku. I nie jest to jedyna zmiana.
Po eksperymentalnym „June” oraz bardziej rockowym „Sentimentals”, nowe dokonanie przypomina wypadkową obydwu dzieł, a jednocześnie jest bardziej przystępna i melodyjna, przez co może podbić radiowe rozgłośnie. Dodatkowo jeszcze czuć tutaj nostalgiczną stylistykę rock’n’rolla, co słychać w wybranych na singla dynamicznym „Tarantino” (opener) i melancholijnym „Andrew” (finał) ze smyczkami w tle. Najbardziej w utworach wybijają się wszelkiego rodzaju elektroniczne pasaże oraz brzmiąca latami 80. sekcja rytmiczna. Gitarka ładnie przygrywa (eleganckie „Tesko”), czasami wybija się minimalistyczny bas („Więcej niż Google”), ale nigdy nie przebija się z estetyki popu. I nie jest to wada, bo to pop zrobiony z głową. Nawet kosmiczne organy („Ministerstwo Mojej Głowy”) tworzą niesamowity klimat, rozmarzony „Marek” z ciepłymi klawiszami mógłby pojawić się w którymś filmie Davida Lyncha. Chociaż piosenek jest tylko osiem, to w tym przypadku jakość poszła w ilość.
Sam głos Julii wydaje się bardziej wyciszony, spokojniejszy, ale pełen emocji. Dodatkowo teksty pełne barwnych skojarzeń (erotyczne „Tesko” czy bawiące się tekstami z lat 80. „Tarantino”), opowieści o naszym szalonym świecie („Wstrzymuje czas” o sławie) oraz zagubieniu. A jednocześnie jest to podane w bardzo przystępny, ale nie prostacki sposób. A mówi się, że nie da się połączyć ognia z wodą.
8/10
Radosław Ostrowski
