Lord Huron – Strange Trails

Strange_Trails_cover

Czasami zdarza się, że pewien album zostaje przeoczony i niezauważony przeze mnie. Powodów może być kilka: bo były ciekawsze tytuły, bardziej głośni wykonawcy albo wybrany na singiel utwór był niezbyt interesujący lub zwyczajnie czasu nie starczyło. To ostatnie przytrafiło się Lordowi Huronowi. Wbrew nazwie nie jest to brytyjski arystokrata, tylko amerykański kwartet z ciepłego Los Angeles kierowany przez Bena Schneidera. I dwa lata temu wydali swój drugi album, który skupił uwagę świata, ale dopiero teraz miałem okazję sięgnąć po to dzieło. Warto było?

Utworów jest 14, w całości napisanych i wyprodukowanych przez Schneidera, a okładka płyty przypomina wydawnictwa z lat 70. I nie tylko okładka, ale samo brzmienie jest tak retro jak to tylko możliwe. Rock’n’rollowa gitara niczym z lat 50., brzmiąca czasami jak echo, bardzo eteryczny wokal Schneidera oraz drobne ozdobniki, a wszystko bardzo spójne i klimatyczne. „Love Like Ghosts” jest delikatne, chociaż gitara zaczyna grać szybko, by dać pole dla smyczków oraz zmieniającej tempo perkusji. Dawno nie używałem tego słowa, ale brzmi to jak czary. Pojawi się zapętlenie doprowadzające do nasilenia dźwięków (szybkie „Until the Night Turns”, gdzie dochodzi do tego zabiegu na początku i na koniec, a także na początku romantycznego „Dead Man’s Hand”, opartego na mandolinie), wskoczy nawet harmonijka ustna („Dead Man’s Hand”), delikatnie wprowadzony wspólny zaśpiew („Hurricane”) czy lekki skręt w stronę folku (westernowa gitara w „La Belle Fleur Sauvage” czy ciepłe „Fool for Love”).

Mógłbym dalej wymieniać poszczególne utwory oraz ich drobne smaczki (zapętlony, odrobinę mroczny „The World Ender”, singlowe „Meet Me in the Woods” z rozkręcającymi się instrumentami – perkusja jest tu cudowna – oraz pięknym głosem żeńskim w refrenie czy znane z serialu „Trzynaście powodów” prześliczny finał w postaci „This Night We Met”), ale to nie zmienia faktu, że grupa konsekwentnie czaruje prostotą dźwięków, produkcyjnym eksperymentami oraz ogromnym potencjałem na hity. Każda z piosenek zasługuje na wyróżnienie i razem brzmią po prostu fantastycznie. Do tego dostajemy naprawdę piękny zestaw lirycznych utworów, które można słuchać w różnych miejscach oraz okolicznościach. Bo jest i coś do tańca, do przytulania się, do spaceru, do wszystkiego. I ten czarujący głos Schneidera, sprawdzający się znakomicie.

10/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz