a-ha – MTV Unplugged – Summer Solstice

A-ha_MTV_Unplugged_Summer_Solstice

To sympatyczne trio z Norwegii próbowało (po raz drugi) zakończyć działalność, lecz ciągnie wilka do studia. Po wydanym dwa lata temu “Cast in Steel” tym razem grupa wydała album z serii MTV Unplugged. Jak sama nazwa wskazuje jest to akustyczny koncert, który został zarejestrowany w The Harbour Hall przy Ocean Sound Recording na wyspie Giske 22 i 23 czerwca 2017.

Muzykom towarzyszy mały zespół wykorzystujący smyczki, fortepian, perkusjonalia oraz saksofon. Najbardziej zaskakuje fakt, ze na początek dostajemy… premierowy utwór “This Is Our Home”. Piękna, bardzo delikatna piosenka z chwytliwą melodią grana na fortepian, później na klawesynie. I robi się wtedy tak spokojnie, sielsko, wręcz bajecznie.. I co najważniejsze, słychać publiczność, nie tylko podczas klaskania. Dalej jest jeszcze jeden nowy utwór (a co chłopaki mają sobie żałować), czyli “A Break in the Clouds” z większym udziałem gitar pojawiające się w dalszej części. Po drodze spotkamy się z masa niezapomnianych hitów jak pięknie wzbogacone smyczkami “Lifelines” (chociaż wolę te z oryginałem) oraz śpiewanym wręcz a capella refrenem, cudne “Foot on the Mountains” ze zgrabnym chórkiem w środku, czy pojawiające się na finał nieśmiertelne “Take On Me” w zupełnie zaskakującej aranżacji.

Pojawiają się też utwory troszkę mniej znane od wyżej wymienionych hitów. Takimi mniej znanymi (przynajmniej mnie) były autocover “Sox of the Fox” z marszową perkusją i fletami w środku, pełne gitar szybkie “Over the Treetops”, bardziej mroczne “Forever Not Yours”, mimo wykorzystaniu dzwonków, delikatne niczym podmuch wiatru “Living a Boys Adventure Tale” czy “Manhattan Skyline”.

Największymi niespodziankami są za to zaproszeni goście. Najpierw pojawia się Lissie w “I’ve Been Losing You”, ładnie się uzupełniając z Mortenem Harketem, by weszła ciepła Ingrid Helene Havik w bajecznie zaaranżowanym “The Sun Always Shines on TV”, zabarwionym melancholia (pianino, dzwonki, klawesyn), ale największe wrażenie zrobił swoim szorstkim głosem Ian McCulloch (frontman zespołu Echo & the Bunnymen) a “Scoroudel Day” i “The Killing Moon” oraz Allison Moyet w “Summer Moved On”. A sam Morten jest w wysokiej dyspozycji wokalnej, nadal zachowując swój urok. Same aranżacje bardzo zaskakują swoim tempem, melodyką oraz instrumentami.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony świetną formą Norwegów, więc może będzie jakiś nowy materiał? Nie obraziłbym się.

8,5/10

Radosław Ostrowski

a-ha – Cast in Steel

Cast_In_Steel

To był jeden z najpopularniejszych norweskich zespołów na świecie. Specjaliści od elektronicznego popu zanurzonego w latach 80., czyli trio a-ha pięć lat temu ogłosiło zakończenie działalności. Jednak ciągnie muzyków do studia, więc Morten Harket, gitarzysta Paul Waaktaar-Savoy oraz klawiszowiec Magne Furuholmen dogadali się i wracają z nowym, premierowym materiałem.

Stylistycznie nic się tu nie zmieniło, to w sporej części przyjemny i pogodny elektro pop w stylu new wave. Od strony producenckiej zespół wsparł Alan Tarney, z którym nagrali swoje największe hity z lat 80. – łagodne i przestrzenne klawisze, podobnie grająca gitara oraz bardzo ciepły i romantyczny głos Mortena Harketa. Trzeba czegoś więcej? Dobrych melodii, a ich jest tutaj bardzo wiele. Tytułowy utwór brzmi nieźle (zwłaszcza te smyczki w tle), ale prawdziwą petardą jest singlowy „Under the Makeup” – spokojny fortepian oraz brzmiące z epickim rozmachem smyczki oraz trąbki robią ogromne wrażenie. To mogłaby być nowa piosenka do filmu o Bondzie. A dalej jest bardzo w ich stylu, czyli sporo elektronicznych pasaży zmieszanych z ciepłymi riffami oraz perkusją (elektroniczna perkusja w „The Wake”, pulsujący wstęp „Forest Fire” czy odrobinę podniosły „Objects in the Mirror”). Czasami zdarzy się jakiś mały niewypał (nieprzyjemna perkusja w „Door Ajar” czy bardzo niepokojący początek „Shadow Endeavors”), jednak całość jest na tak równym poziomie, że nie ma mowy o porażce.

Dodatkowo album zawiera dodatkową płytę z sześcioma utworami, w tym remixem „Foot on the Mountain”. Najbardziej spodobał mi się z tego drugiego krążka akustyczny „The End of the Affair”. Kolejny dowód na to, że można zrobić doby popowy album nie idący z duchem współczesnej rąbanki dźwiękowej.

7,5/10

Radosław Ostrowski