Maudie

Sztuka dzisiaj wydaje się i kojarzy się głównie z galeriami, muzeami czy kolekcjonerami. Ale czy są jakieś kryteria osoby, mającej tworzyć coś, co może być uznane za dzieło sztuki? Jedną z takich osób jest skromna, wyglądająca na troszkę upośledzoną Maud. Mieszka z ciotką w jej domu, bo jej rodzinne gniazdo zostało sprzedane przez brata. Próbuje być samodzielna oraz pokazać, że jest w stanie zadbać o siebie. I to właśnie plus pewne ogłoszenie sprowadziło ją do Everetta Lewisa – mieszkającego samotnie na odludziu handlarza ryb. Staje się gosposią i – przy okazji – zaczyna malować.

maudie1

Biograficzny film Aisling Walsh zaskakuje swoją prostotą oraz brakiem kombinowania. Pozornie może się to wydawać brakiem ciągu przyczynowo-skutkowego. Widzimy jak nasza bohaterka próbuje się zaaklimatyzować u boku bardzo szorstkiego, nieufnego mężczyzny oraz jego rutyny codziennego dnia. Sprzątanie, rąbanie drewna, sprzedawanie ryb oraz bardzo powolne docieranie się tej dwójki odmieńców, skrywających pewne tajemnice. A wszystko rozgrywa się w pięknych krajobrazach kanadyjskich prowincji. Przyroda idealnie wpasuje się w nastrój tego niespiesznego filmu, bardziej skupionego na relacji bohaterów niż na sile tworzenia oraz kreacji.

maudie2

Wrażenie robią też same obrazy, które są pozornie proste, wręcz z dziecięcej perspektywy. Mogą one wydawać się zbyt proste, wręcz prymitywne (właściciel sklepu twierdzi: „Mój syn by to lepiej namalował”). Ale jest w nich coś pozytywnego, ciepłego, wręcz łagodnego. Wszystko wynika ze swoich wspomnień, delikatnych obserwacji (portret Maud i Everetta) dnia codziennego. Wszystko to pokazane z prawdziwą delikatnością oraz sympatią wobec bohaterów, co jest bardzo trudne do osiągnięcia. Wszystko spójnie poprowadzone, bez robienia laurki oraz prostych, jednowymiarowych postaci.

maudie3

I to właśnie postacie nakręcają ten film, a właściwie dwie. Tytułową Maudie odtwarza Sally Hawkins i jest rewelacyjna. Pozornie troszkę dziwna (ten chód), ale jest pełna energii, empatii, wręcz nieopisanej radości, takiego wewnętrznego ciepła. Kontrastem dla niej jest znakomity Ethan Hawke, który tworzy jedną z bardziej skomplikowanych postaci. Everett wydaje się początkowo szorstkim, chłodnym człowiekiem. Jego twarz pełna jest grymasów, z ust słychać mruknięcia, chrząknięć, zacięć. Facet skrywa pewną tajemnicę i widać, że przeszedł wiele. Ale pod tym wszystkim skrywa się coś więcej, a aktor pokazuje to znakomicie. Duet pozornie nie pasujący do siebie, lecz nie takie sytuacje widzieliśmy na ekranie.

„Maudie” nie jest klasyczną biografią skupioną na trzymaniu się faktów, lecz bardzo poruszająca historia miłosna dwójki outsiderów. Zaskakuje bardzo delikatną realizacją oraz bardzo pogłębionymi portretami postaci, które z czasem nie potrafią bez siebie żyć.

8/10

Radosław Ostrowski

Wizyta inspektora

Rok 1912, Anglia. Powoli prasa wysyła wieści, że wkrótce zbliża się wojna. Ale w rezydencji rodu Birlingów – miejscowych fabrykantów, jest spokój i radość, gdyż trwa uroczystość zaręczynowa. Córka rodu ma wziąć ślub z Gerardem Croftem – również przedsiębiorcą z wysokiego rodu. Jednak ten nastrój sypie się jak domek z kart, a wszystko z powodu przybycie inspektora Goole’a. Mężczyzna prowadzi śledztwo w sprawie samobójstwa dziewczyny – Evy Smith, która wcześniej pracowała w fabryce Birlingów.

inspektor1

Jak trudno przenieść na ekran sztukę teatralną, wie niemal każdy reżyser, który próbował dokonać tego wyczynu. Jednak telewizja próbowała takich wysiłków wielokrotnie, tak jak w przypadku tego tytułu z zeszłego roku opartego na sztuce J.B. Priestleya z 1945 roku. Tak jak sztuka toczy się ona w jednym miejscu (rezydencja wieczorem), gdzie mamy kilka postaci obok siebie – rodzinę, przyszłego zięcia oraz inspektora. Niby wszystko oparte jest na dialogu i po pewnym czasie łatwo przewidzieć kierunek zdarzeń, ale atmosfera jest tak gęsta, że czeka się z zainteresowaniem na rozwój wypadków. Twórcy pozwalają nam obserwować te zdarzenia, dzięki retrospekcjom podczas przesłuchania całej rodziny, dzięki czemu nie ma miejsca na znużenie. Imponuje warstwa wizualna – stylowe zdjęcia, wiernie prezentująca epokę scenografia oraz budującą mroczny klimat muzyka, troszkę przypominająca dokonania Michaela Nymana.

inspektor2

Żeby jednak nie było tak słodko, jest jedna poważna wada – owszem, wiernie odtworzono tło i mentalność tamtej epoki, gdzie wyzysk był na porządku dziennym, każdy człowiek miał liczyć na siebie, a jedno zdarzenie wywołuje całą lawinę. Tak dramatyczny splot wydarzeń wydaje się dość mało prawdopodobny i aż dziwne, że nikt z rodziny nie zwrócił uwagi na tą kobietę. Chociaż co ja tam wiem, tutaj mamy rodzinę może nie patologiczną, ale każdy z członków ma wiele na sumieniu – alkoholizm, niewierność, przywiązanie do pieniądza oraz pozorów. Dodatkowo ostatnia mowa inspektora jest dość mocno „socjalistyczna” i wywołała we mnie wątpliwości co do tego, kim tak naprawdę była ta postać. I to właśnie zakończenie, pokazujące to, co się dzieje po wyjściu inspektora wywołuje największy zamęt w głowie, ale to musicie sami się przekonać.

inspektor3

Aktorstwo jest tutaj pierwszorzędne i każdy tutaj ma swoje duże pole do popisu – władcza Miranda Richardson (pani domu), twardy Ken Stoll (pan domu) czy widziana tylko w retrospekcjach Eva Smith (kompletnie mi nieznana Sophie Rundle) to postacie, wobec których trudno przejść obojętnie. Jednak i tak pozostają w cieniu doskonałego Davida Thewlisa. Jako inspektor skupia swoją uwagą, chociaż w zasadzie tylko patrzy (bardzo uważnie i wnikliwie) oraz mówi (spokojnie i bez krzyku, z jednym małym wyjątkiem) – sprawia wrażenie wszechwiedzącego, przynajmniej jeśli chodzi o tą rodzinę. Ciemno ubrany w kapeluszu, Thewlis magnetyzuje i zmusza bohaterów do zastanowienia się nad swoimi czynami oraz wzięciem odpowiedzialności za wszystko. To mocna rola, nie dająca zapomnieć o sobie.

inspektor4

Niby nie jest to nic nowego, ale „Wizyta inspektora” jest tym, co fani kryminałów lubią – pomysłową intrygę oraz wyraziste aktorstwo z kilkoma woltami w tle. Mimo tekstu sprzed ponad 50 lat, nadal daje do myślenia i trafnie pokazuje życie na początku XX wieku.

7,5/10

Radosław Ostrowski