Zła siła

Na początku XXI wieku powstał trend zwany hiszpańską szkołą horroru. „Kręgosłup diabła”, „Labirynt fauna”, „Rec”, „Sierociniec” – to kilka przykładów, choć ostatnio ten trend bardzo mocno wygasł. Czy nowe dzieło od Netflixa jest w stanie przełamać ten kierunek?

zla sila3

Punkt wyjścia jest bardzo prosty, czyli do starego domu wraca kobieta ze swoją rodziną. Tam mieszka jej siostra oraz bardzo schorowana matka, z którą nie utrzymuje żadnego kontaktu. To właśnie ona prosi siostrę o pomoc w opiece nad starszą panią, która jest podłączona do respiratora i nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. Babcią bardzo zainteresowana jest wnuczka, Nora. A od momentu przybycia zaczynają dziać się dość dziwne rzeczy.

zla sila1

Reżyser van Boekholt idzie tutaj w dość oczywistym kierunku, czyli nawiedzonego domu. Zaczyna się jak bardziej film obyczajowy o traumatycznych zdarzeniach, o których nie chcemy pamiętać. Mroczna tajemnica, odkrywana stopniowo potrafi wzbudzić niepokój. Tylko, że cała ta intryga zaczyna się wydawać coraz bardziej wariacka oraz sztampowa jak diabli. Bo mamy tutaj żądzę życia wiecznego, tajemniczą koleżankę Nora, a także jakieś demoniczne przedmioty zebrane w domu. A jednocześnie jest tutaj chęć zemsty babci na swoich dzieciach, co wywołuje pewne przerażenie. Problem w tym, że jest to wszystko poprowadzone od sztampy. Brakuje tutaj czegoś świeżego, a makabryczne momenty to troszkę za mało.

zla sila2

Reżyser próbuje tutaj coś ugrać zdjęciami oraz wykorzystaniem oświetlenia. I to nawet działa, zwłaszcza w scenach w szkole czy w pokoju matki. Nachalna jest za to muzyka, typowa dla tego gatunku oraz udźwiękowienie. Aktorstwo jest przyzwoite, zaś zakończenie w pełni satysfakcjonuje. To jednak jest za mało, by uznać „La influencia” za godne uwagi dzieło.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Solo

Od razu uprzedzę wszelkie pytania – to nie ma nic wspólnego z Hanem Solo czy innymi „Gwiezdnymi wojnami”. Jest to hiszpański dramat o pewnym surferze o imieniu Alvaro. Mężczyzna kocha dwie rzeczy – fale oraz kobietę o imieniu Ona (jak można tak nazwać kogokolwiek). Tylko, że pogodzenie tych dwóch rzeczy jest niezbyt możliwe, choć sam uważa inaczej. Ale jedno zdarzenie zmienia wszystko: wypadek, gdzie mocno ucierpiał.

solo1

Hiszpański film od Netflixa próbuje połączyć dwa pozornie sprzeczne gatunki: film o miłości z elementami survivalu, budząc skojarzenia ze „127 godzin”. Tylko problem w tym, że cała opowieść wydaje się bardzo krótka, płytka oraz mało angażująca. Reżyser wpadł też na pomysł, by opowieść potoczyć na dwóch płaszczyznach czasowych: podczas wypadku i troszkę przed oraz już po wszystkim, gdy Alvaro opowiada o wszystkim swojej dziewczynie. W teorii zamysł wydawał się całkiem niezły, ale w rzeczywistości działało to zwyczajnie usypiająco i pozbawiało film jakiegokolwiek napięcia. Mimo, że jest kilka ciekawych scen jak rozsunięcie się z klifu oraz skok do wody, fabuła mnie kompletnie nudziła, zaś samo przetrwanie zostało pokazanie po łebkach, bez poczucia jakiegokolwiek zagrożenia. I nie jest tego w stanie nawet zilustrować muzyka, która idzie bardzo w stronę retro elektroniki czy pięknie wyglądające sceny fal oraz przyrody.

solo2

O aktorstwie chciałbym powiedzieć coś dobrego, jednak w zasadzie nie ma za bardzo o czym mówić, bo nie ma tutaj zbyt mocno zarysowanych postaci. Nawet nasz Alvaro (Alain Hernandez) wydaje się być antypatycznym dupkiem, by jego los zwyczajnie mnie obchodził, zaś reszta tak naprawdę robi tutaj tylko tłem, wliczając w to nawet dziewczynę (apetyczna Aura Gallido), która chce… no właśnie, nie bardzo wiem czego. Chyba po prostu odpłynąłem w trakcie oglądania.

Chciałbym powiedzieć, że „Solo” to udany film, jednak Netflix znowu zaczyna wraca do realizacji niewypałów. Po obejrzeniu nie zapada specjalnie w pamięć, odpływając niczym fala na morzu przeciętności.

5/10 

Radosław Ostrowski