Tyler Rake II

Trzy lata temu, kiedy większość ludzi zmuszona została do pracy zdalnej, zaś ośrodki kultury zostały zamknięte, na Netflixie pojawił się On. Młodszy brat twardzieli kina akcji pokroju Stallone’a czy innego Schwarzeneggera, który zgubił się w czasie i trafił do naszej epoki. Nazywał się Tyler Rake (Chris Hemsworth), miał twarz słynnego boga młotków – Thora oraz był niemal chodzącą kliszą: twardym najemnikiem z cierpiącą duszą i absolutnie niczym do stracenia. Wtedy szalał po Bangladeszu, by odbić syna szefa kartelu narkotykowego, zaś w finale… no nie był w najlepszym stanie fizycznym.

Jednak nie z takich opresji wychodził, został znaleziony przez kumpelę z ekipy Nik, a następnie trafił do szpitala. Paromiesięczna rekonwalescencja oraz pobyt w leśnym domku na terenie robią swoje, choć ręka na temblaku i noga jeszcze kuleje. Czyli raczej koniec akcji i naparzanki oraz początek spokojnej emerytury? No nie, bo inaczej ten film by nie powstał. Pojawia się tajemniczy koleś z brytyjskim akcentem i daje Rake’owi robotę, której nie może odmówić. Dlaczego? Tym razem celem do odbicia jest jego szwagierka i ich dzieci trzyma w gruzińskim więzieniu razem z mężem-gangsterem. Jak to zrobić? Po cichu i bez hałasu. Co może pójść nie tak?

W sumie jeśli miałbym opisać drugą część dzieła Sama Hargrave’a, to wygląda jak misja ze współczesnych odsłon Call of Duty, gdzie grasz na kodach i jesteś praktycznie niezniszczalny. Czyli jest jeszcze krwawiej, brutalniej, ostrzej i na większą skalę. Czuć, że dano większy hajs i reżyser jeszcze pewniej operuje kamerą niż poprzednio. I tak jak poprzednio historia jest pretekstem, by zobaczyć naszego wściekłego Rake’a w akcji. To ten typ, co mówi mało, jest cynicznym twardzielem, którego determinacja jest tak silna, że NIC nie może go powstrzymać. Choćby był dźgany, postrzelony, bity i połamany, niczym „Nobody” czy bohater „Sisu”.

Akcja jest jeszcze bardziej szalona niczym z komputerowej strzelanki, co dobitnie pokazuje ponad 20-minutowa (!!!), zrealizowana w jednym ujęciu (albo z poukrywanymi cięciami montażowymi) sekwencja ucieczki z więzienia. Czego tam nie ma: bunt więźniów, przebicie się przez spacerniak, ścigające motocykle, helikoptery czy atak na pociąg. Wszystko skąpane we krwi zmieszane z praktycznymi i komputerowymi efektami specjalnymi, wybuchami, oraz świszczącymi kulami. Bez żadnych większych ambicji, prób pokazania skomplikowanego świata czy głębokich portretów psychologicznych. To jest BRUTALNY, gwałtowny i intensywny film akcji dla dorosłych, gdzie ludzi morduje się z bezwzględnością zwierzęcia. Nawet z płonącą ręką!!! Naparzanka jest jeszcze bardziej satysfakcjonująca niż w poprzedniku, zaś Chris Hemsworth i (mający o wiele więcej czasu ekranowego) duet Golshifteh Faharani/Adam Bessa mają o wiele więcej roboty, będąc w swoim żywiole. Gdybym nie widział nowego Johna Wicka, byłbym pod jeszcze większym wrażeniem.

Wiele wyrazistszy jest antagonista, czyli psychopatyczny brat gangstera (Tornike Gogrichiani). Wychowany surową ręką jest w zasadzie lustrzanym odbiciem Rake’a – jest tak samo zdeterminowany, twardy, ale jest w stanie zrobić wszystko dla zemsty. Bez względu na cenę i ofiary jakie musi ponieść, włączając w to nawet swojego siostrzeńca, Sandro. A propos niego – chłopak oraz cała rodzinna drama jest dla mnie. I nawet nie chodzi o to, że to moment na złapanie oddechu przed kolejną rzeźnią oraz lepsze poznanie tych postaci. Ale dzieciak jest strasznie irytujący, choć raczej chodziło o wywołanie w jego głowie konfliktu między lojalnością wobec ojca i wuja a matką oraz ekipą Rake’a. Co doprowadza do śmierci kilku osób.

Ale poza tym wątkiem reszta była dla mnie dokładnie tym, czego się spodziewałem. Czyli ostrą, wściekłą młócką na większą skalę. I nie chodzi tylko o różne lokacje, ale o więcej wiader krwi oraz wręcz szalonych technicznie scen akcji. Hargrave rozwija się jako reżyser i tak dalej pójdzie, to może zostać postawiony obok klasyków gatunku. Od razu uspokajam, będzie część trzecia, której nie mogę się doczekać.

8/10

Radosław Ostrowski

21 mostów

Nowy Jork, późną nocą. Miasto zazwyczaj śpi, ale nocą budzą się bandyci i wtedy dochodzi do wielu zbrodni. Coś o tym wie detektyw Andre Davis, którego ojciec zginął jak był dzieckiem przez paru gnojów. Już jako dorosły poszedł w ślady ojca, tylko bardziej nie patyczkował się z ludźmi, co zabijali policjantów. I przez to ma na pieńku z wydziałem wewnętrznym, ale dostaje nową sprawę. Doszło do włamania, co skończyło się śmiercią kilku policjantów. Do śledztwa dołącza policjantka z narkotykowego, bo na miejscu zbrodni znaleziony kilkaset kilo koksu.

21 mostow1

Film Briana Kirka to niemal klasyczny w konstrukcji kryminał, skupiony na śledztwie. Sama narracja przebiega dwutorowo. Z jednej strony mamy policjanta z reputacją, przydzieloną tymczasowo partnerkę oraz dużą presję czasu. Z drugiej strony mamy dwóch przestępców, działających ewidentnie na czyjeś zlecenie. Nawet oni sami nie wiedzą w co się pakują, bo zlecenie staje się dla nich skomplikowane. Czemu dragów było więcej niż planowano? I skąd się wzięło tylu policjantów? Zasadzka? Ustawka? Czy jakieś brudne, policyjne akcje na boku? To będzie próbował ustalić Davis, ale to nie będzie proste. Reżyser bardzo powoli odkrywa element układanki, chociaż dla fanów gatunku nie będą niczym zaskakującym. Niemniej trudno “21 mostom” odmówić klimatu przypominającego troszkę kino noir. Akcja osadzona niemal w nocy, jazzowa muzyka w tle, wiele ujęć na miejski krajobraz oraz powolne tempo.

21 mostow2

Nie oznacza to jednak, że twórcy rezygnują z pościgów czy strzelanin, bo tych nie brakuje. I są bardzo porządnie zrobione, lecz bez fajerwerków, służąc historii oraz budując napięcie. Wszystko jest bardzo przy ziemi, bez popisów pirotechnicznych, co sprawdza się bez zarzutu. Ale jest krwawo oraz z bluzgami.

21 mostow3

Aktorsko jest więcej niż okej, a każdy ma tutaj coś do roboty. Świetnie sprawdza się Chadwick Boseman jako Davis, który najpierw myśli, dopiero potem sięga po broń. Chociaż na początku mówi się nam zupełnie coś innego, a charyzma aktora sprawdza się tutaj bardzo dobrze. Równie wyrazisty jest duet bandytów w wykonaniu Taylora Kitscha oraz Stephana Jamesa, z czego ten drugi wydaje się bardziej opanowany i nie strzela do nikogo na ślepo. Chyba, że zostaje postawiony pod ścianą. Solidnie wspierają ich na dalszym planie Sienna Miller (detektyw Burns) oraz J.K. Simmons, nawet nie mając za wiele do roboty.

“21 mostów” ma wiele z klasycznego kryminału, a mimo schematów potrafi zaangażować i wciągnąć do samego, krwawego końca. Angaż Bosemana oraz producenckie wsparcie braci Russo zaprocentowało bardzo porządnym dreszczowcem w starym stylu.

7/10

Radosław Ostrowski

Tyler Rake: Ocalenie

Tytułowy bohater to bardzo dobrze wyszkolony australijski najemnik. Bez rodziny, żyjący od zlecenia do zlecenia, bez perspektywy i stabilizacji. Teraz dostaje kolejne zadanie, które wydaje się proste: odbicie syna szefa hinduskiego kartelu narkotykowego. Został on porwany przez konkurenta z Bangladeszu, który trzyma w garści lokalne wojsko oraz policję. Łatwo nie będzie.

tyler rake1

Netflix kolejny raz próbuje zrobić wysokobudżetowy, efektowny film akcji. Nie szczędzą pieniędzy I ściągnęli do pomocy samych braci Russo. Niestety, ograniczyli się do roli producentów (także napisali komiksowy pierwowzór, na podstawie którego powstał ten film), a za kamerą stanął współpracujący z nimi kaskader Sam Hargrave. Po sukcesach “Johna Wicka” i “Atomic Blonde” ten trend nie powinien zaskakiwać, bo kto lepiej kuma kino akcji. Więc powiem to od razu: “Tyler Rake” to klasyczny akcyjniak ze schematyczną fabułą, ale pełen adrenaliny oraz kopa. Koncepcja jest prosta, znana choćby z “Człowieka w ogniu”, czyli jednoosobowa armia z mroczną, traumatyczną przeszłością, musi dojść z punktu A do punktu B. Ale droga nie może być łatwa i prosta, bo przeciwnik ma przewagę liczebną, zna lepiej teren, zaś Tyler jest tylko gościem na tej imprezie. A co będziemy mieli po drodze? Standardowy zestaw, czyli pościgi, krew, bluzgi, mordobicie oraz świszczące w każdym kierunku strzały. Bez żadnych głębszych prób psychologizowania postaci (to akurat wychodzi najsłabiej) czy poważnego spojrzenia na Indie czy Bangladesz.

tyler rake2

Liczy się za to akcja, a ta jest zrealizowana wręcz pierwszorzędnie. Najbardziej pamięta się ponad 10-minutowa scena pościgu oraz strzelaniny zrobiona w jednym ujęciu. Kamera dosłownie pędzi z bohaterami, każdy cios i strzał jest widoczny, czytelny oraz świetnie zrealizowany. Sama choreografia oraz kaskaderka stoi na wysokim poziomie, podnosząc adrenalinę niemal do ściany. I nie ważne czy mówimy o scenie wyciągnięcia chłopaka przez Rake’a z kryjówki, bójki z dawnym znajomym czy finałową strzelaninę na moście. To podnosi całość na troszkę wyższy poziom.

tyler rake3

Jeśli jednak chciałbym się do czegoś przyczepić, to do zbyt płytkiego zarysowania tła. Właściwie poza Rake’m oraz odbijanym przez niego chłopakiem, nikogo nie poznajemy zbyt dobrze. Reszta ekipy najemników (w tym szefowa Nik Khan) pełni role dodatku albo mięsa armatniego, antagoniści wydają się papierowi i nudni, zaś protagonista to “biały zbawca świata” o aparycji Chrisa Hemswortha (świetnie pasującego do tej roli).

Niemniej muszę przyznać, że jako bezpretensjonalna rozpierducha do obejrzenia z kumplami przy piwku “Tyler Rake” sprawdza się bez zarzutu. Pewnie po obejrzeniu od razu zapomnimy (może poza mastershotem), jednak czas przy nim spędzony nie jest stracony. Coś czuję, że będzie ciąg dalszy.

6,5/10

Radosław Ostrowski

IO

Tytułowe Io to jeden z księżyców Jowisza, gdzie trafiła niemal cała ludzkość po tym, jak Ziemia powiedziała nam: dość. Powietrze zostało coraz pozbawione tlenu, pojawiały się duże anomalie atmosferyczne, zaś cała fauna i flora nie przetrwała. Na naszej planecie zostali nieliczni ludzie, którzy próbowali przywrócić ją do stanu przed katastrofą jak dr Harry Walden. Tylko, ze te nieliczne próby (włącznie z genetycznymi eksperymentami) kończyły się porażką lub krótkotrwałym sukcesem. Niemniej córka naukowca, desperacko próbuje dokonać przełomu, ale czasu zostało coraz mniej.

IO1

Najnowsze cudo od Netflixa to bardzo kameralne i oszczędne kino SF. Niby takich opowieści o końcu świata było wiele, lecz tutaj próbuje się to ubrać w niemal filozoficzną przypowieść o samotności, dokonywaniu trudnych wyborów oraz ilustracji pewnego uporu, by jednak ugłaskać naszą planetę-matkę. Mocno podniszczony świat, pełen opustoszałych budynków oraz pozornie pięknych krajobrazów może działać na plus, lecz skupienie fabuły na jednej postaci jest strasznie trudne i wymaga czegoś, co pozwala skupić uwagę na dłużej. Dlatego pojawia się druga postać, niejakiego Miceha, który decyduje się wyruszyć na ostatni prom i niejako po drodze trafia do siedziby Waldena (mocno przypominającej budynki z „Marsjanina”). Pozornie daje to spore pole do popisu na potencjalny wątek romansowy, ale twórcy chcą iść w zupełnie innym kierunku. Jest sporo gadania, przez co odkrywamy informacje o całym tym bajzlu, jednak cała opowieść zaczyna robić się zwyczajnie nudna i wręcz usypiająca. Na bohaterach kompletnie mi nie zależało, ich zarysowanie oraz próby dodania głębi kompletnie nie przemawiały do mnie, tak samo jak motywacja głównej protagonistki.

IO2

Niby ma to swój klimat na początku, lecz z każdą sekundą wszystko zaczyna powoli spadać na łeb na szyję. Wszystko wydaje się tutaj bardzo szablonowe, mocno znajome oraz będące tak naprawdę pozbawioną własnego pomysłu na siebie kalką wielu dzieł. I nawet nie pomaga grający w tle Chopin, ani aktorstwo mocno męczących się Margaret Qualley ani Anthony’ego Mackie, którzy starają się bardzo. Tylko, że scenariusz nie daje im zbyt wiele pola do popisu.

„IO” to jeden z najsłabszych filmów Netflixa, jaki widziałem kiedykolwiek. Nudny, smętny, pozbawiony własnego charakteru i marnujący potencjał na co najmniej intrygujące kino. Można stosować zamiast tabletek na sen.

4/10

Radosław Ostrowski