Angus & Julia Stone – Snow

SnowAngusAndJuliaStone

 Śniegu nie ma, ale to nie znaczy, że nie można sięgnąć po album z białym puchem w tytule. Odpowiadają za nią rodzeństwo Angus I Julia Stone z Australii, którzy także wyprodukowali cały materiał, trzymając się kierunku folk-rockowego.

“Snow” mocno czerpie z tego, co już robił duet, jednocześnie idąc w bardziej przystępnej formie. Stąd mamy gitarowo-elektroniczny utwór tytułowy, inspirowany dokonaniami z lat 80. (synthpopowa perkusja). Dalej jest to podtrzymywane przez bardziej dynamiczne “Oakwood”, pełne gitar oraz metalicznego basu. Bardziej stonowane, chociaż równie taneczne jest singlowe “Chateau”, pełne dźwiękowych plumkań, podobnie bardziej melancholijne “Cellar Door” oraz zabarwione fortepianem z szumiącym tłem “Sleep Alone”, gdzie jeszcze jest… śmiesznie zniekształcony głos, jakby śpiewał Alvin, co strasznie psuje efekt. Za to zaskoczenie jest delikatnie plumkające “Make It Out Alive”, będące przyjemną odskocznią I tworzącą wręcz… świąteczny klimat. A potem wchodzi rozkręcający się “Who Do You Think You Are” z bardzo ciepła melodią wygrywaną przez klawisze, gitarę oraz perkusję, by wyciszyć się w delikatnym “Nothing Else” oraz ciepłym, troszkę nostalgicznym “My House Your House”, pod koniec mającym dużego kopa. Odrobina (tylko odrobina) psychodelii towarzyszy w utrzymującym średnie tempo “Bloodhound” oraz pełnego szorstkich, pulsujących klawiszy “Baudelaire’a”, by na koniec dostać pełnego ciepła “Sylvestra Stallone’a”.

Rodzeństwo śpiewa na zasadzie kontrastu: delikatny, wręcz dziecięcy wokal Julii kontrastuje z mocnym Angusem, co bardzo dobrze współgra ze sobą. “Snow” jest bardzo delikatny, ciepły I najlepiej sprawdziłby się do jakiegoś wolnego tańca. Wielu może odrzucić na początku, ale z każdym odsłuchem jest tylko lepiej.

7/10

Radosław Ostrowski

Angus & Julia Stone – Angus & Julia Stone

Angus__Julia_Stone

Nie ma to jak rodzeństwo, które ma podobny talent i pasje. A że to czasem wystarczy, by odnieść sukces pokazuje grupa kierowana przez brata i siostrę – Angusa i Julię Stonę, który po czterech latach przerwy wrócili z nowym, trzecim albumem wyprodukowanym przez samego Ricka Rubina. Czy to mogło nie wypalić?

Zawsze jest takie ryzyko, jednak fani chyba nie powinni być rozczarowani. Delikatne gitary (akustyczna i elektryczna), dwa ładne głosy, perkusja – więcej nie trzeba. No może jeszcze jakieś dobre melodie oraz teksty. I o dziwo, też się to znalazło, choć tempo jest głównie spokojne. Czasami jest on budowany przez świetne Hammondy („Grizzly Bear”), pójście w stronę retro z lat 70. („Heart Beats Slow”) i delikatnie łkają na gitarach swoich, budując trochę nostalgiczny klimat jak w „Wherevere You Are” czy „Death Defying Acts”. Ale nie znaczy to, że grupa tylko smęci – pojawia się też coś żywszego i żwawszego jak „Little Whiskey” z szybszą grą gitar i perkusji. Jednak całość jest naprawdę spójna i bardzo przyjemna.

To także zasługa naprawdę zgranych głosów Angusa i Julii – trochę delikatnych (ona mi się trochę kojarzy z Russian Red), ale idealnie współgrają z muzyką, tworząc ciepłą, ale bardzo odprężającą miksturę. A wersja deluxe zawiera jeszcze dwie, fajniutkie piosenki. Na tą porę roku, naprawdę orzeźwiający koktajl wyszedł.

7,5/10

Radosław Ostrowski