W starym, dobrym stylu

Joe, Willie i Albert to przyjaciele z Nowego Jorku, pracujący w pewnej fabryce. Jeśli myślicie, że ich długoletnia praca zostanie doceniona, to nic z tego. Firma, dla której pracują przenosi się do Wietnamu, więc ich fundusz emerytalny zostaje zlikwidowany. Dodatkowo Joe ma dużą hipotekę do spłacenia i jeśli się spóźni – zabiorą dom. Willie ma chore nerki i mieszka z Albertem, który lubi sobie pozrzędzić. Panowie – pod wpływem perswazji Joe’ego – by móc rozwiązać swoje groszowe problemy, postanawiają napaść na bank.

stary_dobry_styl1

Zach Braff do tej pory znany był z niezależnego kina o młodych ludziach, zagubionych w dzisiejszym świecie. Tym razem dostał szansę na zrobienie remake’u z dużym budżetem i gwiazdorską obsadą. Lekka i przyjemna komedia o starych przyjaciołach, którzy decydują się zrobić poważny skok. Bo system ich olał, państwo nie pomaga, więc trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Wtedy wszystko zmierza w kierunku klasycznego heist movie, gdzie mamy przygotowanie, skok i pościg policyjny. Robione jest to pod okiem profesjonalisty, pomagającego w szybkim przeszkoleniu. Wiemy, jak to się skończy, ale i tak się przyjemnie ogląda. Reżyser opowiada to w starym stylu, dodaje eleganckiej muzyki oraz sympatycznych żartów i gagów (pierwszy skok w małym markecie zakończony… wpadką), ale nie ma pójścia w kierunku bardziej fekalnych, nieświeżych czy przekraczających granicę dobrego smaku. Nie zabrakło napięcia (napad na bank zrobiono z pewnym nerwem), parę razy widzimy Brooklyn Bridge, w tle gra łagodny jazz. Jest miło i sympatycznie.

stary_dobry_styl2

Do tego udało się ściągnąć trzech prawdziwych gigantów: Michaela Caine’a, Morgana Freemana i Alana Arkina. Pierwszy jest eleganckim dżentelmenem, drugim opanowanym i spokojnym kumplem, a trzeci jest zrzędą z dobrym sercem. Pozwalają sobie na odrobinę złośliwości, a chemia między tym triem jest silna, wręcz namacalna. I to trio jest siłą napędową, spychając cała resztę na dalszy plan. Warto jednak wyróżnić ciągle apetyczną Ann-Margret (Annie) oraz Johna Oritza (Jesus), pomagającego w napadzie.

stary_dobry_styl3

Miłe i sympatyczne kino, które nie zostanie w pamięci na długo, ale pozwala przyjemnie spędzić te półtorej godziny. Elegancka rozrywka w starym, dobrym i lekkim stylu.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Magia

Corky jest młodym i obiecującym magikiem, który po odejściu swojego mentora próbuje na własną rękę rozpocząć karierę iluzjonisty. Jednak jego pierwszy występ kończy się kompromitacją. Rok później razem z lalka Fats ze sprośnym poczuciem humoru zaczyna odnosić sukcesy. Za tymi sukcesami jednak kryje się bardzo mroczna tajemnica, która ujawnia się w momencie, gdy Corky decyduje się przyjechać do swojej dawnej miłości – Peggy Ann.

magia_1977_1

Richard Attenborough znany był z tego, ze opowiadał filmy o wielkich postaciach z dużymi budżetami i gwiazdorską obsadą. Jednak „Magia” – adaptacja powieści Williama Goldmana (także autor scenariusza) jest jednym z nielicznych lżejszych filmów w tym bogatym dorobku. Zaczyna się jak kino obyczajowe, gdzie pojawia się magia – element ciekawy i tajemniczy. Całość skupia się na naszym bohaterze, który sprawia wrażenie nieśmiałego, ale zręcznego iluzjonisty, który wie jak oczarować widownię. Ale powoli skrywana tajemnica naszego bohatera rzuca inne światło na tą postać. W momencie pojawienia się u dawnej dziewczyny, film staje się mieszanką melodramatu z thrillerem. Zaczynają pojawiać się trupy, reżyser próbuje budować napięcie (wyczekiwanie i test cierpliwości – czy wytrzyma pięć minut bez lalki), powoli dochodzi do kolejnych zbrodni. Film ogląda się nieźle, jednak czegoś tutaj brakuje – nie przykuwa uwagi na dłużej, pojawiają się dłużyzny i zbyt szybko odkrywamy, co jest nie tak z naszym bohaterem.

magia_1977_2

Jednak nie zmienia to faktu, że jest to popisowa kreacja Anthony’ego Hopkinsa, który potwierdza swój nieprzeciętny talent. Jako Corky jest mieszanką uroku, nieśmiałości i determinacji, jednak okazuje się być nowym wcieleniem dr Jekylla i pana Hyde’a. Zdarza mu się łatwo wpaść w gniew (pierwsza próba sztuczki polegającej na odczytaniu myśli), wścieka się z byle powodu i jest słabeuszem zależnym od silniejszej osobowości. Jest nią lalka Fats (mówiąca głosem Hopkinsa), która steruje i manipuluje naszym bohaterem (taki pierwowzór laleczki Chucky), popychając go do kolejnych zbrodni. Reszta aktorów (cholernie dobry Burgess Meredith jako agent magika Ed Green i piękna Ann-Margret grającą dawną dziewczynę) jest tak naprawdę elementem dekoracyjnym dla potężnego Hopkinsa.

magia_1977_3

I choćby dla tej kreacji – uważanej za preludium do postaci Hannibala Lectera – warto „Magię” zobaczyć. Reszta nie jest aż tak wyborna (co jest wielką szkodą) potwierdzającą, że Attenborough wolał bardziej epickie freski.

6/10

Radosław Ostrowski