Relic

Zaczyna się to bardzo spokojnie. Matka z córką jadą do domu babci, której nie widziały od dłuższego czasu. Jednak nie robią tego z przypływu serca, ale z powodu zaginięcia starszej pani. Na miejscu dom okazuje się mocno podniszczony i zaniedbany, jakby nikt w nim nie mieszkał. Po dwóch dniach dzieje się coś naprawdę dziwnego – babcia Edna wraca do domu jakby nigdy nic się nie stało. Matka z córką wiedzą o jej problemach z pamięcią i wprowadzają się, by zająć się starszą panią. Powoli zaczynają odkrywać kolejne dziwne zachowania staruszki.

Debiutująca Natalie James w „Relic” pozornie wydaje się iść w stronę kina grozy. Tylko, że horror ma tutaj przede wszystkim podłoże psychologiczne, więc wszelcy fani potworów czy osób opętanych nie mają tu czego szukać. Elementy grozy służą do pokazania trudnej relacji z osobą chorą na utratę pamięci. Takie osoby są w stanie się na chwilę „zawiesić”, nie pamiętają nawet tego, że wręczyły komuś z rodziny przedmiot i oskarżają o kradzież, a nawet zachowują się w sposób czasem irracjonalny. W tym przypadku jest to jedzenie zdjęć z albumu, jednak reżyserka nie boi się pokazać innych niepokojących rzeczy. Większość wydarzeń dzieje się w nocy, a niepokojący klimat potęguje samo wnętrze domu. Niby takie spokojne i dzisiejsze, ale z drugiej strony na ścianach są grzyby, pleśń oraz brud, a także karteczki z napisami. Nie brakuje też efektywnych jump-scare’ów, których się naprawdę nie spodziewałem, więc strach też się pojawia. Wszystko to pomaga w zarysowaniu oraz pogłębieniu trudnych relacji rodzinnych.

Napięcie jest budowane bardzo powoli, co wielu może zniechęcić, ale warto wgłębić się w opowieść. Każda z pań jest inna, z różnym systemem wartości oraz wieloma przejściami. Babcia (rewelacyjna Robin Nevin) w jednej chwili jest w stanie zmienić swoje nastawienie: od opanowanej i ciepłej po zagubioną, zdezorientowaną, nawet agresywną. Matka (fantastyczna Emily Mortimer) jest typem pracoholiczki, która jednak kocha swoją matkę i próbuje jej pomóc. Nawet wbrew jej woli, niemal do końca zachowując trzeźwość umysłu oraz desperacką walkę. Z kolei najmłodsza (ciepła Belle Heartcomb) pierwszy raz styka się z chorobą babci, choć początkowo cieszy się z jej obecności. Jednak z czasem zaczyna uświadamiać sobie jak duże brzemię spotyka jej babcię.

To wszystko zostaje skonfrontowane w bardzo intensywnym, ponad 20 minutowym finale, który trzyma na krawędzi fotela oraz potrafi mocno uderzyć w głowę. Czegoś takiego dawno nie odczuwałem, tak jak dawno nie widziałem tak przekonującego horroru psychologicznego. Małe, a wielkie kino.

8/10

Radosław Ostrowski

Not Fade Away

Lata 60. – czas, w którym szaleje rock’n’roll. Na fali tej muzyki pewien młody chłopak o imieniu Douglas razem z kumplami postanawia założyć kapelę. Jednak rodzina nie jest jakoś specjalnie zadowolona z tego wyboru, ale chłopak nic sobie z tego nie robi. Ma wsparcie poznanej dziewczyny Grace, ale jego marzenia zostają wystawione naprawdę poważnej próbie.

not_fade_away1

Pewnie wiele osób kojarzy nazwisko David Chase. Facet odpowiedzialny za serial „Rodzina Sporano”, tym razem postanowił spróbować swoich sił jako reżyser i scenarzysta na dużym ekranie. I wyszedł z tego pozornie jeden z wielu filmów obyczajowych, który przy okazji (i w dużym skrócie) przedstawia fragment z historii USA, gdzie wielu zafascynowanych muzyka młodych ludzi, próbowało pójść w ślady The Rolling Stones czy Boba Dylana. Dla nich muzyka była przede wszystkim pasją, a pierwsze próby są jeszcze dość amatorskie (granie po domach, ćwiczenia w garażu), ale potem pojawia się proste pytanie: czy da się z tego wyżyć? No właśnie, a rzeczywistość bywa bardzo brutalna, a los okrutny – spięcia, konflikty wewnątrz grupy, kobiety, w końcu poważny wypadek stawiają przyszłość pod znakiem zapytania. Chase jest najlepszy, gdy pokazuje rozterki młodych ludzi oraz sceny prób, „koncertów”, ale sama historia jest dość rwana i skrótowa, przez co nie do końca byłem w stanie wczuć się w tą opowieść. I to jest najpoważniejsza wada, która jednak mocno „rozrywa” ten film. Realia zachowano, zdjęcia są solidne, a scenografia i kostiumy naprawdę robią dobre wrażenie.

not_fade_away2

Jeśli chodzi o aktorstwo, to jest ono całkiem przyzwoite, zwłaszcza w wykonaniu młodych aktorów jak John Magaro (Douglas), Will Brill (Wells), Jack Huston (Eugene) czy Bella Heathcote (Grace). Starsze pokolenie aktorskie najlepiej reprezentuje James Gandolfini w roli ojca, który powoli zaczyna nawiązywać lepszą więź z synem (rozmowa w knajpie, gdy wyznaje, że zostawiłby swoją matkę).

not_fade_away3

Czy warto gonić za swoimi marzeniami? Reżyser nie daje jednoznacznej odpowiedzi, ale „Not Fade Away” pozostaje kawałkiem naprawdę niezłego kina. Niby nic wielkiego, ale czy zawsze film musi być wielkim dziełem?

6,5/10

Radosław Ostrowski