Biffy Clyro – Similarities

Similarities

Szkockie trio Biffy Clyro przykuło moja uwagę w zeszłym roku wydając udany, dwupłytowy album „Opposites”. Teraz pojawia się płyta z utworami, które jakimś cudem nie zmieściły się na poprzedniku.

Tych szesnaście piosenek jest bardzo różnorodnych. Otwierające całość „The Rain” wydawało się tak spokojne, że można było mieć wątpliwości co do wykonawcy, gdyby nie wokal Simona Neila. Bas z perkusją mocniej się odzywają w „Thundermonster” oraz lekko kowbojskim – przynajmniej na początku – „Milky” (ta gitarka), nabierając ostrości oraz mocy. Krótkie, melodyjne, gitarowe granie. Jednak jest parę tutaj wybijających się kompozycji jak „Euphoria” z delikatnym elektronicznym wstępem, zniekształconym wokalem oraz brudnym entouragem czy pędzące dość gwałtownie „City of Dreadful Night” (jedynie między zwrotkami spowalniało tempo). Środek jest mocno energetyczny, mieszający spokój i elektronikę jak w „A Tragic World Record” czy punkowym „Wooden Souvenir”. W zasadzie trudno się do czegokolwiek przyczepić i słychać, ze to robota zawodowców.

Bywa ostro, mocno i energicznie, choć wydaje się to zbijaniem kuponów. Ale to też trzeba umieć. I Biffy Clyro to potrafi. Naprawdę solidna, nie pozbawiona pazura robota.

7/10

Radosław Ostrowski

Biffy Clyro – Opposites

biffyclyroopposites_300x300

Szkocka kapela Biffy Clyro to zespół grający stricte rockową muzykę od 1995 roku. Trio w składzie gitarzysta Simon Neil, basista James Johnston oraz perkusista Ben Johnston do tej pory nagrali 5 płyt, zaś rozgłos przyniosła im czwarta „Puzzle” z 2007 roku. Po pięciu latach przerwy zespół powraca z nowym materiałem „Opposites”.

Za produkcję odpowiada współpracujący z nimi wcześniej Garth Richardson, zaś album zawiera dwie płyty po 10 piosenek. I obie płyty są do siebie zbliżone, czyli serwują dość zróżnicowane gitarowe granie. Ze zmianami tempa (nawet w trakcie utworu jak w „Black Chandelier”, gdzie spokojne zwrotki przeplatają się z mocniejszym refrenem), skrętami w melodyjne nuty („Sounds Like Ballons”, „Pocket”), świetnym wokalem, mocną perkusją („Little Hospitals”), nośnymi chórkami („Biblical” przypominający Coldplay) czy nawet punkiem („Modern Magc Formula”), a nawet bluesem („Trumpet or Tap”). Jednak poza basem i gitarami pojawia się trochę elektroniki (początek „A Girl and a Hat” czy „The Fog”), oraz dość nietypowych instrumentów dla tego zespołu jak harfa („Sounds Like Ballons”), meksykańskich trąbek („Spanish Radio”), kobzy („Stinging’ Bells”) czy skrzypce („Victory Over the Sun”).

Wokal Neila brzmi tak jak trzeba. Zadziornie, spokojnie – żaden problem, ze wsparciem reszty zespołu w refrenach („Black Chandelier”). Zaś do tego dodajmy jeszcze nie głupie teksty, to mamy naprawdę dobre, rockowe granie. Z energią, pazurem, zróżnicowaniem i odrobiną finezji.

7,5/10

Radosław Ostrowski