

Szkockie trio Biffy Clyro przykuło moja uwagę w zeszłym roku wydając udany, dwupłytowy album „Opposites”. Teraz pojawia się płyta z utworami, które jakimś cudem nie zmieściły się na poprzedniku.
Tych szesnaście piosenek jest bardzo różnorodnych. Otwierające całość „The Rain” wydawało się tak spokojne, że można było mieć wątpliwości co do wykonawcy, gdyby nie wokal Simona Neila. Bas z perkusją mocniej się odzywają w „Thundermonster” oraz lekko kowbojskim – przynajmniej na początku – „Milky” (ta gitarka), nabierając ostrości oraz mocy. Krótkie, melodyjne, gitarowe granie. Jednak jest parę tutaj wybijających się kompozycji jak „Euphoria” z delikatnym elektronicznym wstępem, zniekształconym wokalem oraz brudnym entouragem czy pędzące dość gwałtownie „City of Dreadful Night” (jedynie między zwrotkami spowalniało tempo). Środek jest mocno energetyczny, mieszający spokój i elektronikę jak w „A Tragic World Record” czy punkowym „Wooden Souvenir”. W zasadzie trudno się do czegokolwiek przyczepić i słychać, ze to robota zawodowców.
Bywa ostro, mocno i energicznie, choć wydaje się to zbijaniem kuponów. Ale to też trzeba umieć. I Biffy Clyro to potrafi. Naprawdę solidna, nie pozbawiona pazura robota.
7/10
Radosław Ostrowski


