Poznajcie Daniela – to zwykły szaraczek, który pracuje w firmie. W drodze na ważne spotkanie biznesowe wyprzedza starą, zniszczoną ciężarówkę. Kierowca wraka nie odpuszcza i parę razy mija Pontiaca Manna. Drobna „kłótnia” zmienia się w walkę o przetrwanie, gdy ciężarówka celowo puszcza auto Daniela wprost pod auto. Tak zaczyna się koszmar i to najgorszy ze wszystkich.

Jak wiadomo każdy reżyser zanim osiągnie swój wielki sukces – nieważne czy artystyczny czy komercyjny – musi od czegoś zaczynać. Pewien amerykański filmowiec zaczął od pracy dla telewizji. Nakręcony przez niego film zrobił tak wielkie wrażenie, że postanowiono rozbudować go i pokazać w kinach, a źródłem była fabuła Richarda Mathiesona, który pisywał głównie dreszczowce. Kim był ten filmowiec? To niejaki Steven Spielnerg, wówczas znany dzięki nakręceniu pilota (drugiego pilota) serialu „Colombo”. Reżyser tutaj bardzo umiejętnie buduje atmosferę osaczenia, a pościgi robią tutaj naprawdę świetne wrażenie, głównie dzięki pracy kamery oraz dynamicznemu montażowi. W dodatku upał i kompletna bezsilność bohatera, którego wszyscy uważają za wariata, jeszcze bardziej podkreśla atmosferę. Dialogów jest tu niewiele, obraz wystarczy za wszystko. I nawet kiedy nie ma ciężarówki (a twarz jej kierowcy pozostaje zagadką), nie ma szansy na odrobinę spokoju (wizyta w barze, gdzie Daniel próbuje rozpoznać wśród gości kierowcę zabójczego wozu), a napięcie trzymane jest tutaj do samego końca.

Cała tą opowieść na swoich barkach trzyma wyborny Dennis Weaver. To w zasadzie everyman, który znalazł się w absurdalnej sytuacji i nikt nie jest mu w stanie uwierzyć. Wszyscy go biorą za wariata (genialna scena w barze, gdzie dochodzi do bójki czy z dziećmi i uszkodzonym autobusem), nikt nie chce mu pomóc, a wszelkie próby wyrwania kończą się porażką. Poukładane życie wywraca się do góry nogami, zmuszając go do walki niczym w dżungli. Od dumy, przez pychę po strach – to wszystko maluje się na twarzy Weavera. Czy mu się to uda? Kibicujemy mu do samego końca w tej nierównej walce.
Już tym filmem widać, że rodzi się nowy talent w kinie. Następne filmy miały tylko potwierdzić umiejętności mistrza, jednak o tym opowiem jeszcze wiele razy.
8/10
Radosław Ostrowski


