
O Buddym Guyu opowiadałem opisując poprzednią płytę „Rhythm and Blues”. Weteran z Chicago jednak zamiast iść na emeryturę, dalej nagrywa i po dwóch latach serwuje kolejny album. I słychać, że urodził się z gitarą.
Jest to klasyczny gitarowy blues, o czym świadczy już tytułowy utwór z wolnym riffem oraz towarzyszącym fortepianem. Bardziej żywiołowy jest „Wear You Out”, ale czy może być inaczej, jeśli Guya wspiera Billy Gibbons z ZZ Top? Gitara jest żywiołowa, rytmiczna i odpowiednio brudna. I ta zmienność tempa będzie nam towarzyszyć do końca. Spokojna „Back Up Mama” z żywiołowym fortepianem na końcu miesza się z prawdziwymi petardami w rodzaju „Too Late” (harmonijka ustna grana przez Kima Wilsona) czy „Whiskey, Beer & Wine”. Dęciaki też musiały się pokazać (oldskulowy „Crying Out Of One Eye”), podobnie jak smyczki (łagodny „(Baby) You Got What It Takes” z Joss Stone) czy Hammond (spokojny „Crazy World”). Brzmi to z energią, pazurem, a nawet te wolniejsze numery prezentują się bardzo dobrze. Nawet nagrany w hołdzie B.B. Kingowi duet z Van Morrisonem trzyma fason i klasę.
Wokal Guya jest świetny, a riffy są jeszcze lepsze. Guy to obok Johna Mayalla potwierdzenie tezy, ze im starsze, tym lepsze. Po prostu muzyka z najwyższej półki.
8/10
Radosław Ostrowski












