Mort Gleason jest pijakiem, który nie potrafi nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. Decyduje się przybyć do swojej dawno nie widzianej siostry. Kiedy kobieta wyjeżdża, Mort ma zając się jej siostrzeńcem – Abe’m. Chłopak chce wykorzystać wujka, by kupił dla niego łódź.

Reżyser Bob Meyer postanowił przenieść na ekran własną sztukę teatralną, zaprosił uznanych aktorów i wyszedł z tego totalny gniot o niczym. Jest wiele dziwnych scen (Mort wkładający do ziemi butelki), jakieś wspominki pijaczka, ktoś próbuje zrobić przekręt ze sprzedażą łodzi, ale tak naprawdę ani to nie trzyma w napięciu, ani to nie angażuje, nawet śmieszne to nie jest. To tzw. artystyczne kino, czyli w tym wypadku kompletny bełkot, na który szkoda marnować czas, pieniądze i nawet taśmę filmową. I nawet zaangażowanie Johna Malkovicha oraz Johna Goodmana nie pomogło dla tego marnego gniota. Po prostu szkoda czasu i tyle, co ja wam będę mówił więcej.
3/10
Radosław Ostrowski

