Closterkeller – Viridian

rec_viridian_059c89f89dd952

Ta formacja to najbardziej znany polski zespół grający gotyckiego rocka. Od samego początku kojarzony jest z postacią charyzmatycznej wokalistyki Anji Orthodox, gra od ponad 25 lat, a po drodze doszło do kolejnych roszad w składzie (nowy gitarzysta, perkusista oraz basista, czyli Michał Jarominek, Adam Najman i Olek Gruszka). Na kolejną płytę trzeba było czekać aż sześć lat i – zgodnie z tradycją – nosi nazwę koloru. Tym razem padło na “Viridian” (odcień zieleni) i co z tego wyszło?

Wszystko zaczyna się od “Viridiany” – mrocznej, powoli budującej się atmosfery opartej na metalicznym, nisko grającym basie oraz przestrzennych klawiszach. Do tego dochodzą surowe riffy oraz odbijające się niczym echo wokalizy przypominające wręcz syreni śpiew, by w połowie zaatakować mocniejszymi ciosami. I to właśnie obecność elektroniki rzuca się w uszy, co potwierdza “To albo to”, którego egzotyczny początek jest tak przesiąknięty ambientem, że można podejrzewać wytwórnię o podmianę płyty. Fani ostrzejszego kasowania gitarami muszą poczekać do “Król jest nagi” oraz troszkę spokojniejszego “Marcja” (pewnie przez ten fortepian), lecz znacznie mroczniejszy “Pokój tylko mój” miesza siarczyste riffy z podniosłymi smyczkami w tle. Cięższy jest także niemal metalowa, podniosła “Inkluzja”. Mieszankę czadu z melodyjnością tworzą “Matka Ojczyzna”, przestrzenne “Nocne polowanie” oraz wybrana na singla “Kolorowa Magdalena”, by pod koniec zaserwować dwa bardzo rozbudowaną “Studnię tajemnic” i “Strefę ciszy”.

Nadal wrażenie robi magnetyzujący głos Orthodox – nie wiem, jakie są tu moce i czy przypadkiem nie zawarto paktu z diabłem, ale to nadal działa. Nawet, gdy ten wokal gra na bardzo delikatnych tonach, co jest nieprawdopodobne. Dodajmy do tego miejscami poetyckie teksty, to powstaje miejscami baśniowa, miejscami mroczna płyta. Na pewno będę do niej wracał, wracał i wracał.

8/10

Radosław Ostrowski

Tomasz Beksiński In Memorian

Tomasz_Beksinski__In_Memoriam_2015

Dla słuchaczy radiowej Trójki Tomasz Beksiński był jedną z wyrazistszych osobowości dziennikarskiej. Ja go znałem tylko jako tłumacza list dialogowych do zagranicznych filmów (Monty Python, seria o Bondzie) i byłem za młody, by słuchać „Trójki pod księżycem”. 24 grudnia 1999 roku Beksiński popełnia samobójstwo. By przypomnieć tą postać, Polskie Radio wydało kompilację zawierającą ulubiona muzykę redaktora, a wyboru dokonali dziennikarze Trójki oraz fani dziennikarza.

Jest to kompilacja zawierająca zarówno brzmienia new romantic jak i rocka progresywnego. Na początek dostajemy fragment „Neon Mariners” zespołu The Legendary Pink Dots, który zaczynał audycje Beksińskiego. A im dalej, tym ciekawiej. Można uznać to za zestaw mroku, tajemnicy i piękna w odpowiednich proporcjach. Smyczkowo-perkusyjna Lacrimosa („Halt Mich”), pianistyczne Deine Lenken (niepokojące „The Game”), rockowy Galahad, poruszający Collage (nieśmiertelny „Living in the Moonlight”), mieszający elektronikę z etniką Fish („Virgil”) czy cięższy Closterkeller z niemal operowym głosem Anji Orthodox („Violette”). I kiedy wydaje się, że bardziej nie można zaskoczyć, to dostajemy 12-minutowe „Pokuszenie” Abraxasa – pełnym zaskoczeń, zastojów, mroku oraz głosu Adama Łassy, a pewną nadzieję daje melancholijny „Sugar Mice” Marillionu. Troszkę może nie pasować Jethro Tull ze swoimi fletami w „Living In The Past”, ale i tak brzmi bardzo dobrze. Także mieszający muzykę klasyczną z elektronika Cockney Rebel tworzy dziwny klimat, a na koniec dostajemy progrockowy Alan Parson Project i ostatni kawałek zagrany w ostatniej audycji Beksińskiego – instrumentalny „Stationary Traveler” Camel, który chwyta nadal.

Album w zasadzie będący hołdem oraz próbą stworzenia portretu Beksińskiego za pomocą ukochanej przez niego muzyki jest zaskakująco udany. Muzyka pełna pięknych momentów, mroku i czegoś nieodgadniętego, co tylko dźwiękiem da się opisać. Przesłuchajcie to sami, oceny wyjątkowo nie będzie.

Radosław Ostrowski