Pasażer nr 4

Wyobraźcie sobie taką sytuację, że wyrusza misja kosmiczna na Marsa. Jej celem jest hodowla roślin, by stworzyć ziemską atmosferę. Statek jest dwuosobowy, lecz został tak zaadaptowany, by mogły w nim przebywać trzy osoby: dowódca, lekarz oraz biolog. Dotarcie do celu ma potrwać dwa lata, jednak pojawia się tytułowa komplikacja. W przegrodzie z systemem podtrzymywania tlenu znajduje się mężczyzna, który… stracił przytomność. Sam system zostaje uszkodzony i cała misja jest zagrożona.

pasazer4-2

Joe Penna jako reżyser zaskoczył survivalowym dramatem „Arktyka”, a teraz zrobił w zasadzie podobną opowieść. Ale lepszą, bo w kosmosie!!!!!!! Prawda? Troje członków załogi, pasażer na gapę oraz coraz bardziej kurczący się tlen. I jak rozegrać tą sytuację? Ktoś musi umrzeć, bo potencjalne opcje (próba dotarcia do przodu statku ze zbiornikiem z tlenem, użycie roślin) przestają działać. Początek wydaje się spokojny, a z odkryciem tajemniczego pasażera (Michaela) pojawia się parę pytań. Skąd się tu wziął? Czemu nikt go nie zauważył? I co dalej? Ale z każdą minutą wszelkie dyskusje zaczynają tracić na sile, zmieniając się tylko w deklaracje. Dość łatwo jest ustalić kto jaki ma plan (komandor trzyma się wytycznych, biolog jest bardzo pragmatyczny, lekarka empatyczna i walczy o pasażera). Ale napięcie szybko gaśnie przez bardzo wolne, wręcz ospałe tempo. Brakuje tutaj silniejszych, bardziej intensywnych emocji. To wręcz niewiarygodne!!!

pasazer4-1

Zaskakuje bardzo minimalistyczna warstwa wizualna, ale w końcu jesteśmy wewnątrz statku kosmicznego. Scenografia względnie trzyma się realizmu, zaś kamera ma parę fajnych mastershotów jak choćby załoga idącą w sztucznej grawitacji po wnętrzu. Ale w decydującym momencie dochodzi do wyjścia na zewnątrz i wtedy – dopiero! – zaczyna odzywać się suspens. Jednak dla samego filmu było już za późno. Nie pomagały ani efekty specjalne, ani (poza zdjęciami) warstwa techniczna.

pasazer4-3

Sami aktorzy wyciskają co mogą ze scenariusza i dają radę stworzyć przekonujące postaci. Pod tym względem najbardziej wybija się Toni Collette jako komandor Marina Barnett oraz Anna Kendrick jako lekarka Zoe. Obie te role są bardzo rozbudowane i interesujące. Za to bardzo zawodzi tytułowy bohater o aparycji Shamiera Andersona, bo jest zwyczajnie nijaki i stanowi tylko zapalnik dla całej sytuacji. Kompletnie mnie nie interesował, co mnie wprawiło w osłupienie. Dawno nie byłem jeszcze aż tak rozczarowany filmem z potencjałem. To mogła być intrygująca historia o człowieczeństwie w sytuacji ekstremalnej, jednak pomysł zostaje rozwodniony przez bardzo średnią realizację. Niedogotowany film z ciekawymi składnikami.

5/10

Radosław Ostrowski

Hellboy (2019)

Po dwóch częściach od Guillermo del Toro, fani Hellboya oczekiwali na część trzecią. Lata jednak mijały, a z planów nic nie wychodziło. Bo filmy meksykańskiego reżysera, choć wysoko cenione przez krytykę, nie przyciągnęły zbyt wielkiej widowni. Więc co postanowiono zrobić? Reboot, czyli lekko zmutowaną wersję pierwszej części. Tylko z R-ką i osadzony w Wielkiej Brytanii, zaś Czerwony stanie do najtrudniejszego zadania: powstrzymać Brexit. 😉

Ale bądźmy na chwilkę poważnie. Hellboy nie zna swojego pochodzenia, ale wie, że jest inny od reszty. Jego relacje z ojcem są bardzo napięte, a kolejne zlecenia coraz bardziej zaczynają go męczyć. No i niemal wszyscy chcą go sprzątnąć, gdyż – zgodnie z dawną przepowiednią – ma on doprowadzić do końca świata. I tego chce pochodząca z V wieku wiedźma zwana Królową Krwi, która została pocięta na kawałki przez samego króla Artura. Tak, tego króla Artura. Ktoś zaczął zbierać jej rozćwiartowane członki. No i nasz Czerwony będzie musiał dokonać wyboru.

hellboy3-1

Reżyser Neil Marshall kompletnie odcina się od poprzednich części i próbuje zaproponować swoją własną wizję. Wizję pełną krwi, rozpaćkanych ciał, paskudnych monstrów w CGI oraz rzucanych faków na prawo i lewo. A wszystko zrobione w bardzo kampowym stylu, gdzie wszystko na siłę jest dośmieszniane, fabuła jest jednym wielkim żartem. Zbyt lekki ton czyni całą tą opowieść nieangażującą, pozbawioną napięcia, gdzie niemal wszystkie problemy są rozwiązywane bardzo szybko. Niby są tu dylematy naszego bohatera, który nie należy za bardzo do żadnego ze światów i mierzący się ze swoim przeznaczeniem. Tylko, że to sprawia wrażenie troszkę ciała obcego, gryząc się z całą resztą. Zaś same wizje piekła czy dokonująca się apokalipsa są bardzo krótkie (parę minut) i bardzo gwałtownie ucięte. A sama R-ka wydaje się kompletnie niepotrzebna.

hellboy3-2

Kolorystycznie jest bardzo szaro-bury i pozbawiony własnego charakteru. Kilka scen niemal jeden do jeden przypomina sytuacje z pierwszego „Hellboya” (transformacja Czerwonego w demona), przez co miałem poczucie wtórności. Jest tutaj parę fajnych scen (walka z gigantami zrobiona w jednym ujęciu, konfrontacja w Tijuanie czy spotkanie z Babą Jagą w chatce na kurzej łapce) oraz odrobinkę dowcipnych tekstów. W tle gra jeszcze lekko rockowa muzyczka, nawet niezła, ale to jest za mało, by nazwać całość udaną.

hellboy3-3

Aktorsko najbardziej tutaj bronią się dwie kreacje, czyli Hellboy oraz profesor Broom. Pierwszego gra David Harbour, który wypada tutaj bardzo dobrze. Jest odpowiednio szorstki, cyniczny oraz ciętym twardzielem, mierzącym się z przeznaczeniem. Godnie zastępuje Rona Perlmana i stanowi najmocniejszy punkt całej obsady. W drugiego wciela się Ian McShane, który jest odpowiednio cięty, z bardzo szeroką wiedzą oraz troszkę dupek. Docinki między tą dwójką wypadają świetnie, ale reszta wypada zaledwie solidnie. Brakuje tutaj interakcji między resztą postaci a Hellboyem, co mogło wnieść całość na wyższy poziom. A Milla Jovovich jako główna antagonistka? Absolutnie przerysowana, przeszarżowana i sztuczna, a jej motywacja zwyczajnie nudzi.

hellboy3-4

Chłodny odbiór tej części doprowadził do tego, że cała franczyza ostatecznie poszła do piachu. Marshall tutaj mierzy się ze studiem, co do wizji filmu i nie mogę pozbyć się wrażenia, że w trakcie realizacji zmieniły się reguły gry. Kompletnie nudny, pozbawiony charakteru i z bardzo bzdurną intrygą. Totalne zaprzeczenie dobrego kina rozrywkowego.

4/10

Radosław Ostrowski