Czterej bracia

Detroit. W pobliskim sklepie dzień przed Świętem Dziękczynienie zostaje zabity kasjer i starsza pani, będąca świadkiem zbrodni. Z tego powodu do miasta, przybywają czterej przyrodni bracia, którzy byli przez nią wychowywani – Bobby, Jack, Jeremiah i Angel. Panowie próbują na własną rękę znaleźć sprawców i się zemścić.

Pozornie nie jest to zaskakujący czy oryginalny film, bo zemsta była wielokrotnie wałkowana przez filmowców na całym świecie. John Singleton chyba jest tego świadomy i znany schemat skleja z paru elementów, stara się mieszać tropy, pogmatwać sprawę tak długo jak się to da, stawiając jednocześnie na styl. W tym filmie nie brakuje krwi i przemocy, ale ona nie jest najważniejsza ani widowiskowa, a wiele rzeczy jest rozstrzyganych poza kamerą. Udaje się utrzymać dobre tempo, konfrontacja jest pomysłowa, dialogi całkiem niezłe i mimo braku niespodzianek, dobrze się to ogląda. Zaś osadzenie całości w zimowym Detroit tworzy ciekawy klimat, budowany też dzięki mocno osadzonej w latach 70. muzyce Davida Arnolda.

bracia_4.1

Poza dość zgrabnie budowaną intrygą mamy też całkiem niezłe aktorstwo. Z całej czwórki braci najlepiej wypadają dwaj: Mark Wahlberg (Bobby – najbardziej doświadczony, będący nieformalnym szefem) oraz znany wówczas z duetu Outkast Andre Benjamin (stateczny i spokojny Jeremiah). Poza nimi należy wyróżnić grającego głównego złego Chiwetela Ejiofora (Victor Sweet) oraz Terrence’a Howarda (porucznik Green).

bracia_4.2

„Czterej bracia” to kawał porządnego kina sensacyjnego na dobrym poziomie. Tylko tyle i aż tyle, ale absolutnie warto.

7/10

Radosław Ostrowski