Matt Scudder kiedyś był dobrym gliniarzem, choć nie bał się troszkę wypić. Ale to było w roku 1991. Osiem lat później pracuje jako prywatny detektyw, a brak licencji na praktykę nie jest dla niego żadnym problemem. I wtedy pojawia się dość nietypowa prośba o pomoc. Klientem jest handlarz narkotyków Kenny Kristo, którego żona została porwana. Mimo zapłacenia okupu, kobieta zostaje poćwiartowana, z zwłoki wrzucone do opuszczonego auta. Matt, mimo oporów podejmuje się poprowadzić śledztwo.

Film z Liamem Neesonem – innymi słowy należy spodziewać się ostrej rozróby, mordobicia oraz masy trupów po drodze. A jeśli powiem wam, że tym razem będzie inaczej? Scott Frank, który jest doświadczonym scenarzystą odpowiedzialnym za takie filmy jak „Co z oczu, to z serca” i „Raport mniejszości” zrobił drugie podejście jako reżyser. Z jednej strony jest to film jadący po kliszach totalnie. Mamy tutaj byłego gliniarza z nałogiem oraz walczącego z własnymi demonami, gangsterów, psychopatów oraz młodego chłopaka, który zostaje współpracownikiem detektywa. Co odróżnia tą opowieść od tysięcy innych? Po pierwsze, klimat. Film jest bardzo mroczny, sporo wydarzeń dzieje się nocą (podczas deszczu lub nie), w różnych spelunach i cmentarzu, a zamiast mordobicia i krwawej jatki (chociaż nie brakuje tutaj scen przemocy), mamy śledztwo i wszystko to, co z nim związane – przesłuchania, wyciąganie wniosków, analizowanie faktów.Choć po mniej więcej 40 minutach, wiemy kto zabił, to jednak film ogląda się bardzo dobrze i umie trzymać w napięciu (wymiana na cmentarzu). Klimat potęgowany jest przez melancholijną muzykę oraz bardzo dobre zdjęcia – pełne czerni, odpowiedniego oświetlenia, przypominające trochę kino z lat 70.

Kolejną mocną strona jest świetna rola Liama Neesona, który w rolach gliniarzy sprawdza się bez zarzutu. Niby to kolejny twardziel, ale bardzie przypominający stylem gry Clinta Eastwooda, gdyby był bardziej rozmowny. Widać, że zna się na rzeczy i wie, kiedy trzeba użyć siły. Neeson w zasadzie dominuje w tym filmie, ale drugi plan o dziwo też jest dobry. Nie sposób nie docenić zaskakującego Dana Stevensa (Kenny Kristo), młodego Astro (TJ) oraz psychopatyczny duet David Harbour/Adam David Thompson, który jest tropiony przez naszego bohatera.

Z jednej strony jest to pełne klisz i schematów kino, ale nie jest to w zadnym wypadku wadą. Psychologia może jest uproszczona, zagadka odpowiednio pogmatwana, jednak całość ma styl i klimat, który jest ważniejszy od samej fabuły. Frankowi tym razem udało się zrobić udany kryminał, a Neeson pozytywnie zaskakuje.
7,5/10
Radosław Ostrowski
