Święta czuć w powietrzu, śniegu jest od groma, a rodzice chcą spędzić czas z dala od dzieci tylko dla siebie. Ale nie wszyscy spędzą ten czas ze swoją rodziną. Kimś takim jest Ashley – młoda małolata, wkrótce przeprowadzająca się do Pittsburgha. Ale zamiast pomóc rodzinie w święta, musi zostać niańką młodego chłopaka o imieniu Luke, który bardzo na nią leci. I tej nocy ktoś próbuje włamać się do domu.

Film Chris Peckovera wydaje się początkowo dreszczowcem a’la home invasion. Powoli budowane jest napięcie (otwarcie drzwi, głuche telefony, gość ze strzelbą) i to potrafi przerazić. Nawet jeśli wydaje się to ograne, ale po 30 minutach wszystko wywraca się do góry nogami. Zamiast walki z bandziorami, mamy psychopatycznego gnojka, pragnącego zaliczyć (i/lub) zabić naszą Ashley. Tego się nie spodziewaliście? Podobne przełamanie było w „Opiekunce”, która zapowiadała co innego, a po drodze wskoczono na zupełnie inne tory. Wszystko staje się szyderczą, miejscami bardzo smolistą komedią. Nie zabrakło kilku odniesień do „Kevina samego w domu” (puszka idzie w ruch czy kolędnicy), co wnosi ten film na wyższy poziom. Nie jest to może satyra na nowobogackich, którzy nie kontrolują swoich dzieci. Kolejne wolty, kłamstwa, manipulacje oraz krwawa zabawa coraz bardziej rozkręca się aż do niejednoznacznego finału. Wiele osób może się odbić od tej zaskakująco brutalnej jatki, lecz tak nieoczywistego dreszczowca nie widziałem od dawna.

Reżyser potrafi zbudować napięcie, ale największe wrażenie zrobili na mnie kompletnie nieznani aktorzy w rolach głównych. Kompletnie mnie zaskoczył Levi Miller w roli Luke’a. Początkowo sprawiał wrażenie dziwacznego, ale troszkę nieśmiałego chłopca przechodzącego pierwsze fascynacje dziewczynami. Ale potem okazuje się, że jest coraz bardziej przerażające oblicze psychopaty, nie patyczkującego się z nikim i niczym. Manipulator, kłamca, szaleniec i morderca pod obliczem niewinnego, spokojnego dzieciaka. Jestem pod dużym wrażeniem. Tak samo dobrze wypada nasza protagonistka, grana przez Olivię DeJonge, która tylko pozornie wydaje się słodką blondynką. Ale nie daje sobie w kaszę dmuchać i jak trzeba, potrafi zawalczyć.

„Better Watch Out” to całkiem przyjemna odtrutka na świąteczne, przesłodzone opowieści bożonarodzeniowe. Bywa ostry, krwawy i szokujący, ale daje wiele satysfakcji. Tylko trzeba wejść w ten pokręcony klimat, a miło spędzicie półtorej godziny.
7/10
Radosław Ostrowski



