Człowiek o żelaznych pięściach

Jungle Street, małe miasteczko w XIX-wiecznych Chinach. To tu ma dojść złoto gubernatora, którego ochrony podjął się Złoty Lew – niestety, ten został zamordowany w trakcie. Jego syn X-Blade, podejmuje się próby odzyskania złota z rąk klanu. Złotem interesuje się też niejaki Jack Knife, a w cała sprawę zostaje wplątany Kowal.

kowal

Już zwiastuny zapowiadały, że będzie to mordownia naśladująca styl Quentina Tarantino. Nie brakuje tu szybkiego montażu, lekkiego połamania chronologii, masy krwi, ale tutaj jest jeszcze mieszanka filmów samurajskich i westernu, a twórcą tego całego zamieszania jest niejaki RZA – raper, znany jako członek kultowego składu Wu-Tang Clan, który debiutuje jako reżyser. Efekt jest kompletnie szalony i nieobliczalny, intryga choć prosta wciąga totalnie, choreografia walk jest niesamowita i ogląda się to z wielką frajdą – czegoś tak szalonego nie widziałem od dawna. Mamy tu zemstę, honor, przemoc, seks, a w tle leci hip-hop. To tylko jeden z paru szalonych pomysłów, jaki reżyser ma w zanadrzu (wojownik dosłownie niezniszczalny – nożami, pięściami nic nie zrobisz). Tego nie da się opowiedzieć, zalatuje filmami klasy B, ale trochę brakuje tego sznytu jak u Quentina (dialogi nie są tak dobre).

Aktorsko mamy tu do czynienia z poważnymi minami, mówiącymi poważne dialogi o poważnych sprawach – brzmi to sztucznie, ale chyba o to chodziło. Grający główną rolę RZA radzi sobie nieźle, ale całe szoł i tak skradł Russell Crowe w roli tajemniczego Jacka Knife’a, który jest najbardziej wyluzowany z całej obsady. Reszta wypada równie ciekawie, choć większość głównie się drze, wali pięściami, nogami, mieczami i wszystkim co pod ręką.

knife

To jest jeden z takich filmów, które należy samemu przeżyć i doświadczyć. Więcej nie powiem, bo to nic nie da. Jeśli lubiliście filmy QT, Bruce’a Lee i filmy w stylu „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, to „Człowiek o żelaznych pięściach” powinien się spodobać, jako wypadkowa tych filmów.

7/10

Radosław Ostrowski