Big Bang

Kolejne dzieło Kondratiuka i kolejny film telewizyjny, który wprawił mnie w zadziwienie. Skromna produkcja toczy się w domu jednego z wiejskich gospodarzy. Trwa noc, ciemności otaczają wszystko. Wszystko zmienia pojawienie się Janka, kuzyna gospodarzy Wrońskich z porażającą wiadomością: nad polem gospodarzy wylądowało UFO. Czy aby na pewno? Może Janek podchmielony i ma majaki? Nie, bo coś rzeczywiście świeci na polu. Mężczyzna wyrusza do sołtysa, by razem się naradzić, co zrobić i jak przywitać gości.

Wszystko ogranicza się do domu Wrońskich, więc osoby spodziewające się pełnego efektów specjalnych SF nic mają tu czego szukać. Można odnieść wrażenie jakby się oglądało spektakl teatralny. Masa dialogów, kamera niemal skupiona na twarzach postaci (czasem wręcz zasłaniają cały ekran), bardzo ograniczona przestrzeń. Wszystko jest tak naprawdę tylko pretekstem do nocnych rozmów z alkoholem w tle. O czym? Trudno ubrać to wszystko w jedno zdanie, ale spróbujmy: o pierwszym kontakcie, kto ma z nimi rozmawiać aż w końcu dochodzi do kwestii filozoficznych. Innymi słowy jest to Polaków portret własny. Poza gospodarzami i ich krewnym bierze w tym wszystkim udział naukowiec, właścicielka sklepu, sąsiad (jako jedyny widzi z bliska statek zwany jajcem) oraz – uważany za najmądrzejszego mieszkańca – pastuch. I to doprowadza do bliższego przyjrzenia się każdemu z bohaterów, którzy mają swoje przywary, pewne kompleksy oraz tajemnice. Jak każdy z nas. I jak się w tym wszystkim zachować.

Realizacyjnie też widać poziom telewizyjny: bardzo ciasny obraz, rozmyte kolory, klimat spotęgowany przez „przemielone” dźwięki od Eugeniusza Rudnika. I początkowo może się wydawać to zabawne, dialogi pełne gwary, zabawne powiedzonka. Jednak im dalej w las, tym więcej bardzo wnikliwych obserwacji i wręcz brutalnych stwierdzeń. Pod tym względem wybija się monolog o ludzkości w wykonaniu Romana Kłosowskiego (pastuch Kazimierz) zakończony ironicznym stwierdzeń, że „mamy czym pochwalić się kosmitom – Hiroshima, Oświęcim, Nagasaki”. Cała obsada tu błyszczy, bo tu mamy zarąbiste towarzystwo: Ludwik Benoit, Zofia Merle, Janusz Gajos, Zdzisław Kozień, Franciszek Pieczka, Roman Kłosowski i Iga Cembrzyńska. A wszystko jest zakończone w najbardziej nieobliczalny, zaskakujący sposób.

„Big Bang” mnie wzięło z zaskoczenia i takiego pierwszego kontaktu z cywilizacją pozaziemską nie było. Niby śmiesznie, ale przerażająco poważnie, gorzko, wręcz strasznie. Nie przeszkadza ani skromny budżet i brak kosmitów. Wybuchło z hukiem.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Test pilota Pirxa

Na hasło polskie kino SF wielu ludzi albo łapie się za głowę, albo stuka się w czoło, bo brzmi to jak jakaś nieprawdopodobna wizja. Nie oznacza to jednak, że nie było prób stworzenia kina z nurtu fantastyki naukowej. Jednak kompletnie zostały one zapomniane, nie wytrzymując zbyt dobrze próby czasu, rażąc archaiczną stroną techniczną. Czy to znaczy, że nie miały nic do zaoferowania? Jedną z takich realizacji jest zrealizowany 40 lat temu film Marka Piestraka „Test pilota Pirxa”.

Komandor Pirx jest bohaterem wielu książek Stanisława Lema. Tutaj nasz bohater ma wziąć udział w dość eksperymentalnym locie kosmicznym. Załoga ma dość łatwe zadanie: wystrzelić dwie satelity na Saturnie. Cały jednak myk polega na tym, że wśród załogi jest tzw. nie liniowiec, czyli android, zaś lot ma wykazać ich przydatność w sytuacjach ekstremalnych, zastępując człowieka. By jeszcze utrudnić sprawę, nikt z załogi nie wie kim jest, a także nie wolno mu podać swojej prawdziwej tożsamości. Co może pójść nie tak?

test_pirxa1

Sam reżyser bardzo powoli buduje całą intrygę, bo dopiero w połowie odlatujemy w kosmos. Początek wywołuje lekką dezorientację. Najpierw widzimy jak zostaje „stworzony” robot, co troszkę przypomina futurystyczną wersję „Frankensteina”, później jest przewiezienie produktu przez konwój, wreszcie dyskusja w sprawie tego, kto ma dokonać oceny maszyn. Bo Pirx nie jest jedynym kandydatem do tej roli, co pewnej korporacji jest wybitnie nie na rękę. Jest nawet próba likwidacji Pirxa (wygląda to całkiem nieźle), chociaż sama scena wydaje się dość zbędna oraz wiele rozmów w kwestii światopoglądu dotyczącego robotów, ich przydatności oraz niezawodności.

test_pirxa2

Ale całość zaczyna nabierać ciężaru od drugiej połowy, czyli lotu kosmicznego. Pirx niby próbuje zachować dystans, ale jednocześnie coraz bardziej zaczyna się przyglądać pozostałym członkom załogi. Tylko, jak ustalić kto jest kim, skoro sami członkowie wywołują dezorientacje (jeden z góry przyznaje się, że jest robotem), a jednocześnie dokonuje się ciągły sabotaż. Napięcie wtedy jest powoli budowane drobiazgami jak niewyraźna sylwetka podczas scen uszkodzenia sondy czy pytania komputera o możliwe błędy. Tutaj udaje się zbudować poczucie zagrożenia i paranoi w czym pomagają stonowane zdjęcia, w tym gra oświetleniem oraz rytmiczny montaż. Problem w tym, że cała estetyka „Testu” jest dość biedna, bardziej przypominająca dawnego „Star Treka” (zwłaszcza w scenach, gdzie , zaś wygląd maszynerii nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Tak samo sceny, gdy widzimy nasz statek w przestrzeni kosmicznej czy bardzo zmęczone efekty specjalne (strzelanie do asteroidów).

test_pirxa3

Samo aktorstwo prezentuje się całkiem nieźle, w czym sporą zasługę mają aktorzy radzieccy z „wklejonymi” głosami polskimi. Pirx (solidny Sergiej Desnitsky) tutaj jest bardzo nieufny i uprzedzony wobec maszyn, starając się jednocześnie zachować zdrowy rozsądek. Jego monologi dopełniają tą wizję zagubionego człowieka. Ale drugi plan kradnie bezwzględnie znany ze „Stalkera” Aleksandr Kajdanowski (dr Tom Nowak), sugestywnie sprawiający wrażenie androida (sam się za takiego uważa), zaś głos Henryka Talara nie wywołuje zgrzytu. I to z tą postacią związana jest pewna drobna przewrotka pod koniec, ale tego nie zdradzę.

Wiem, że dla wielu „Test pilota Pirxa” może odstraszać swoją stroną wizualną oraz technicznym poziomem realizacji. Jednak pod tą warstwą znajduje się poważna refleksja na temat relacji człowiek-maszyna, stanowiąc wręcz bardziej przekonującą wersję testu Voight-Kampfa, gdzie wręcz czuć stawkę. Ale reżyser daje też nadzieję, że jesteśmy w stanie pokonać maszyny z powodu swojej niedoskonałości, co jest pocieszające.

6/10

Radosław Ostrowski