
Kolesie z wytwórni Alkopoligamia chyba oszaleli, bo postanowili zrobić najbardziej pokręcony projekt jaki kiedykolwiek wymyślony w Polsce. Otóż postanowili hip-hopowe kawałki z przełomu wieków przerobić na… jazz. Teksty zostały lekko zmodyfikowane, zaproszono zawodowych wokalistów, ściągnięto zawodowy big band (Konglomerat) – przedsięwzięcie bardzo ryzykowne.
Wysiłki podjęte przez pomysłodawcę – Witka Michalaka oraz autora aranżacji Mariusza Obijalskiego opłaciły się. Największą siłą napędową jest przede wszystkim muzyka – elegancka, stylowa z popisami poszczególnych instrumentów (swingująca trąbka i fortepian w „Re-fleksjach”, płynące flety wplecione z resztą w „Minutach” czy gitara akustyczna w „Oszustach”), a nogi same idą w rytm muzyki. To nie są tylko covery, to napisane od nowa piosenki i brzmią one znakomicie.
Jeśli chodzi o teksty, to zostały one poddane modyfikacjom (bluzgi wycięto, poskracano, czasami dodano), ale ziomalskie zwroty zostały zachowane. I o dziwo, nie brzmią sztucznie, a przekaz zostaje zachowany (mroczny „Stres”). A żeby zobaczyć modyfikacje i przeróbki, wystarczy zajrzeć do książeczki umieszczonej razem z płytą. Równie wyborni są wokaliści zaproszono i to nie byle jakich: Andrzej Dąbrowski, Ewa Bem, Krystyna Prońko, Zbigniew Wodecki, Felicjan Andrzejczak i Wojciech Gąssowski mierzący się z utworami m.in. Pezeta, Peji, Tedego czy Eldo. Każdy z nich swoją energią naznaczył swój utwór.
Jest jedna poważna wada tej płyty – tylko 8 piosenek? Mam wielkie poczucie niedosytu i pozostaje mi nadzieja, że projekt będzie kontynuowany. I jest to najlepszy dowód na to, ze muzyka nie zna barier żadnych. Nawet tak skrajne gatunki muzyczne jak rap i jazz mogą znaleźć punkt styczny. Brawo!!!
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
