Laleczka

Choć nie oglądałem wcześniej laleczki Chucky, sama postać była mi znana. Stworzona przez Dona Manciniego (ten cykl nadal jest tworzony) istota, czyli lalka z duszą seryjnego mordercy istnieje od końca lata 80., postanowiono stworzyć tą postać kompletnie od nowa i dostosować do czasów współczesnych. Jak sobie z tym poradził reżyser Lars Klevberg?

laleczka1

Sama historia jest prosta, a jej bohaterem jest Andy – chłopak niedosłyszący. Nie ma przyjaciół, mieszka z matką, jednocześnie niedawno się przeprowadzili do nowego lokum. I dlatego ma pewne problemy z adaptowaniem się w nowym otoczeniu. Matka pracuje w markecie przy punkcie obsługi klienta, gdzie są sprzedawane m.in. lalki Buddy, będące towarzyszami oraz najbliższymi przyjaciółmi rodziny. Kiedy jedna z uszkodzonych lalek trafia do zwrotu, kobieta zabiera ją do domu i daje ją synowi. Problem w tym, że lalka została uszkodzona, a wszelkie zabezpieczenia (przemoc, bluzgi) zostały poluzowane w fabryce w Wietnamie. A to oznacza jedno: będzie rzeź.

laleczka2

„Laleczka” (Chucky w tytule wyleciał) w zasadzie można określić mianem klasycznego slashera, okraszonego czarnym humorem. Tylko, że tutaj inaczej są rozkładane akcenty. Tutaj lalka nie jest opętana, tylko wadliwa. Dla niej znaczenie przyjaźni aż po grób ma charakter wręcz toksyczny. Przyjaźń aż po grób, bez dzielenia się z nikim innym, traktując każdego jak potencjalne zagrożenie. A że jeszcze ma dostęp do technologicznych cacek od swojej firmy (telefon, samochód, telewizor), czyni go bardziej przerażającego i niebezpiecznego. Dodajmy do tego głos Marka Hamilla jako Chucky’ego i będziemy mieli komplet. Sama opowieść nie jest skomplikowana, ale w tej prostocie jest tutaj siła.

Wizualnie przypomina troszkę filmy z lat 80., gdzie gra światłem oraz kolorami jest bardzo istotna. I nieważne, czy jesteśmy w mieszkaniu, na zewnątrz domu czy w zaciemnionym supermarkecie. Tutaj udaje się zbudować poczucie niepokoju i zagrożenia, zaś zgony są jednocześnie krwawe, brutalne oraz zabawne (akcja z dozorcą). Czuć tutaj troszkę inspirację „Stranger Things” (para dzieciaków, których poznaje Andy), a w tle gra muzyka oparta na syntezatorach.

laleczka3

Pod względem aktorskim jest tutaj naprawdę solidnie. Błyszczy Gabriel Bateman w roli Andy’ego, potwierdzając, że nie ma złych aktorów dziecięcych na terenie USA. i tworzy bardzo zgrabny duet z Aubrey Plazą, czyli matką. Ta relacja jest pokazana bardzo wiarygodnie, choć na początku miałem problem z uwierzeniem, że taka młoda dziewczyna może być matką. Humor wnosi tutaj Brian Tyree Henry w roli sąsiada-policjanta, a także dość pokręcony duet Kristin York/Ty Consiglio, czyli parka przyjaciół, pomagających później naszemu bohaterowi.

Nowa „Laleczka” wygląda jak jeden z bardziej wariackich odcinków „Czarnego lustra”, wzięty w sztafaż slasherowej rzezi z czarnym humorem. A jednocześnie nie obraża inteligencji widza, klisze gatunkowe traktuje mniej serio i jest zwyczajnie fajnym straszakiem. Czekam na ciąg dalszy, który zapewne nastąpi.

7/10

Radosław Ostrowski

Benji

Kolejny film z piesełem w roli głównej. Kim jest Benji? To bezpański czworonóg, szukający swojego miejsca na ziemi. I wtedy w jego życiu pojawia się para dzieciaków, wychowywani przez matkę. Dzieciaki chcą zachować psa, a matka niekoniecznie.

benji1

Brzmi jak komedia familijna o tym, jak pies miękczy serce pani, stając się nowym członkiem rodziny, prawda? Błąd. Bo nowa wersja „Benji” wywraca konwencję do góry nogami. Zaczyna się dość przyjemnie, budując ciepły klimat Nowego Orleanu. Ładnie to wygląda, jest milusio, nawet zabawnie i zwyczajnie fajnie. Ale wszystko się zmienia, gdy nasze dzieciaki zostają… porwane podczas napadu na lombard. Robi się bardziej dramatycznie, akcja przyspiesza, ale wszystko i tak musi się dobrze skończyć. A nasz pies zaczyna posiadać różne supermoce, jakich nikt się po nim nie spodziewał: nie tylko potrafi wprowadzić w pole psa naszych antagonistów, to jeszcze otworzy drzwi kluczem (!!!) i robi z miejscowej policji kompletnych idiotów. Ciekawe, Benji powinien się nazywać Sherlock. Jest to troszkę naiwne, ale nie wywołuje to aż tak silnego bólu uszu. Dodatkowo w tle gra bardzo poruszająca muzyka z obowiązkowymi piosenkami, które mogą wydawać się archaicznym pomysłem.

benji2

Również ta więź między Benjim a dziećmi wydaje się czymś, co przyjmujemy na wiarę. Trudno mi było uwierzyć, że ta relacja staje się tak istotna, że czworonóg będzie w stanie dla nich zrobić tak wiele. Chociaż samemu psiakowi trudno powiedzieć coś złego o jego grze. Pozostali aktorzy są całkiem nieźli, ale nie zapadną w pamięć na długo. Szczególnie wybijają się dzieci, co jest standardem w produkcjach z USA. Tylko, że to wszystko niespecjalnie angażuje.

benji3

„Benji” to kolejny netflixowy przeciętniak, który się obejrzy i zapomni już po paru sekundach. Zdecydowanie propozycja dla najmłodszego kinomana, zaczynającego przygodę z kinem. Ale czy on też będzie w stanie przełknąć tyle uproszczeń i naiwności? Pewnie tak, ale obym się mylił.

5/10

Radosław Ostrowski