King’s Man: Pierwsza misja

Pierwsi „Kingsmani” byli bardzo odświeżającym filmem szpiegowskim, jednocześnie parodiując ten gatunek. Wszystko polane bardzo absurdalnym humorem, wariackimi scenami akcji oraz świetnym aktorstwem z zaskakującym Colinem Firthem na czele. Później powstała jeszcze kontynuacja, lecz nie spotkała się z tak ciepłym przyjęciem. Niemniej jednak powstała kolejna część, która jest… prequelem i opowiada o początkach organizacji.

Wszystko zaczęło się w roku 1914, gdy widmo wojny nie było jeszcze aż tak namacalne. Bohaterem jest książę Oksfordu, który w 1902 roku stracił swoją żonę (przywożąc zapasy z Czerwonego Krzyża do obozu w zachodniej Afryce) i niemal samotnie wychowuje syna. Mężczyzna jest zatwardziałym pacyfistą, nie chcącym angażować się w jakąkolwiek wojnę czy spór. Sytuacja go jednak zmusza, gdy rozpętuje się piekło. Najpierw zostaje zamordowany następca tronu Austro-Węgier, Franciszek Ferdynand, a następnie przyjaciel oraz mentor księcia, szef wywiadu Kitchener. Wojna doprowadza do chaosu oraz śmierci milionów, co zmusza bohatera do działania. Ze wsparciem niani Polly oraz majordomusa Sholi zaczyna tworzyć siatkę wywiadowczą, gdzie informacje przekazują służący z różnych części świata. Działając w tajemnicy trafia na trop tajemniczego Pasterza, planującego wywrócić świat do góry nogami oraz zniszczyć Anglię.

Matthew Vaughn po raz trzeci zasiada na stołku reżyserskim i znowu zaskakuje. Nadal czuć tutaj spory budżet, ale co jest najbardziej nietypowe, to jest ton. O wiele bardziej poważny i mroczny, gdzie humor pojawia się bardzo rzadko. W końcu jest to czas wojny, pełen brutalnych scen oraz momentów bardzo dramatycznych. Fikcja miesza się tutaj z faktami historycznymi, a stawka – powstrzymanie Pasterza i jego agentów oraz zakończenie wojny – jest wręcz bardzo namacalna. Choć scen akcji jest tu mniej niż w poprzednich odsłonach, nadal czuć ten wariacki, efekciarski styl reżysera. Najdobitniej pokazuje to scena, gdzie bohaterowie próbują zabić Rasputina – zdjęcia i montaż to wręcz czyste szaleństwo (by jeszcze bardziej odlecieć w tle zostaje wpleciony fragment „Rok 1812” Czajkowskiego).

Z drugiej strony są o wiele bardziej dramatyczne momenty jak choćby sekwencje batalistyczne, pokazujące walkę w okopach czy momenty próby odnalezienia nocą szpiega przez żołnierzy zakończona walką z przeciwnikiem przy użyciu broni białej. Ten dysonans powinien wywoływać poważny zgrzyt, jednak jakimś dziwnym cudem wszedłem w ten świat. Chociaż nie do końca tego oczekiwałem po tym filmie. Reżyser igra z oczekiwaniami widza, co wielu się bardzo NIE SPODOBA i zagra na nerwach.

Jeśli coś podnosi ten film na wyższy to przede wszystkim aktorstwo. Tym razem w roli głównej mamy Ralpha Fiennesa jako księcia Oxfordu, a on jak zawsze jest znakomity. Zarówno w tych rzadkich momentach akcji, jak w bardziej dramatycznych scenach. Czuć zarówno determinację i silną wolę, jak też cierpienie oraz momenty załamania. Równie dobrze sprawdza się ekipa otaczająca protagonistę, czyli Gemma Arterton (Polly) i Djimon Hounsou (Shola), a także Harris Dickinson jako syn księcia, Conrad. Relacja między tą dwójką, pełna kontrastu dwóch spojrzeń na kwestie wojennego zaangażowania dla mnie była silnym paliwem emocjonalnym. Ale całe szoł kradnie Rhys Ifans w roli mnicha Rasputina, który jest kompletnie przerysowany, lecz nadal stanowi poważne zagrożenie. Aktor jest nie do poznania zarówno fizycznie, jak i głosowo (cudny ten akcent oraz make-up), choć nie jest on głównym przeciwnikiem. Ten jest solidnie napisany oraz zagrany, choć do ostatniej konfrontacji nie widzimy jego twarzy.

Moja pierwsza kinowa wizyta w roku 2022 i nie mogę powiedzieć, że byłem… bardzo zmieszany, a momentami wstrząśnięty. To o wiele poważniejsza inkarnacja cyklu, gdzie jest mniej podśmiewywania się oraz robienia jaj, a dramatyczne sceny potrafią naprawdę uderzyć z pełnej siły. I na pewno ta część spolaryzuje fanów serii.

7/10

Radosław Ostrowski

Głosy

Poznajcie Jerry’ego – facet pracujący w fabryce produkującej sprzęt do łazienek. Zazwyczaj jest uśmiechnięty, ale nie potrafi się odnaleźć w towarzystwie innych ludzi. Można o nim rzec, że jest dziwakiem. I takiemu dziwakowi udaje się zakochać w koleżance z pracy – Angielce Fionie z księgowości. Jest jednak jedno małe ale. Jerry rozmawia ze swoimi zwierzakami, kotem i psem. Okej, przecież wielu tak ma. Ale nie każdy dopuszcza się morderstwa.

glosy1

Amerykanie mają wiele koncepcji na kino. Jedną z nich jest ściąganie do siebie ludzi piekielnie zdolnych, którzy albo zostaną zmieleni w papkę, albo pozostaną wierni sobie i osiągną sukces. Marjanne Satrapi – autorka komiksu „Persepolis” już od pewnego czasu realizuje filmy, w których nie brakuje elementów surrealistycznych oraz czarnego humoru („Kurczak ze śliwkami”). „Głosy” to pierwsza produkcja Francuzki zrobiona w USA i jest to bardzo mroczny thriller psychologiczny, mający być studium choroby psychicznej.

Jeśli zaś chodzi o humor, to jego źródłem są zarówno rozmowy z gadającymi zwierzątkami zachowującymi się jak Anioł i Diabeł. Kontrast jest widoczny także dzięki głosom (kot jest bardziej angielski i rzucający fakami na prawo i lewo, pies ma głęboki głos, bardziej serdeczny) oraz zachowaniu. Także niektóre sceny zgonów potrafią rozbawić, ale na krótko.

glosy2

Historia jest mroczna, co jest potęgowana przez realizację ocierającą się o ponure horrory (sposób filmowania mieszkania Jerry’ego, ślady krwi, ciemna kolorystyka), co naprawdę budzi przerażenie oraz niepokój. Strona plastyczna ma za zadanie pokazać, jak komórki mózgowe osoby chorej odbierają sygnały z zewnątrz. A gdy nasz bohater nie bierze leków, to wtedy może być naprawdę niebezpiecznie. Jeszcze bardziej jest to potęgowane, gdy wplątują się retrospekcje z przeszłości.

glosy3

Grający główną rolę Ryan Reynolds, kojarzony raczej z komediami tutaj dostał naprawdę trudne zadanie, z którego zaskakująco dobrze sobie poradził. Postać grana przez niego jest prowadzona bardzo oszczędnie, wręcz nienachlanie, jednak każda zmiana mimiki oznacza miotające się emocje. Reynolds także podłożył głosy pod towarzyszących Jerry’emu psu oraz kotu, co jest naprawdę sporym wyczynem. Także należy pochwalić partnerujące panie. Zarówno Gemma Arterton (Fiona), jak i Anna Kendrick (Lisa) sprawdzają się dobrze, przyjemnie oglądając obie aktorki.

glosy4

„Głosy” to mroczna, krwawa i – miejscami – zabawna historia pokazująca zwichrowany umysł chorego człowieka. Ostatnim filmem, który tak na mnie podziałał w tej tematyce był „Pająk” Davida Cronenberga, który nie był aż tak zabawny. Dziwaczna, ale interesująca mieszanka.

7/10

Radosław Ostrowski