Pismak

Pismak – pejoratywne określenie na dziennikarza. Taki też tytuł dostał nakręcony w 1984 roku film Wojciecha Jerzego Hasa, oparty na powieści Władysława Terleckiego, który także napisał scenariusz. I jest to niby kolejny dramat psychologiczny, który – jak poprzednia „Nieciekawa historia” – jest bardzo kameralny oraz stonowany. Ale jednocześnie mamy pewne odloty ku oniryzmowi.

Akcja toczy się w czasie I wojny światowej i skupia się wokół tytułowego dziennikarza Rafała (Wojciech Wysocki). Mężczyzna wydaje satyryczne pismo „Djabeł”, w którym – jako Belzebub – pisał antyklerykalne i antysystemowe poglądy. I za te treści zostaje aresztowany przez władze. Trafia do sporej celi zwanej „salonem”, gdzie przebywają znany kasiarz (Zdzisław Wardejn) oraz były mnich Sykstus (Jan Peszek). Mężczyzna planuje wykorzystać sytuację jako tło do napisania swojej pierwszej powieści.

I w zasadzie to tyle w kwestii fabuły, która skupia się na naszym dziennikarzu w zamknięciu. „Pismak” z jednej strony jest mocno zamknięty w niemal jednym miejscu (więzienie – aczkolwiek cela jest duża), ale z drugiej zaciera się granica między wizjami a rzeczywistością. Z więziennej celi nagle trafiamy do pociągu, gdzie jest ze swoją partnerką oraz pisarzem. Albo jesteśmy w ogrodzie. Reżyser próbuje tutaj wejść w umysł człowieka, który zarówno ma wielkie ambicje, próbuje nadać sens swojemu życiu i – być może – ma coś więcej do ukrycia niż tylko wydawanie nieprzyzwoitej prasy. Jeszcze jest tu kwestia winy i kary, ciągle namacalne poczucie izolacji oraz ciągła dezorientacja. Niby wszystko tu wygląda jak trzeba w warstwie technicznej – od bardzo stonowanych zdjęć, niepokojącej muzyki po dobrą scenografię i rekwizyty – jednak problemem jest tu reżyseria. Pozornie wydaje się być w porządku, a wyrazisty styl Hasa jest łatwy do rozpoznania. A jednak film nie był w stanie mnie porwać i wciągnąć całkowicie. Nie byłem w stanie całkowicie się zaangażować, jakby brakowało jakieś mocniejszego haka. Poza niektórymi liniami dialogu i mętnym zakończeniem, nie zostanie w mojej głowie zbyt wiele.

Wiele tutaj ratuje obsada. Choć grający główną rolę Wojciech Wysocki wypada całkiem nieźle, to film dla mnie kradli fantastyczny i energiczny Zdzisław Wardejn (kasiarz Szpicbródka) oraz bardzo powściągliwy Jan Peszek (Sykstus) w roli współtowarzyszy celi. Pierwszy jest bardzo elegancki, pełen pasji, mający układy i znajomości, drugi jest bardzo skryty i wycofany, ewidentnie coś go dusi oraz skrywa. W ogóle drugi plan tutaj jest bardzo wyrazisty, nawet jeśli postacie pojawiają się na krótko jak sędzia śledczy (Gustaw Holoubek) czy lekarz (Janusz Michałowski).

Muszę przyznać, że „Pismak” niezbyt dobrze zniósł próbę czasu. Bywa czasami zbyt enigmatyczny i mętny, przez co ciężko się w tym zanurzyć. Nawet interesujące kwestie ingerencji cenzury czy symbolicznej warstwy nie do końca wybrzmiewa. Sytuację ratują techniczna warstwa oraz wyraziste aktorstwo.

6/10

Radosław Ostrowski

Nieciekawa historia

Kiedy Has w 1972 roku stworzył „Sanatorium pod Klepsydrą”, wydawał się być w najwyższej formie artystycznej. Zważywszy na to, że adaptacja opowiadań Schultza zdobyła nagrodę specjalną jury na MFF w Cannes reżyser „Pętli” powinien mieć bardzo szeroko otwarte drzwi oraz wolną rękę w stworzeniu kolejnych tytułów. Problem w tym, że dzieło to zostało „przemycone” na ten prestiżowy festiwal za plecami władz i te ukarały reżysera na 10-letni zakaz wykonywania zawodu. Najgorsze, co może zdarzyć się artyście i nawet praca jako wykładowca łódzkiej Szkoły Filmowej od 1974 roku nie mogło tego zrekompensować. Wszystko zmieniło się w 1982 roku, kiedy Has został kierownikiem artystycznym nowo powołanego Zespołu Filmowego Rondo.

Tak też pojawiła się „Nieciekawa historia” – adaptacja opowiadania Antoniego Czechowa, której tytuł może być odbierany jako ostrzeżenie lub prowokacja. Co ciekawe, scenariusz został napisany już w 1960 roku i jest to powrót do bardziej kameralnego dramatu psychologicznego. Opowieść skupia się na bardzo starym profesorze medycyny (Gustaw Holoubek), dokonującego pewnego rozliczenia ze swoim życiem. Uznany przez środowisko, żyjący w dostatku z żoną (Anna Milewska) oraz córką (Elwira Romańczuk) – powinien czuć się pełen spełnienia oraz radości. Jednak narracja z offu, będąca formą wewnętrznego monologu sugeruje coś zupełnie innego.

I w zasadzie tym jest cały film. Pozornie nieciekawy, powolny, pozbawiony jako takiej fabuły, gdzie Has wchodzi w stan mentalny człowieka. Człowieka coraz bardziej zgorzkniałego, zdystansowanego i zbyt głęboko siedzącego w swojej rutynie, z której już nie jest w stanie się wyrwać. Coraz krytyczniejszy stanie się wobec gnuśniejącego otoczenia, czujący wręcz pogardę wobec niemal wszystkiego, nie czując emocjonalnej więzi wobec najbliższych. Jedyną osobą, z którą czuje pewną więź jest naznaczona tragedią była aktorka, Katarzyna (cudowna Hanna Mikuć). Tylko czy to do czegoś zmierza? Będzie szansą na wybudzenie się z letargu? A może okaże się niewypałem? Dużo tutaj świetnych dialogów, które zostają na długo.

Technicznie trudno się tu do czegoś przyczepić. Choć „Nieciekawa historia” nie jest tak rozbuchana w skali jak „Sanatorium”, ale jest bardzo dopracowana. Od pięknie skomponowanych zdjęć Grzegorza Kędzierskiego (pierwszy film Hasa z tym autorem zdjęć) aż po bardzo szczegółową, elegancką scenografię i intensywną (choć rzadko pojawiającą się) muzyką Jerzego Maksymiuka. Nie brakuje tu znajomych mastershotów jak w przypadku początku filmu, jednak dominuje tu sporo statycznych ujęć, które pasują do atmosfery filmu.

„Nieciekawa historia” to powrót Hasa z czasów początku swojej kariery, bo pozbawiony surrealistycznej otoczki oraz retrospekcji. Bardzo kameralny, melancholijno-refleksyjny dramat psychologiczny z prawdopodobnie najlepszą rolą Gustawa Holoubka w swojej karierze. Zaskakująco emocjonalne, zdyscyplinowane i angażujące kino.

8/10

Radosław Ostrowski

Kobieta w kapeluszu

Poznajcie Ewę – to bardzo młoda dziewczyna, pracująca jako aktorka w teatrze w dużym mieście. Choć ma talent oraz spore predyspozycje, to jednak nie zdarzyła się jakaś poważniejsza, duża rola, dająca jej szansę na przebicie. Ale pojawia się szansa, związana z reżyserem Lewickim, które chce wystawić samego „Króla Leara” i chciałby obsadzić Ewę jako Kordelię.

kobieta_w_kapeluszu1

Kolejne spotkanie ze Stanisławem Różewiczem, czyli mamy psychologiczny dramat, będący także obserwacją środowiska artystycznego. Czyli świata teatru, które już reżyser obserwował w filmu „Drzwi w murze”. Ale zamiast dramaturga, mamy niespełnioną aktorkę, która chce się przebić. Problem jednak w tym, że sam talent nie wystarcza – potrzebne są znajomości (najlepiej z dyrektorem), przyjaźnie oraz wszelkiego rodzaju układy. Ewentualnie trzeba zwyczajnie czekać, aż los da szansę. O ile w ogóle zamierza to zrobić, bo może zdarzyć się wszystko. Różewicz przygląda się teatrowi jako miejscu nie tyle skostniałemu, co nierentownemu, przegrywającego rywalizację z telewizją czy filmem. Jednocześnie jest pewna tajemnica związana z przeszłością naszej bohaterki, a konkretnie jej ojcem, ale tego nie zamierzam wam zdradzić. Konstrukcją bardzo przypomina „Anioła z szafy”, czyli mamy zbiór scenek związanych z pracą Ewy, odwiedzanymi postaciami (starszą panią, którą się opiekuje, rozmów z koleżanką Magdą, siostrą czy swoją nauczycielką) ewentualnie w domu, gdzie jest sama.

kobieta_w_kapeluszu2

Reżyser w tej swojej obserwacji zadaje jedno, bardzo ważne pytanie o sens pracy, gdzie nie ma się szansy na rozwinięcie skrzydeł, gdzie dostajesz najwyżej epizody (tytułowa kobieta w kapeluszu), choć pragniesz sięgnąć gwiazd. I ta rutyna, zawierzenie losowi zaczyna naprawdę uwierać. I co zrobić? Dostosować się do panujących reguł, lekko niszcząc swoją wrażliwość? Wpychać się łokciami? A może zwyczajnie zrezygnować i poszukać innej pracy? Pytania zostają bez odpowiedzi, ale samo zadanie może skłonić do zastanowienia. Jest tu kilka magicznych scen (powtarzany „taniec marionetek” w połączeniu z dość pokręconą muzyką Jerzego Satanowskiego działa wręcz piorunująco czy finał na plaży), które zostaną na długo, choć wielu może się strasznie wynudzić. Ale realizacyjnie trudno się do czegokolwiek przyczepić, bo dobrze to wygląda, wyraźnie wszystko słychać, choć nie ma tutaj zabawy formą.

kobieta_w_kapeluszu3

Do tego jeszcze naprawdę świetne aktorstwo, gdzie mamy bardzo rozpoznawalne twarze takich osób jak Henryk Machalica (aktor Jan), Paweł Wawrzecki (Zbyszek) czy Krzysztof Gosztyła (fotograf). Ale drugi plan dominuje w drobnej rólce Marek Kondrat w roli reżysera, który nie potrafi się odnaleźć w sztuce ani nie posiada jakiejś konkretnej wizji. Jednak wszystko trzyma na swoich barkach Hanna Mikuć. Pozornie nie rzucająca się w oczy, ale nie można oderwać od niej oczu – mieszanka wrażliwości, lęku, pasji oraz tajemnicy. Potrafi zaskoczyć lekkością („wywiad” z Magdą), by wejść w poważniejsze tony, co jest nieprawdopodobne. Piorunująca mieszanka.

„Kobietę w kapeluszu” można potraktować jako film, który mógłby spokojnie wejść do kina moralnego niepokoju, ale Różewicz bardziej skupia się na portrecie psychologicznym niż dylematach moralnych. Mimo dość epizodycznej konstrukcji, potrafi zaintrygować, wciągnąć i wydaje się uniwersalny, mimo realiów PRL-u.

7,5/10

Radosław Ostrowski