
Polsko-łemkowsko-ukraińska mieszanka zwana LemON pod wodzą Igora Herbuta kojarzona jest dzięki programowi Must Be The Music. Od tej pory doszło do kilku roszad w zespole, wyszły trzy płyty (w tym jedna świąteczna) dające ogromny potencjał komercyjny. Jednak wiosną tego roku pojawił się czwarty album “Tu”. A efekt okazał się zaskakujący do wszystkich. Dlaczego?
Już sam początek, czyli tytułowy utwór to zapętlony (długi) walczyk na fortepiano oraz bardzo minimalistyczną perkusję, do której dołączają kolejne instrumenty, wprawiając w niemal oniryczny charakter. Wtedy nagle utwór się urywa, jest ciza, by wróciła sama melodia, cudnie zagrana. A im dalej w las, tym coraz większa jest obecność gitar. Skoczna, lekko reggae’owa w tempie “Myśl” przypomina klimatem wczesnego Lecha Janerkę, coraz mocniej uderzając w refrenie, by na końcu wejść z klawiszami. Mroczna “Sowa” mogłaby spokojnie znaleźć się w filmie Davida Lyncha, a niepokój zbudowany jest na zasadzie kontrastu: bardzo spokojna zwrotka (fortepian, perkusja oraz dźwięki tła) I agresywny, rockowy refren. O tej porze roku brzmi to nocą wręcz przerażająco. Chwilę oddechu daje akustyczna “Kalka” z przestrzenną gitarą, tworząc delikatną perełkę, by troszkę zahaczyć w stylu wczesnego Coldplaya w “Tak nie nie”, by pod koniec zaatakować cięższym riffem. Podobnie hardrockowy wręcz jest “Papier” (refreny są tu mocne i ostre) oraz łagodniejszy, wręcz bluesowy “Akapit”. Znacznie mroczniej (i dłużej) jest w przypadku “Ostatniego walca”, bardzo spokojnie się rozkręcającego z mocno przesterowaną gitarą, serwującą prawdziwy ogień w środku, by się wyciszyć na końcu. To na pewno LemON, a nie jakaś progresywna kapela? Podobnie mocno kończy się “Pollock”, a “Full Moon” to najbardziej rockowe oblicze grupy, pełne niepokoju oraz
Igor Herbut próbuje pokazać różne oblicza swojego głosu: od delikatnych wejść, wręcz szeptów po prawdziwe wrzaski (co prawda nie takie jak w heavy metalowych kapelach, ale jednak), zaś reszta grupy pokazuje troszkę inne oblicze. Problemem jednak pozostają teksty, które nie ocierają się o banał czy kicz, ale bywają czasem zagłuszone przez muzykę lub niezrozumiałe. Niemniej jest to dość zaskakujące zderzenie dla fanów grupy. LemON próbuje rozwijać się, chociaż niektóre kompozycje bardziej zahaczają o wręcz progresywne dźwięki (najdłuższe “Tu” i “Ostatni walc”). Kto wie, co jeszcze z tego wyjdzie?
7,5/10
Radosław Ostrowski

