Biały Kieł

Było wiele adaptacji powieści Jacka Londona o mieszańcu psa i wilka, który żył w dzikich lasach. W 2018 roku sprawę postanowili ugryźć Francuzi, co samo w sobie nie jest dziwne. Ale że postanowili to zrobić w formie animacji – ŻE CO? Ci goście zawsze muszą wszystko komplikować, prawda?

W dużym skrócie twórcy zastosowali technikę motion capture do pokazania ludzi, a sama historia została złagodzona. Chyba po to, by móc pokazać ją młodszym widzom. Dlatego bardziej brutalne sceny są albo nie pokazywane wprost (starcie matki wilka z rysiem czy tresura za pomocą laski i bicia), albo nie pokazuje się krwi. Czy to osłabia ładunek emocjonalny? Tutaj mam pewien problem, bo powieści nie czytałem (nigdy nie miałem z nią styczności). Z drugiej jednak strony film powinien stać na własnych nogach, bez znajomości materiału źródłowego.

Kiedy poznajemy naszego bohatera, bierze udział w nielegalnych walkach psów. Tym razem zamiast jednego walczy z dwoma naraz, co kończy się dla niego poważnymi obrażeniami. Walka zostaje przerwana przez pojawienie się szeryfa Wheedona Scotta. A potem poznajemy historię naszego mieszańca. Poniekąd to pokazana z perspektywy zwierzęta historia inicjacyjna. Widzimy naszego zwierzaczka, gdy jeszcze razem z matką odkrywa uroki puszczy i początkowo trafia do Indian. Ich wódz poznaje w matce jednego ze swoich, przez co oboje trafiają jako psy zaprzęgowe. To jednak tylko kolejny etap jego wędrówki.

Opowieść o Białym Kle mogła być szansą na pokazanie zarówno okrucieństwa i piękna natury zderzonego z równie nieprzyjaznym światem ludzi. Ludzi napędzanych przez chciwość spowodowaną gorączką złota, ale także potrafiących traktować tą nieznaną stronę z szacunkiem. ALE ponieważ jest to animacja skierowana dla dzieci wiele mrocznych kwestii zostało ledwo zasugerowanych, liźniętych albo kompletnie porzucono. Nie chcę używać słowa zinfantylizowano, ale miałem wrażenie jakby czegoś tu brakowało.

Zdecydowanie wyróżnia się animacja, bardziej wyglądająca ręczną kreskę, przez co może początkowo wydawać się dziwna. Postacie ludzkie (zwłaszcza te złe) są pokazane w sposób groteskowy, wręcz przejaskrawiony, próbujący (być może na wyrost) imitować styl Ghibli na europejski styl. Same ujęcia przyrody wyglądają najlepiej i mają momenty zapierające dech. Gdy jeszcze dodamy do tego etniczną muzykę, całość może być bardzo przyjemnym doświadczeniem.

Więc czy warto polecić francuskiego „Białego Kła”? Oto jest zagwozdka, bo sam jestem bardzo zmieszany. Skierowanie i zaadaptowanie tak trudnego materiału dla dzieci było zadaniem karkołomnym, a jednak tego się podjęto. Wygląda to nieźle, choć czuć podjęte kompromisy i uproszczenia, które dzieciom raczej nie powinny przeszkadzać. Fani książki mogą jednak czuć się rozczarowani, więc tutaj decyzję każdy podejmuje sam.

6/10

Radosław Ostrowski

Zew krwi

„Zew krwi” to jedna z najsłynniejszy powieści Jacka Londona. Była to historia psa imieniem Buck, który zostaje wyrwany ze swojego domu i trafia do Alaski. Tam trwa zima, a pies zostaje członkiem zaprzęgu, doświadczając wielu ciężkich wydarzeń. Sama książka – bardzo mroczna i niepozbawiona przemocy – była ekranizowana wielokrotnie. Każdy twórca próbował ugryźć historię na swój sposób, a nową wersję przygotował specjalizujący się w animacjach Chrisa Sandersa.

zew krwi1

Od razu uprzedzę, że fani powieści nie znajdą tu zbyt wiele dla siebie. Zmian jest bardzo dużo, by historia trafiła głównie do młodego widza. Choć złagodzono całość, nie brakuje mrocznych fragmentów oraz umownie pokazanej przemocy. Nadal opowieść skupia się na Bucku, a wszystko opowiada z offu jego ostatni właściciel, John Thornton. Poznajemy naszego pieska w swoim naturalnym środowisku, czyli w domu zamożnej rodziny. Tam zostaje podstępem wykradziony i sprzedany trafia do Alaski. Najpierw pełni rolę zwykłego psa dla pochodzącego z Kanady Perraulta, by potem przeżyć wiele poważnych sytuacji.

zew krwi3

Jest jeszcze jeden istotny szczegół dla realizacji tego filmu. Otóż wszystkie zwierzęta zostały tutaj wygenerowane komputerowo. Jestem w stanie zrozumieć dlaczego dokonano takiego wyboru. Chodziło zapewne o to, by nie skrzywdzić zwierząt w trakcie pracy nad scenami, gdzie ich życie mogło być zagrożone. A takich scen jest wiele jak przejazd i brawurowa ucieczka przed lawiną czy ratowanie człowieka z tafli lodu. Mnie to aż tak to komputerowe cudadło nie przeszkadzało, ale niektórych może to wybić z tej historii. A nawet spowodować, że nie będzie się czuło zagrożenia oraz stawki.

zew krwi4

Ja jednak dałem się pochłonąć tej przygodzie oraz historii o szukaniu swojego miejsca na ziemi. Bo nasz pies zaczyna być rozdartym między zewem natury (symbolizowany przez czarnego wilka) a cywilizacją i życiem z ludźmi. Z czasem ten charakter zaczyna coraz bardziej z niego wyłazić, pokazując jeden istotny szczegół. Że tą dzikość Buck miał od zawsze, tylko czekała na swoją chwilę przebudzenia. Wygląda to miejscami pięknie, tempo jest odpowiednio zachowane od spokojnych momentów (głównie w trzecim akcie) po dynamiczne wyprawy, zaś w tle gra tak cudowna muzyka, że chce się odbyć jakąś wielką wyprawę.

zew krwi2

Aktorsko wydaje się, że nie ma tutaj zbyt wiele do roboty, ale dwie osoby warto wyróżnić. Pierwszą jest Omar Sy (dawno nie widziałem tego aktora) jako Penault. To ciepły i budzący sympatię bohater, przekonany o tym, że psy go rozumieją oraz nimi – w pewien sposób – rządzi. Co oczywiście nie jest prawdą. Ale prawdziwym sercem tego filmu jest Harrison Ford jako Thornton. Pozornie wydaje się postacią typową dla tego aktora w ostatnich latach – szorstki, wycofany, naznaczonym mroczną przeszłością. Jednak Fordowi udało się tą postać pokazać bardzo przekonujący, zaś wspólne sceny z Buckiem są dzięki niemu wręcz wzruszające.

Powiem szczerze, że jestem bardzo zaskoczony tym, jak udany jest „Zew krwi”. Nie jest tak mroczny jak pierwowzór, ale w żaden sposób nie staje się infantylny. To bardzo porządne i angażuje kino z odrobiną przygody oraz przyrody w tle.

7/10

Radosław Ostrowski