Chłopcy z Brazylii

UWAGA!
Tekst może zawierać treści uznane za spojlery, więc jeśli nie oglądaliście filmu, nie czytajcie.

Nikt tak nie sprawdza się w roli czarnych charakterów jak naziści. Żądni władzy nad światem psychopaci opętani okultyzmem oraz złem, że już bardziej się nie dało. Pojawiali się w filmach nawet w latach 70-tych, osadzonych współcześnie („Akta Odessy” czy „Maratończyk”) czy podczas II wojny światowej („Bękarty wojny” czy ostatnio „Operacja Overlord”). O grach komputerowych nawet nie wspominam. Jednak czynienie z nich złoli w czasach osadzonych współcześnie jest dość ryzykowne, bo czy mogą nadal wzbudzić jakąkolwiek grozę czy lęk? Nawet w latach 70-tych taka koncepcja początkowo wydawała się czymś świeżym. Ale czy pod koniec tej dekady to jeszcze działało? Postanowił to sprawdzić reżyser Franklin J. Schaffner w opartym na powieści Iry Levina „Chłopców z Brazylii”.

Film – znany w naszym kraju także jako „Synowie III Rzeszy” – zaczyna się w Paragwaju, gdzie młody syjonista obserwuje jednego z ukrywających się nazistowskich zbrodniach. Przypadkowo trafia na samego doktora Josefa Mengele, organizującego poważną intrygę. Jej celem jest zamordowanie 94 mężczyzn w wieku 65 lat w ciągu dwóch i pół roku. Niestety, nasz niedoszły łowca nazistów zostaje schwytany podczas przekazywania informacji legendarnemu łowcy nazistów – Ezry Liebermana. Ten postanawia wybadać sprawę, zdany tylko na siebie.

chlopcy z brazylii1

Reżyser nie serwuje wszystkich informacji od razu, bo inaczej ten thriller nie zadziałałby. „Chłopcy z Brazylii” są staroszkolnym dreszczowcem, spokojnie odkrywającym wszystkie karty, co buduje klimat tajemnicy oraz podskórnego niepokoju. Napięcie potrafi podkręcić bardzo ekspresyjna muzyka Jerry’ego Goldsmitha w połączeniu z miejscami użytym montażem równoległym (kapitalna scena, gdy Mengele przechodzi po ruinach dawnego szpitala). A wszystko w czasach, kiedy nazistowskie zbrodnie wydają się pieśnią przeszłości. Nie nadając się nawet na wzmiankę w prasie, co jest dzisiaj bardzo smutne. Jedynie starzy ludzie pokroju Liebermana i Mengele jeszcze są w stanie walczyć, mając masę czasu oraz determinacji. Pierwszy może liczyć tylko na wsparcie młodych idealistów, drugi na swoich zwierzchników (do pewnego stopnia). Konfrontacja jest nieunikniona, ale nie będzie tu brawurowych pościgów czy rozpierduchy, choć przenosimy się z miejsca na miejsce.

chlopcy z brazylii2

Schaffner pewną ręką prowadzi całą opowieść, nawet jeśli zacząłem domyślać się o co tak naprawdę chodzi. Bo nie chodzi o pochodzenie ojców, tylko o dzieci, które są… klonami Adolfa Hitlera. Więc jak zwykle chodzi o panowanie nad światem. Chłopcy wyglądają tak samo (są grani przez tego samego aktora – Jeremy’ego Blacka), są rozpuszczeni i… co z nimi zrobić? Ocalić ich w nadziei, że niczego nie zbroją, a geny zostaną stłumione? Czy może ich wytropić i zamordować? Ten dylemat zostaje szybko rozwiązany (niestety), ale konsekwencje pozostają tajemnicą. Rzadko spotykana przemoc potrafi uderzyć, choć krwi nie ma zbyt wiele – może poza konfrontacją dwójki bohaterów z udziałem psów. Jednak potrafi uderzyć, bo zło od nazistów wywołuje ponadczasowy strach.

chlopcy z brazylii3

I to wszystko jest wykonane przez fantastycznie dobrany duet aktorski, zmuszony do konfrontacji. Laurence Olivier jako Lieberman (postać wzorowana na Szymonie Wiesenthalu) jest wystarczająco pocieszny, pełnego empatii, determinacji. Ma być tym dobrym i ma to wręcz wypisane na czole. Ale prawdziwym zaskoczeniem oraz gwiazdą tego filmu jest Gregory Peck. Aktor gra doktora Mengele i robi to bardzo sugestywnie. Aktor drugi raz w swojej karierze zagrał postać negatywną (wcześniej był kapitanem Ahabem w „Moby Dicku” Johna Hustona), ale tutaj wchodzi na o wiele wyższy poziom. Samo spojrzenie może budzić grozę, tak jak niemiecki akcent oraz wyczuwalny gniew i szaleństwo, bez popadania w przerysowanie czy groteskę. To ten duet nakręca ten film, choć nie brakuje w nim znanych twarzy na drugim i trzecim planie (m.in. James Mason, Denholm Elliott czy – będący na początku kariery – Steve Guttenberg).

Powiem szczerze, że nie do końca wiedziałem, czego oczekiwać po „Chłopcach z Brazylii”. Dostałem efektywny, staroświecki (lecz nie archaiczny), trzymający w napięciu thriller. I dowód na to, że naziści nadal potrafią straszyć. Nawet po tylu latach.

8/10

Radosław Ostrowski

Człowiek Mackintosha

Wszystko zaczyna się, gdy do Londynu przebywa Joseph Rearden. Jego przełożony, Mackintosh razem z panią Smith (sekretarka) przygotowują dla niego zadanie: kradzież diamentów przewożonych przez pocztę. Cała akcja przebiega sprawnie, ale mężczyzna zostaje aresztowany i skazany na 20 lat więzienia. W więzieniu przebywa także pracujący dla Sowietów brytyjski szpieg, Slade. Wtedy do Reardena przychodzi jeden ze skazańców, proponując ucieczkę w zamian za procent z ostatniej roboty.

czlowiek mackintosha1

John Huston początki lat 70. nie miał zbyt udane, zaś jego filmy wydawały się (z dzisiejszej perspektywy) mocno przekombinowane. Do tego grona, niestety, dołączył też thriller „Człowiek Mackintosha”. Oparty na powieści Desmonda Bagleya scenariusz autorstwa Waltera Hilla to mieszanka kryminału z dreszczowcem szpiegowskim. Bo mamy grę wywiadów oraz wmieszany do tego syndykat zbrodni, gdzie nie do końca wiadomo kto jest kim (niczym w „Liście na Kreml”), same informacje są podawane oszczędnie, a większość kluczowych scen toczy się poza ekranem. Dla mnie jednak problem w tym, że cała ta intryga brzmi troszkę niepoważnie. Dlaczego? bo cała ta starannie przygotowana operacja przez Mackintosha wydaje się brzmieć bardzo amatorsko, bez żadnego planu B, C, D czy nawet Ż. Jakby zakładano, że wszystko pójdzie gładko, zaś nasz protagonista wydaje się działać pod wpływem instynktu, wręcz improwizując jak podczas ucieczki z kryjówki po akcji z więzienia. Jakby tego było mało, całość zwyczajnie nuży, mimo pościgu czy finałowego rozwiązania.

czlowiek mackintosha2

Pewnym drobnym plusikiem są zdjęcia oraz bardzo stylowa muzyka Jarre’a, kojarząca mi się z… „Sherlockiem Holmesem” Hansa Zimmera. Temat podobny brzmi bardzo znajomo, ale nie jest to wada. Także Paul Newman, którego grą aktorską Huston był zauroczony przy poprzednim filmie, także wypada dobrze jako opanowany, spokojny Rearden. Jednak aktorsko film kradnie pociągająca Dominique Sanda (pani Smith) oraz zawsze trzymający poziom James Mason (sir Wheeler), tworząc bardzo wyraziste postacie.

czlowiek mackintosha3

Niby jest to próba mariażu dwóch gatunków, tylko że Huston ma spore problemy ze sklejeniem tego w jedną całość. Heist movie przebiega dość szybko, zaś wątek szpiegowski kompletnie nie angażuje, co jest sporym problemem. Wstyd, panie Huston.

6/10

Radosław Ostrowski

nadrabiamhustona1024x307

Błękitny Max

Wojna zawsze jest miejscem podłości, okrucieństwa i bezlitosnej walki. Nie inaczej było podczas Wielkiej Wojny, czyli I wojny światowej. To właśnie podczas niej walczył podporucznik Bruno Stachel – najpierw żołnierz piechoty, ale pod koniec wojny trafia do lotnictwa jako pilot. Trafia do eskadry kapitana Heidemanna, rywalizując z jego najlepszym oficerem – Willim von Klugermanem. W stawką w tej walce poza życiem, jest tytułowy Błękitny Max – najwyższe niemieckie odznaczenie wojskowe przyznawane za odwagę i zestrzelenie 20 samolotów.

bkitny_max1

Kino wojenne ma to do siebie, ze rządzi się swoimi regułami, chociaż samą wojnę można zaprezentować na wiele różnych sposobów. John Guillermin w 1966 roku swoim filmem próbował połączyć rozmach scen batalistycznych z wiarygodną psychologią bohaterów. I to wszystko w czasach, gdy chodziło na planie tysiące statystów i nawet nie znano takiego słowa jak komputer. Trzeba przyznać, że po latach sceny batalistyczne robią nadal olbrzymie wrażenie – statyści, wybuchy, odgłosy strzałów i tysiące trupów. Sceny lotniczych pojedynków (chociaż widać, że tło w samolocie podczas scen z kabiny jest domontowane) trzymają w napięciu i ogląda się je  zapartym tchem.

bkitny_max2

Ale to tylko jedna  warstw filmu. „Max” to także historia człowieka z nizin społecznych, który dobija się do świata wyższych sfer. Pilotami w większości (przynajmniej w eskadrze naszego bohatera) byli arystokraci, dzięki czemu zdobywali dodatkowe wpływy i znajomości. Jak zawsze z arystokracją bywa, to ludzie chełpiący się swoim bogactwem (piją tylko drogi alkohol jak szampan) i uwielbiają adrenalinę. W tle jeszcze przewija się wykorzystanie Stachela jako bohatera propagandy prasowej (scena fotografowania w szpitalu) oraz romans z żoną generała (jakby tego było mało jest tez ciotką Williego), jednak to ostatnie nie zostaje w pełni wygrane, spełniając rolę zapychacza. Wyjątkiem w tym wątku jest finał, w którym dochodzi do poważnych konsekwencji. Niby tutaj mówi się o honorze i uczciwej walce, ale w imię tego honoru dokonuje się oszustw, hipokryzji i zachowanie swojej reputacji. Więcej wam nie powiem, bo zepsułbym frajdę.

bkitny_max3

Zachwycają przestrzenne zdjęcia oraz podniosła, militarystyczna muzyka Jerry’ego Goldsmitha. Jednak nie robiłoby to na mnie takiego wrażenia, gdyby nie mocna rola George’a Pepparda. Stachel w jego interpretacji to facet, dla którego latanie jest jedynym sensem życia. Zdobycie dla niego Błękitnego Maxa jest celem najważniejszym, nawet jeśli wiązałoby się to ze złamaniem rozkazów przełożonych. Zdystansowany od reszty, prymitywny egoista z chłodnym spojrzeniem cynika. Mimo tych wad, kibicowałem mu. Kontrastem dla niego jest Willi (debiutujący Jeremy Kemp) – elegancki, wysłowiony, ale prowokujący i skory do bitki. A nad nimi wszystkimi wybija się na drugim planie chłodny James Mason (generał von Klugermann), wykorzystujący wojnę w bardziej polityczny sposób.

Guillermin miesza w tym barszczu wątkami i motywami, ale udaje się nad tym wszystkim opanować. „Błękitny Max” to ambitne widowisko, które skupia się także na pokazaniu degeneracji społeczeństwa oraz tym, że brutalna siła zawsze wygrywa. I tak naprawdę nie obowiązują żadne zasady na polu bitwy.

8/10

Radosław Ostrowski

Lolita

Profesor Humbert Humbert jest wykładowcą akademickim, który szuka lokum w USA. Trafia w końcu do domu niejakiej Charlotte Haze, mieszkającą razem z 14-letnią córką Lolitą. Mężczyzna wplątuje się w romans z Lolitą i chcąc być bliżej jej, żeni się z Charlotte. Ale kiedy kobieta odkrywa prawdę, rozkręca to spiralę dramatycznych wydarzeń.

lolita2

Stanley Kubrick po nakręceniu „Spartakusa” wyjechał do Wielkiej Brytanii, by przenieść na ekran skandalizującą (wtedy) powieść Vladimira Nabokova, który także napisał scenariusz. Ponieważ wtedy obowiązywała obyczajowa cenzura (kodeks Haysa), historia o toksycznej miłości doprowadzającej do szaleństwa i upadku, musiała być pokazana w sposób bardzo subtelny i niejednoznaczny, co moim zdaniem jest sporym plusem. Kubrick świetnie buduje atmosferę obsesji i erotyzmu, wyprzedzając epokę rewolucji seksualnej. Nie brakuje tutaj też ironicznego humoru, perfekcyjnej realizacji (znakomite zdjęcia, bardzo przyjemna muzyka ze wskazaniem na miły temat przewodni i montaż) oraz bardzo przewrotnego finału. Zachowano narrację Humberta (mówi z offu), co pozwala jeszcze bardziej zaangażować się w ten toksyczny romans i moralny upadek człowieka w ogóle.

lolita1

Także aktorzy wspinają się tu na wyżyny możliwości. Najważniejsze są w zasadzie dwie postacie, a tak naprawdę trzy. James Mason bardzo dobrze wypadł jako profesor zakochany w dziewczynce. Na początku sprawia wrażenie sympatycznego, eleganckiego dżentelmena, ale relacja z Lolitą doprowadza go do obłędu, chce ją mieć tylko dla siebie, zawłaszcza ją. Ta sprzeczność jest pokazana w każdym spojrzeniu i geście. Zjawiskiem jest tutaj debiutująca Sue Lyon – mieszanka niewinności z pewnością siebie. To mistrzyni manipulacji, wodzi profesora za nos i próbuje potem dojrzeć, ustabilizować. Za to drugą niespodzianką był Peter Sellers jako pozornie śmieszny pisarz Quilty, który jest śliskim facetem. Tych troje ciągnie ten film, choć cała reszta też trzyma wysoki poziom jak choćby Shelley Winters (matka Lolity).

lolita3

Kubrick tym filmem tylko potwierdził to, co już było widać w „Spartakusie” czy „Ścieżkach chwały”. To indywidualista tworzący pasjonujące opowieści o ludziach. Ale najlepsze jeszcze przed nami.

8/10

Radosław Ostrowski