DC Liga Super-Pets

Superbohaterszczyzna jeszcze się nam nie znudziła, co pokazują kolejne produkcje zarówno od Marvela jak i DC, a także seriale pokroju „The Boys”. Tym razem jednak Warner zdecydował się na animację w świecie Ligi Sprawiedliwości, lecz z zupełnie innej perspektywy.

Głównym bohaterem „Ligi Super-Pets” jest Krypto – pies, który razem z Kal-Elem przeżyli zagładę planety Krypton. Tak jak pan ma swoje supermoce i pomaga walczyć ze złem. Prawdziwi kumple na śmierć i życie. Problem w tym, że nasz Clark zabujał się w Lois Lane, a plan jest prosty: hajtnąć się. Tylko, że nasz Krypto może znieść to niezbyt dobrze, więc Supcio wyrusza do schroniska, by znaleźć kompana. W tym czasie Lex Luthor knuje, by ściągnąć na ziemię pomarańczowy kryptonit, który (w przeciwieństwie do zielonego) daje supermoce. Nie wie jednak, że działa on tylko na zwierzęta, co postanawia wykorzystać przebywająca w schronisku świnka morska (błędnie nazywana chomikiem z powodu braku sierści) Lulu. Jej cel jest prosty jak w przypadku słynnej myszy laboratoryjnej zwanej Mózgiem: przejąć władzę nad światem. Plus zabić całą Ligę Sprawiedliwości. Udaje się jej zgarnąć fragment meteorytu oraz uciec ze schroniska. Do tego jeszcze porywa (podstępem) Supermena i neutralizuje moce jego pieseła. Lulu jednak nie wie jednak jednego, że jej towarzysze ze schroniska (pies As, wiewiórka Chip, świnka PB i żółwica Merton). Oczywiście, że uda im się uciec, odkryć supermoce i trafią na osłabionego Krypto, a ten prosi ich o pomoc.

super-pets1

„DC Liga Super-Pets” to wiele znajomych tropów kina superbohaterskiego, tylko że to zwierzaki grają pierwsze skrzypce. Potrafią rozmawiać między sobą, ale ludzie nie rozumieją ani słowa. Skąd my to znamy? Ale elementów jest tu więcej: samotnik wyrwany ze znajomego otoczenia, paczka przegrywów z szansą na udowodnienie swojej wartości (plus próba kontrolowania nowych umiejętności), docieranie się „drużyny”, drobne sukcesy oraz finałowa konfrontacja. Jednak mimo znajomych schematów (włącznie z dramatycznym poświęceniem), potrafi wciągnąć. Jak to jest możliwe? Przede wszystkim jest to dobrze napisane, gdzie każdy (zwierzęcy) bohater jest przekonujący. Każdy ma swoje przysłowiowe pięć minut, choć najważniejsi są tutaj Krypton i As. Ich docieranie się oraz zderzenie wynikające z różnych doświadczeń tworzy mieszankę niczym z buddy movie. Służy to przekazaniu pewnych prostych morałów, nie czuć jednak smrodu dydaktyzmu.

super-pets2

Sceny akcji wyglądają spektakularnie, a jednocześnie jest bardzo czytelna i nie męczy oczu (schwytanie reszty członków Ligi Sprawiedliwości w centrum miasta, atak na więzienie czy finał). A gdy w tle gra świetna symfoniczna muzyka, to już adrenalina potrafi podskoczyć. Sama animacja też robi wrażenie, łącząc umowność świata z dynamicznym ruchem postaci. W końcu to superanimals & superheroes. I jeszcze jest sporo humoru: od slapstickowych gagów (pierwsze próby stosowania nowych mocy) po żarty słowne oraz popkulturowe odniesienia. Nasi superherosi też padają ofiarą żartów (śmiertelnie poważny Batman, Superman bawiący się z psem po walce z Luthorem czy narcystyczny Aquaman), pokazując ich w bardzo karykaturalny sposób.

super-pets3

Tutaj trzeba pochwalić polski dubbing, jak i naprawdę zgrabne tłumaczenie. Aczkolwiek zdziwiło mnie, kiedy trzy razy wypowiedź żółwicy została zapikana (w domyśle padło „mięsiste” słowo) i parę tekstów było bardziej zrozumiałych dla dorosłego odbiorcy (piracenie z pewnej strony, co ma w nazwie pewne zwierzę). Z kolei w przypadku głosów jest dobrze, a miejscami świetnie. Fantastycznie sprawdza się nasz duet Krypto/As, czyli Arkadiusz Jakubik i Robert Więckiewicz, którzy mieli masę frajdy z pracy i słucha się ich z wielką przyjemnością. Pewnym zgrabnym zabiegiem był fakt, że w przypadku kilku superherosówherosów podłożono głosy aktorów już grających te postacie czy to w wersji live-action jak Superman (Grzegorz Kwiecień), Wonder Woman (Olga Bołądź) lub Aquaman (Jan Aleksandrowicz-Krasko) czy w animacjach w przypadku Cyborga (Jacek Król z „Młodych Tytanów”) i Batmana (Krzysztof Banaszyk z serii Lego). Mała rzecz, a cieszy. Nie można nie wspomnieć także o świetnej Lidii Sadowej (świnka Lulu), uroczej Annie Smołowik (świnia PG) czy kradnącej szoł Katarzynie Skolimowskiej (żółwica Merton), dopełniającej całego składu.

super-pets4

Animowane „DC Liga Super-Pets” nie ma większych ambicji niż byciem świetnym filmem rozrywkowym, głównie dla młodego widza. Śmieszy, zachwyca dynamiczną akcją, pięknie wygląda i porusza. Tylko tyle i aż tyle, co na seans w wakacji całkowicie wystarczy.

7,5/10

Radosław Ostrowski

PS. Nie wychodźcie od razu z kina, bo są dwie (!!!) sceny po napisach.

Udanej rocznicy!

Trzy lata w związku to kawał czasu. Mollie i Sam wydają się żyć ze sobą dobrze. Ona razem z kumplem (brytyjski Hindus) próbuje sprzedawać własne koszulki. Ona bardziej skupia się na domu. Jednak to w dzień trzeciej rocznicy ona rzuca słowa: „Nie czuję się szczęśliwa”. I te słowa stają się jak iskra w prochu, zmuszając oboje do refleksji nad swoim związkiem.

happy_anniversary1

Komedia o miłości od Netflixa – co mogło pójść nie tak? W zasadzie wydaje się, że mamy do czynienia standardowy motyw historii miłosnej z perspektywy dwojga ludzi, niejako przez spory czas oddzielając ich od siebie. Ale poza dialogami, reżyser Jared Stern stosuje tutaj sporo retrospekcji, które uatrakcyjniają fabułę i pozwalają prześledzić całą relację od samego początku (flirt w barze) aż do chwili obecnej. Początkowo mogą one wywoływać pewną dezorientację, ale na szczęście łatwo je rozróżnić. I to pozwala spojrzeć szerzej na związek, który zawsze jest ryzykiem, by zastanowić się, czy zwyczajnie warto się wiązać z mężczyzną, niekoniecznie będącym ideałem. Jednocześnie widzimy też inne pary, co też zmienia perspektywę. Bo są i rodzice Mollie (chory na raka ojciec oraz matka słuchająca Tory w formie audiobooka), czekający na dziecko Ed z Priyą (akurat ich nie ma razem zbyt wiele), a także zaskakująco zgodni Hao i Lindsay – każde z nich pokazuje różne oblicza związków, dodając odrobinę humoru.

happy_anniversary2

Reżyser jednak nie osądza, ani nie krytykuje swoich zagubionych bohaterów (Mollie i Sam), którzy nie do końca wiedzą czego chcą. Pokazuje zarówno ich wady (Mollie bardzo lubi stawiać na swoim, Sam wydaje się być niezdecydowanym w każdej kwestii), ale pokazuje – o czym chyba rzadko się mówi – iż miłość to jest ryzyko i loteria. Że nie ma co szukać i czekać na idealnego partnera, bo taki nie istnieje. Że trzeba znaleźć jakiś sposób na to, by być w stanie razem egzystować bez gniewu czy wściekłości. Ale jak znaleźć tą formułę? Na to odpowiedź trzeba samemu znaleźć.

happy_anniversary3

„Udanej rocznicy!” nie oglądałoby mi się z tak dużą frajdą, gdyby nie sporo ironii, złośliwości, ale też grający główne role Ben Schwartz oraz Noel Wells. Oboje grają naprawdę dobrze, bardzo naturalnie, czuć między nimi chemię w każdej scenie, zaś ich dylematy nie są w żadnym wypadku wydumane. Na drugim planie wybija się rozbrajający Rahul Kohli (Ed) oraz troszkę cierpki Joe Pantoliano (ojciec Mollie), dodając troszkę charakteru.

Czy „Udanej rocznicy!” to typowy średniak Netflixa? Na szczęście nie. To naprawdę zabawna, ale i miejscami wzruszająca opowieść o miłości młodych ludzi, próbujących wypracować swój sposób na związek. Myślę, że można spokojnie obejrzeć z drugą połówkę.

7/10

Radosław Ostrowski