Kokon

Filmy o seniorach i ludziach starszych mają to do siebie, że można podzielić je na dwie grupy. Pierwsza to depresyjne kino pokazujące mroczną stronę tego okresu: fizyczna ułomność, zmęczenie życiem. Druga grupa to pokazanie tego okresu jako sytuacji, gdy jeszcze można być głodnym życia. Tak jest w przypadku filmu Rona Howarda z 1985 roku.

kokon1

Poznajcie Arta, Bena i Joego – to trzej pensjonariusze domu opieki w St. Petersburgu (ale nie tego w Rosji). Ci ludzie jeszcze nie zamierzają się nudzić. Dlatego w tajemnicy zakradają się do opuszczonego domu, by popływać w znajdującym się tam basenie. Problem jednak zaczyna się, gdy budynek zostaje wynajęty przez tajemniczego Waltera, a na dnie basenu pojawiają się bardzo duże kamienie. Jedno nie ulega wątpliwości: podczas kąpieli nasi emeryci stają się coraz bardziej ożywieni i zdrowieją. Sami odkrywają, iż tajemniczy goście to przybysze z kosmosu.

kokon2

Akcja „Kokonu” przebiega dwutorowo: z jednej strony mamy naszych emerytów, co stają się coraz młodsi i bardziej energiczni niż zwykle. Nawet do tego stopnia, że wszelkie choroby i dolegliwości znikają automatycznie. Drugi wątek skupiony jest wokół Waltera oraz wplątanego w całą eskapadę z kokonami Jacka Bonnera (kapitana statku wynajmowanego przez kosmitów). Prędzej czy później musi dojść do zderzenia tych bohaterów. Po drodze nie brakuje odrobiny humoru oraz troszkę rubasznych żartów (aczkolwiek scena w dyskotece, gdy Art wykonuje breakdance – wow), ale Howard potrafi też wzruszyć oraz zastanowić. Nie da się zapomnieć nagłego odejścia jednej z pensjonariuszek (Rose), zgonu jednego z kokonów czy dramatycznego, finałowego pościgu z gęstą mgłą. To wszystko pokazuje, że starość też może być piękna, a staruszkowie to też ludzie. Potrafiący kochać, cierpieć, sprawić innym ból lub być mentorami (relacja Bena z wnukiem).

kokon3

To ładne kino z pięknymi zdjęciami podwodnymi oraz genialną muzyką Jamesa Hornera. Howard troszkę tutaj przypomina Stevena Spielberga, a historia pierwszego kontaktu z obcymi utrzymana jest w duchu ciepłego humanizmu. Do tego jest świetnie zagrany przez niesamowitych aktorów, choć już dzisiaj zapomnianych. Dominuje trio Don Ameche/Wilford Brimley/Hume Cronyn, między którymi czuć silną chemię oraz prawdziwą przyjaźń. Widać, że wiele przeszli i nie zamierzają godzić się na nudne życie. Po drugiej stronie mamy troszkę nieśmiałego Steve’a Guttenberga (Jack) oraz opanowanego i spokojnego Briana Dennehy’ego jako przywódcę kosmitów Waltera, który jest bardzo ludzki i życzliwy. To nie wszyscy, bo wyliczyć każdego byłoby trudno.

kokon4

„Kokon” jest bardzo ciepłym, sympatycznym, a jednocześnie pogodnym filmem. Howard pozostaje twórcą życzliwym, a chociaż efekty specjalne zestarzały się mocno, to klimat pachnący nostalgią oraz kinem nowej przygody pozostaje. Refleksyjne, pełne serca kino.

7/10

Radosław Ostrowski

Wożąc panią Daisy

Rok 1948. Pani Daisy jest starszą kobietą, która ma już swoje lata i nie bardzo radzi sobie z obsługą samochodu. Ostatnim razem wpadła prosto do działki sąsiada. Syn, nie chcąc zostawić mamy samej, wynajmuje jej czarnoskórego szofera Hoke’a. Początkowo dość niechętnie go przyjmuje, ale z czasem zaczyna się między nimi tworzyć nić porozumienia.

daisy1

W zasadzie ta historia jest bardzo prostą opowieścią opartą na dość prostych schematach: przełamywaniu barier społecznych, ale przede wszystkim swoich własnych lęków i przekonań. Było to już w kinie wielokrotnie wałkowanie i niestety, film Bruce’a Beresforda nie przetrwał próby czasu, bazując na sentymentalnych wzruszeniach, a także brakuje mu delikatnie mówiąc ikry. Wszystko jest lekkie, ogląda się to dość łatwo, ale czegoś głębszego zabrakło w tym wszystkim, już w połowie czując mocno znużenie. A potencjał w tej opowieści o niezwykłej przyjaźni był ogromny. Od strony technicznej trudno się tu przyczepić: zdjęcia, montaż, scenografia i muzyka są na porządnym poziomie, co nie powinno dziwić, to przecież USA.

daisy2

Tym większy żal aktorów, którzy robią co mogą, by ożywić swoje postacie. Zarówno Morgan Freeman jak i Jessica Tandy stanęli na wysokości zadania, tworząc postacie sympatycznego i żwawego szofera oraz zrzędliwej starszej pani, która z wyższością patrzy na innych i nie lubi pokazywać swojego dobytku, ale powoli między tą parą tworzy się przyjaźń. Na drugim planie jest za to niezrównany Dan Aycroyd grający absolutnie poważnie i robi to z wdziękiem.

daisy3

„Wożąc panią Daisy” jest filmem zaledwie niezłym, z którym czas nie obszedł się zbyt łaskawie. Jest trochę pusty w środku, choć stara się być ciepły i bezpretensjonalny. Tym większa szkoda.

6/10

Radosław Ostrowski