
Coda w muzyce oznacza zakończenie utworu muzycznego. Tak też postanowiono nazwać ostatni album grupy Led Zeppelin. Wyszedł on dwa lata po śmierci perkusisty Johna Bonhama i zawiera niewydane wcześniej piosenki, będące odrzutami z sesji nagraniowych poprzednich płyt.
Nie brakuje tutaj dynamicznego i szybkiego rocka (potężne „We’re Gonna Groove” czy „Poor Tom” z dynamiczną perkusją oraz gitarą akustyczną), jak i znacznie cięższych uderzeń (bardzo hard ” I Can’t Quit You Baby” – cover Otisa Rusha czy szybszy „Walter’s Walk” z bardziej surowymi riffami Page’a). Panowie świetnie się bawili w trakcie nagrywania, a każdy z ośmiu utworów zaskakuje i trzyma poziom (fortepian w „Darlene”, popisy perkusyjne w „Bonzo’s Montreux” oraz wplecioną elektroniką), a na sam koniec dostajemy bardzo szybki „Wearing and Tearing”.
Wydanie deluxe jest tutaj przebogate, bo zawiera dodatkowe dwie płyty. Co na nich? Poza alternatywnymi miksami utworów z tej płyty (i nie tylko tej, ale też z poprzednich jak „If It Keeps On Raining” z „czwórki”), dostajemy parę niespodzianek. Po pierwsze, jeden utwór z sesji w BBC („Travelling Riverside Blues”), po drugie kilka odrzutów opublikowanych po raz pierwszy (dynamiczny „Sugar Mama” oraz instrumentalny popis Page’a „St. Tristan’s Sword”) oraz kilka premierowych nagrań (bluesowy i bazujący na fortepianie „Baby Come On Home” oraz bardziej folkowy „Hey, Hey, What Can I Do”, a także dwa utwory w wersji orientalnej z orkiestrą w Bombaju). Do wyboru, do koloru.
Muzycy są w świetnej formie, Plant śpiewa w charakterystyczny dla siebie sposób, a zremasterowany dźwięk sprawia ogromną przyjemność z odsłuchu. „Coda” sposób trzech ostatnich płyty pozostaje najlepszą w ostatnim okresie działalności (także remastering jest imponujący). Godne pożegnanie zespołu z fanami.
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski












