Pokahontaz – REset

pokahontaz-reset-okladka

Rakim i Fokus jako Pokahontaz zaskakująco dobrze trzymają fason, zachowując dobrą formę oraz grono fanów. Po trzech latach postanowili znów dać o sobie znać, tym razem wspierani przez legendarny producencki duet White House, którzy kasowali swoimi bitami na albumach z serii “Kodex”. Czyli będzie bardzo oldskulowo, ale czy należy to traktować jako wadę?

Samplowane podkłady, mocne uderzenia perkusji, czyli witamy w latach 90. A to zapowiada już świetne, bardzo agresywne z “Z buta w drzwi”, okraszone lekko “egzotycznymi” klawiszami oraz dęciakami. Bas z samplami zgrabnie się uzupełniają w melodyjnym, wręcz skocznym “Nowym rozdziale” i “B.O.” (refren, gdzie panowie skaczą), skreczowanym “Stawiam dziś” (z zapętlonym wstępem) czy funkowym “Nigdy stop”. Ale panowie parę razy zaskakują: zmieniający podkład i tempo “Me nastawienie”, naznaczone odrobinę symfonicznym patosem “Kalendarze” z mocnym, śpiewanym refrenem Tymka (zwrotka też mu zacnie wyszła). Zaskoczeniem jest tutaj “Mętlik”, gdzie czuć ducha dawnego, elektroniczno-futurystycznego Pokahontaz a w “Zerwanych ze smyczy” widać, co grupa potrafi nawet na pozornie ogranym brzmieniu. Swoje robi też pozornie wolny, lekko jazzowy numer “Krzyżówka”, gdzie panowie przerzucają się dwuzwrotkami, bardzo mroczny “Niflheim”, jakby żywcem wzięty z pierwszych “Kodexów” oraz naszpikowany energią “Czarne lustereczka”, gdzie panowie dość mocno atakują współczesny świat cyfrowy (wsparci przez Bob One’a, kradnącego kawałek), by w finale doszło nie potężnego połączenia sił, czyli “404” zagrany z Kalibrem 44. Efekt jest potężny.

Jak sobie radzą panowie? Fokus potwierdza swój techniczny warsztat (pędzący w “Z buta w drzwi” oraz “Czarnych lustereczkach”) oraz siłę panczlajnów, ale Rahim też potrafi parę razy zaskoczyć (“404”, pełen hasztagów “Kalendarze” czy “Me nastawienie”). I “Reset” nie jest w żadnym wypadku archaicznym reliktem przeszłości. To raczej nostalgiczny powrót do przeszłości, ale niepozbawiony dawnego stylu Pokahontaz. Żaden skok na kasę czy droga na łatwiznę. Czy to jest zapowiedź nowego etapu, czy jednorazowy wyskok – czas pokażę. A “Reset” jest pozytywnym impulsem po troszkę przekombinowanym “Reversalu”.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Kaliber 44 – Ułamek tarcia

Ulamek_tarcia

Powroty po latach są bardzo niebezpieczne i to dotyczy zarówno muzyki, kina, teatru czy malarstwa. Zwłaszcza, jeśli trwają one więcej niż pięć lat. Kaliber 44 w latach 90-tych był legendą polskiego rapu, co było pośrednio zasługą Magika, ale Abradab, Joka i DJ Fell-X. Od ostatniego albumu minęło 16 lat, więc byłem bardzo sceptyczny, co do powrotu tego składu. Wzmogły się moje wątpliwości, odkąd odszedł DJ Feel-X.

Produkcją „Ułamka tarcia” (tak na początku swojej drogi nazywał się Kaliber) zajął się więc sam Abradab i jest to bardzo oldskulowe wydawnictwo. Słychać to już w „Intrze”, gdzie do dźwięku muzyki granej z kasety, pojawia się zapalanie fajki i zapętlonego głosu, który płynnie przechodzi we „Fresh”. Skrecze, surowa perkusja, delikatna elektronika niczym z lat 90., skity – to na pewno nowy materiał? Absolutnie tak i nie chodzi tu tylko o datę realizacji. Nie ma tutaj serwowania hasztagów, rzucania współczesnych skojarzeń, ale podglądanie rzeczywistości i rzucanie odniesieniami do poprzednich dokonań (singlowe „Nieodwracalne zmiany”) oraz zniekształcenia głosu (mroczny „Pewniak”), zmieszane z zabawami (lekko orientalny „Kung Fu”). Ziomki nie udają, że są jedynymi, prawdziwymi raperami, za co duży plus, podobnie jak za brak moralizatorstwa.

Joka, który powraca na scenę (w międzyczasie pracował jako taksówkarz) i chociaż jego flow sprawia wrażenie stojącego w miejscu, to jednak dobrze współgra z resztą brzmienia. Za to Abradab płynie po bicie jak ryba w wodzie, mając kilka trafnych fraz (lekko nostalgiczna „Historia”) nawijając o powrocie, przeszłości, miłości, robiąc to z humorem („Nie będzie też o kasce/O pieniądzach się nie mówi między gentelmenelami” czy ironiczny „Superstary”). Nie zawodzą też gościnnie pojawiający się Gutek, Grubson i Rahim.

„Ułamek tarcia” okazuje się zaskakująco dobrym materiałem i powrotem godnym legendy. Mimo surowego, klasycznego stylu, jest to interesująca propozycja ze świetną nawijką i ciągle świeżymi pomysłami. Ciekawe, czy na następny album też trzeba będzie czekać 16 lat.

7,5/10

Radosław Ostrowski