Kari – I Am Fine

skscykdxwpw4

Ta mieszkająca od lat na Wyspach Brytyjskich wokalistka I producentka ciągle zaskakuje. Już od debiutanckiego “Daddy Says I’m Special” Kari Amirian stała się nowym głosem na polskiej scenie muzyki alternatywnej. Od tego czasu zamieszkała w Leeds i nagrała jeszcze jeden album. Teraz wychodzi trzeci twór, który ma uspokoić wszystkich fanów: „Mam się dobrze”, ale czy na pewno?

I tutaj coraz mocniej czuć mieszankę tego, co było poprzednio – przebojowego popu w wersji alternatywnej, gdzie ciągle czuć skandynawski las. Ale coraz mocniej odzywa się elektronika I skręca to wszystko w kierunku muzyki tanecznej, co zapowiada “Runaway” z zapętlonym wstępem oraz rożnymi przeszkadzajkami, dodającymi dzikiego rytmu. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że słucham odgrzebany album Bjork sprzed lat, tylko bardziej przystępny, pełen brzmień z elektro-popu lat 80.. Nie brakuje i inspiracji Orientem (klawisze oraz imitacja sitaru w “Talk To Me” czy “Sirens”, gdzie weszły niby-flety), perkusyjnych strzałów przeplatanych nakładającymi się wokalami (“Jungle Boy”), dźwiękowymi zabarwieniami trudnymi do opisania, ale tworzącymi ciekawą mozaikę (“Birds of Paradise”).

Fani poprzedniego wcielenie Kari też znajdą coś dla siebie. Jest bardzo rozmarzona, minimalistyczna “Tammy” z cudnym fortepianem oraz rozkręcającą się perkusją, a także finałowa, mieszająca style “Unanswered”. I nawet takie skoczne, szybkie numery jak “War” czy troszkę przypominający OMD “Reason” potrafią zaskoczyć. Więcej wam nie zdradzę, gdyż każdy powinien zapoznać się z “I Am Fine”.

Kari nadal czaruje swoim delikatnym, niemal eterycznym głosem, sklejając wszystko w jedną, spójną całość. I to ma w sobie siłę, nawet jeśli tylko lekko go podnosi. Ta delikatność bardzo silnie łączy się z cała resztą dzieła. Wokalistka zrobiła powolny, ale konsekwentnie poprowadzony krok do przodu. Osobiście wolę Kari z poprzednich płyt, jednak to nowe, bardziej taneczne oblicze nie wywołuje szoku czy konsternacji i parkiety będą szalały.

8/10

Radosław Ostrowski

VA – Nowe pokolenie 14/44

Nowe_Pokolenie_14_44

O Powstaniu Warszawskim powstało tyle płyt, a każda metoda popularyzacji zasługuje na uznanie, choć można podejrzewać skok na kasę. Tym razem jednak dwóch producentów (Mateo i Grzech Piotrowski) postanowili opowiedzieć o Warszawie z czasów powstania, wybierając perspektywę cywili. Zaprosili uznanych raperów oraz wokalistów, tworząc „Nowe pokolenie 14/44”. Co z tego wyszło?

Zaczyna się instrumentalnym „01.08” – prosta gitarowa melodia, żywa i skoczna, do której dołącza perkusja, akordeon. Brzmi to jak miejska kapela, ale końcówka z werblami i dzwonami zapowiada tragiczny finał. Jeśli chodzi o brzmienie, mamy tutaj do czynienia z żywym instrumentarium, choć nie brakuje tutaj perkusyjnego bitu. Prostota jest tutaj siła jak w „Dlaczego nie mam takiej mocy”, gdzie rapującego Sobotę (dość spokojnie) wspiera Mateusz Krautwurst oraz poruszający fortepian. Chwytliwa gitara i znowu fortepian pojawia się w „Do powstańca”, gdzie wspominany jest tragizm bohaterów sprzedanych przez Zachód oraz dalszej walce, bardzo zgrabnie opowiedziane przez Tadka oraz Sławka Uniatowskiego. Znacznie mroczniej brzmi „Dziś idę walczyć – Mamo”, z którego wybija się gra skrzypiec oraz akordeonu, a w refrenie pojawia się nokturnowy fortepian oraz mroczniejsze skrzypce. Mocna i szybka nawijka Ostrego oraz Waldemara Kasty jest skontrastowana z delikatnymi (i poruszającymi) głosami Joanny Lewandowskiej z Joanną Kulig czy niemal elegijna „Kołysanka (nad Warszawą deszcz)” – te skrzypce!!! – gdzie znów Ostry szaleje, wspieranych przez chór w refrenie oraz Annę Karwan. Rozbita na dwie części „Piosenka” ma bardzo nieprzyjemny prolog (Lukasyno) z delikatną gitarą oraz smyczkom, budując klimat porażki, a dalej wchodzi Kari Amirian (pierwszy raz śpiewająca po polsku) miażdżąc swoim spokojnym głosem w tle wokaliz, współgrając z niemal etnicznym podkładem.

Znacznie żwawszy jest „Wiersz o nas i chłopcach”, dzięki skocznemu akordeonowi oraz prostemu bitowi skontrastowanemu z tekstem opisującym „ciężkie czasy”. Szybko nawija KęKę wspierany przez pięknie śpiewającą Martę Zalewską. Na podobnej taktyce, choć z dominującym fortepianem działa „Kołysanka (Smutna rzeka)”, gdzie wraca Anna Karwan, jednak tutaj nawija lekko przygnębiony Sobota. „Tu mówi Warszawa” przypomina wspomnienia poległych (Proceente), a refren bazuje na audycjach Radia Błyskawica („trzymamy się jeszcze” – Monika Kuczera porusza). Końcówka jest bardziej elegijna i smutna od „Sumienia świata” (Borixon w dobrej dyspozycji, marszowa perkusja, a Monika Kuczera śpiewa o wolności) przez pianistyczne „Ktoś Ty?” z saksofonem (Kasta z Krautwurstem) aż do instrumentalnego „03.10” Piotrowskiego, idącego w stronę etniczno-elegijnych dźwięków (flety, piszczałki opisujące zrujnowaną Warszawę).

Wyszła z tego naprawdę mocna, poruszająca i niezwykła płyta – dopieszczona, dopracowana i poruszająca, gdzie młodzi nawiązują kontakt ze zmarłymi. Chyba na pierwszego listopada będzie jak znalazł.

8/10

Radosław Ostrowski

Kari – Wounds and Bruises

Wounded_and_Bruises

Dwa lata temu zadebiutowała i przykuła uwagę wielu słuchaczy nie tylko w Polsce. Teraz Kari Amirian powraca z nowym materiałem, który brzmi dość nietypowo dla niej.

Tym razem wokalistka podjęła współpracę z producentem Johnem Headleyem, specjalista od muzyki elektronicznej. I ta mieszanka żywych instrumentów z elektroniką działa naprawdę mocno, choć utworów jest tylko dziewięć. Widać też, że nie ma tutaj powtarzania starych patentów i ciągle szukamy nowych brzmień. Słychać już w „I Am Your Echo” z przegłosami i pulsującą elektroniką, która tworzy naprawdę specyficzny klimat. Singlowy „Hurry Up” tylko potwierdza ta atmosferę z dzwonami i harfą na pierwszym planie czy w tytułowym utworze. Klawisze pulsują, nakładają się i nie wywołują irytacji, co dla mnie jest absolutna zaletą. Czasami zapętla się („Too Late” z ciągnącymi się skrzypcami), nabiera bardzo oszczędnego tonu („I Surrender” z bardzo fajna perkusją czy „The One” z pianistycznym wstępem), zaś finał po prostu powala (prawie 8-minutowy „Elijah”). No i słucha się tego kapitalnie, budząc skojarzenia, m.in. z Woodkidem czy Ms. No One.

Zaś sam głos Kari w zasadzie jest taki jak przy debiucie, czyli bardziej stonowany i spokojny, jednak tutaj zdarzają się bardziej ekspresyjne momenty („I Am Your Echo”), ale nie trzeba się tu specjalnie popisywać, żeby przykuć uwagę.

Amirian jest jednym z najciekawszych głosów na polskiej scenie muzycznej, choć łatwo ja przeoczyć. Uważnie się wsłuchajcie, bo możecie go łatwo przeoczyć.

8/10

Radosław Ostrowski

Kari Amirian – Daddy Says I’m Special

daddy_says_im_special

Czasami pojawiają się młode nie wiadomo skąd debiutantki, która tak dobrze śpiewają w języku angielskim, że aż trudno uwierzyć, że nie są Angielkami czy Amerykankami. Z czymś takim miałem do czynienia słuchając pochodzącej sprzed 2 lat debiutanckiej płyty pochodzącej z pięknego kraju nad Wisłą Kari Amirian.

Co o niej wiem? Jest córką znanego muzyka, producenta i autora tekstów Roberta Amiriana (wokalisty Satellite i Collage), który jest producentem i autorem tekstów do tej płyty zawierającej 12 piosenek utrzymanej w stylistyce indie popu. I pierwsze, co uderza uszy to kompletny brak elektroniki – tej, której znamy ze stacji radiowych – oraz stawianie na żywe instrumenty. Bo jest tu gitara akustyczna, smyczki (bardzo dynamiczne w „Jump Into My Heart and Stay” i troszkę bardziej ponure w „Saving Grace i „Stronghold”), delikatny bas („Saving Grave”), fortepian („The Winter is Back”, „Paint the sky”), perkusja czy cymbałki („Let’s Go Chasing Butterflies”) budują bardzo lekki wręcz – nie zawaham się użyć tego słowa – magiczny klimat. Jest to prostota, bez jakiego przesadnego kombinowania, ale za to bardzo pięknie zaaranżowana, co słychać już od zaczynającego ten materiał „My Favourite Part”, przez singlowe „The Winter is Back” i „Jump Into My Heart and Stay” aż do praktycznie samego końca. Trudno mi wskazać utwór słaby czy nieudany – tu wszystko jest na swoim miejscu i czaruje.

Bardzo pozytywnie też wypada sam głos Kari, która bardzo dobrze śpiewa w języku angielskim (szanse na podbój świata wydają się bardzo realne), ale nie tylko dlatego. Jest on (głos) bardzo delikatny, wręcz dziewczęcy, bez żadnego popisywania się ilością oktaw, przesadnej ekspresji, co też jest dla mnie zaletą i wyróżnia ją od setek wokalistek z całego świata. Także bardzo poetyckie teksty pełne niezwykłych metafor i fraz należy pochwalić koniecznie.

Takich debiutów chciałbym jak najwięcej, nie tylko w Polsce. Oryginalna, nieszablonowa, nieoczywista, czarująca – te słowa chyba najbardziej oddają esencję tej płyty. Jej ojciec nie kłamał: ona jest special.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski