Patton

Żaden inny konflikt niż II wojna światowa nie stworzył tak wyrazistych bohaterów i dowódców. Taką postacią bez wątpienia był generał George Patton – dowódca jakby wzięty z innej epoki. I to o nim opowiada nakręcony w 1970 roku (czyli bardzo dawno temu) film „Patton”.

Za reżyserię odpowiada opromieniony sukcesem „Planety małp” Franklin J. Schaffner, scenariusz oparty na biografii generała autorstwa Ladislasa Farago i wspomnieniach generała Omara Bradleya stworzyli weteran Edmund H. North oraz trochę mniej doświadczony Francis Ford Coppola, zaś tytułową rolę zagrał George C. Scott. Sama historia (długa) skupia się na karierze wojskowej od przejęcia dowództwa w Tunezji w 1943 roku aż do pozostania w Europie w 1945 roku. Czyli to niewielki wycinek historii wojennej, ale efekt robi mocne wrażenie.

patton1

„Patton” to dość nietypowy film zważywszy na czas powstania. To był rok 1970, kiedy powstały zarówno awanturniczo-przygodowe „Złoto dla zuchwałych” oraz przesiąknięty czarnym humorem antywojenny „MASH”. Tutaj jest to poniekąd film biograficzny, gdzie mamy bohatera większego niż życie, dla którego wojna jest w zasadzie sensem życia. Przeskakujemy z pól bitwy (nadal wyglądają imponująco) przez sztaby i pobojowiska aż do siedziby dowództwa wojska III Rzeszy generała Jodla. Gdzie oczywiście Patton traktowany jest jako główne zagrożenie oraz postrach armii. Bo któż inny miałby nim być – Montgomery, Eisenhower czy Bradley? Ale jeśli spodziewaliście się laurki dla Pattona czy kina antywojennego, to trafiliście na zły adres.

patton2

Schaffner tworzy epicki, bo niemal trzygodzinny fresk pokazujący Pattona w pewien sposób, który mi się skojarzył z… „Lawrencem z Arabii”. Już otwierająca scena przemowy z amerykańską flagą w tle mówi o tym bohaterze dużo – mówi prostymi słowami, bez pieprzenia i nie boi się kląć (ale żadnego fucka tu nie usłyszymy). Jest pełny przekonania w zwycięstwo, nie uznaje tchórzostwa, a słuszną taktyką jest parcie do przodu. Za wszelką cenę, zaś swoich nieporadnych podwładnych jest w takie tak opierdolić, że ci dostają skrzydeł i dokonują rzeczy niewykonalnych. Absolutne szaleństwo, które genialnie pokazuje na ekranie Scott. Poza takim teatralnym sposobem wysławiania się, ta postać wydaje się pochodzić z innej planety – ma mentalność dawnych herosów, bardzo chętnie korzysta z doświadczeń historii, pisał wiersze i odwiedzał swoich rannych żołnierzy. Ale miał też bardzo niewyparzoną gębę i nerwowy charakter, co potrafi wpakować go w poważne tarapaty, wielkie ego i przekonanie, że jest przeznaczony do wielkich rzeczy. W kontrze do niego jest Bradley w wykonaniu Karla Maldena, który bardziej trzyma się ziemi, jest o wiele skromniejszy i posłuszniejszy rozkazom. Na ile jednak jest to podparte wspomnieniami Bradleya, który delikatnie mówiąc nie przepadał za Pattonem, a na ile faktografii – ciężko stwierdzić.

patton3

Niemniej „Patton” imponuje zarówno soczystymi dialogami, świetnymi zdjęciami oraz imponującymi scenami batalistycznymi. Choćby atak na wojska Rommla na pustyni, zastrzelenie mułów blokujących drogę, atak powietrzny na bazę Amerykanów (i Patton wyskakujący z okna, by z pistoletem strzelać do samolotów – jak na kozaka przystało). Oglądałem z zapartym tchem i nie mogłem wyjść z wrażenia, skali i przepychu. Niesamowite dzieło, mimo lat.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Wyznaję

Otto Keller pracuje jako kościelny i jako ogrodnik u mecenasa Villarete’a. Otto okrada dom prawnika i zabija go. Ze wszystkiego spowiada się księdzu Loganowi. Wskutek zbiegu okoliczności, ksiądz zostaje oskarżony i nie broni się.

wyznaje1

Kolejny film w schemacie Hitchcocka pt. „Niewinny człowiek wrobiony w morderstwo”. Tym razem tym niewinnym jest ksiądz, który nie może się bronić. Może i nie powala film szybkim tempem czy super skomplikowaną intryga, ale jest interesująca tajemnica (dla mnie trochę zbyt oczywista) i wszystko skupia się na słowach – miłość, szantaż, morderstwo, śledztwo. Quebec jest tutaj naprawdę ciekawie sfotografowany (znowu czarno-biała taśma), nie brakuje kilku wolt i skrętów, zaś finał w hotelu jest przykładem dobrego finału. Jednak najciekawsza nie była intryga kryminalna, choć ma świetny pomysł i punkt wyjścia, ale wątek obyczajowy i dylematy księdza Logana. Hitchcock pokazuje też trochę przy okazji jak łatwo można oskarżyć człowieka (sceny procesu i tuż po nim).

wyznaje2

W dodatku aktorzy to udźwignęli. Fantastycznie wypadł Montgomery Clift jako dość tajemniczy ksiądz – człowiek po przejściach, który jest zdany tylko na siebie i woli chronić cudzą reputację niż swoją. Niewinny, niepewny, samotny – to wszystko widać na twarzy. Dorównuje mu kroku Anne Baxter jako madame Grandford – dawna znajoma księdza, a nawet więcej. Scena jej przesłuchania jest jedną z najciekawszych w filmie. Poza tym duetem warto zwrócić uwagę na Karla Maldena (skrupulatny inspektor Larrue) i O.E. Hasse (Otto Keller).

Mniej znany film Hitcha, ale na pewno dobry i ciekawy. Sprytnie zrobione kino.

7/10

Radosław Ostrowski