Katie Melua – In Winter

in winter

Zima się powoli zbliża. Przynajmniej dotarła już do sklepów, gdzie zaczęły pojawiać się albumy ze świątecznymi lub zimowymi piosenkami. Do tego szerokiego grona wykonawców pieśni jednego sezonu dołączyła mieszkająca w Wielkiej Brytanii gruzińska dziewczyna z gitarą – Katie Melua. Żeby jednak nie była taka sama, wspiera ją gruziński kobiecy chór Gogi. I tak powstało „In Winter”.

Zaczyna się intymnym, wręcz kameralnym „The Little Swallow” śpiewanym a capella… po ukraińsku (podobnie jest w „Cradle Song”). Szkoda, że taki krótki. Nie mogło zabraknąć obowiązkowego „River” od Joni Mitchell, gdzie już pojawia się gitara akustyczna, ale też jest wiele własnych kompozycji, jak pilotujące wydawnictwo „Dreams on Fire” czy „Perfect World”, w którym odzywa się także fortepian. Melua trzyma się swojego minimalistycznego stylu, próbując czarować swoim głosem oraz klimatem, zaś sam chór jest zepchnięty do roli spokojnego, wręcz bezpiecznego tła. Potrafi zaskoczyć lekkością jak w żwawym (w porównaniu z resztą) „A Time to Buy” czy gwizdanym „Plane Song”.

Dla mnie najmocniejsze wrażenie zrobiło „If You Are so Beautiful”, gdzie chór potęguje aurę niesamowitości, ale też i spokoju. Może i troszkę ten album wyszedł za wcześnie, jednak nie jest problemem włączenie go w grudniu, gdy śnieg już maksymalnie przysypie. Wtedy klimat jeszcze bardziej będzie się czuło. 

7/10

Radosław Ostrowski

 

Katie Melua – Ketavan

Ketevan

Ta Brytyjka z gruzińskimi korzeniami do tej pory nagrała 5 płyt, działa od 10 lat i ma masę wielbicieli na całym świecie, także i w Polsce. Więc płyta nr 6 na pewno będzie sukcesem komercyjnym. Czy jednak ma coś ciekawego do zaoferowania?

Zazwyczaj jej utwory były budowanie na zasadzie: dziewczyna z gitarą, swoim głosem i coś tam w tle jeszcze do towarzystwa, ale jest przede wszystkim spokojnie. Powiedziałbym, że tak jest i w „Ketevanie” (tytuł płyty to gruzińskie imię Katie), ale nie do końca. Klimat jest głównie taki uspokajający, delikatny i lekki, zaś utwory przemyślane, spójne i po prostu dobre. Jest tu gitara (głównie akustyczna), ale pojawia się delikatnie grająca elektryczna („The Love I Frightened Of”), znowu są smyczki tak jak na poprzedniej produkcji (m.in. „I Will Be There” czy „Chase Me”), ale są też skręty w jazz (dęciaki w „Love Is a Silent Thief”) czy folku („Mad, Mad Men” ze świetną harmonijką). Jest ładnie, czyli tak jak zawsze, ale to wszystko porywa i wciąga. Ale nie ma tutaj znużenia czy monotonii, choć o to byłoby bardzo łatwo.

Sam głos Katie – bardzo delikatny, ale też emocjonalny – mnie porwał. Tak jak przy poprzednich płytach, zaś teksty trzymają przyzwoity poziom.

Mówiąc krótko – jest progres, jest chwytliwe i melodyjnie, ale przede wszystkim lirycznie. I coś mi mówi, że jeszcze wrócę do tego albumu.

7,5/10

Radosław Ostrowski