
Ta brytyjska rudowłosa wokalistka pięć lat temu zauroczyła mnie swoim debiutem, chociaż nie jestem fanem dyskotekowej elektroniki. Katy B. do tego czasu wydała EP-kę oraz słabszy drugi album. Trzecia płyta miała być dla mnie testem i potwierdzeniem, że warto dać rudzielcowi drugą szansę. Sztab producentów pod wodzą Geeneusa zrobił co mógł i tak powstało „Honey”.
Jednak po raz pierwszy Katy zaprosiła tak wielu gości (w każdym utworze minimum jeden) – od producentów takich jak Kaytranada czy Diplo po wokalistów kalibru Craiga Davida i Staminę MC. Tytułowy utwór buja mieszając z jednej strony skoczne tło (ładne klawisze oraz oszczedna perkusja), ale czuć podskórnie pewien niepokój wywołany tempem. Dalej nie brakuje skrętu w bardziej house’owo, elektropopową ścieżkę (energetyczny „Who Am I” z rożnymi wstawkami), wejść w mainstreamowy pop (taneczne „So Far Away” czy nieprawdopodobnie pulsujący „Chase Me”). Początek może wywołać z jednej strony nadmiar wrażeń, z drugiej poczucie deja vu. Kompletnie zdębiałem, gdy trafiłem na mroczny „Lose Your Head”, z orientalną elektroniką, smykami, melorecytującym głosem Katy oraz raperami J Husem i D Double E. Produkcja The Heavy Trackers robi niesamowitą robotę, tylko raperzy nie do końca mnie przekonali.
Od tego momentu robi się coraz ciekawiej i intrygująco. „I Wanna Be” przypomina klimatem utwory z EP-ki „Danger”, gdzie pod rytmiczny bit, tworzony jest niesamowity, mroczny klimat skontrastowany przez delikatny głos Katy. Chropowaty „Calm Down” czaruje lekko „podchmielonym” tłustym bitem oraz mrocznymi smyczkami w tle, podobnie lekki „Heavy” czy mieszający brud z tanecznością „Turn the Music Louder” z KDA na gościnnym występie, płynnie latającym na podkładzie. A i tak największe wrażenie zrobił mieszający orkiestrę z elektronikę „Dark Delirium” czy imitujące dźwięk odbijanych kropel wody „Water Rising”.
„Honey” okazało się miodem dla moich uszu, troszkę zmęczonych elektroniczną rąbanką. Delikatny głos Katy, który czasami tylko podkrzykuje, współgra z bitami świetnie. Mieszanka tanecznych bitów z bardziej intymnymi tekstami Katy zadziałała niczym prawdziwa petarda, jednocześnie bez poczucia stania w miejscu. Czuć czerpanie ze współczesnych trendów i są raptem dwa słabsze momenty, ale to brzmi fantastycznie. Przedni ten miód.
8/10
Radosław Ostrowski




