Blade – wieczny łowca II

Od wydarzeń z pierwszej części minęły dwa lata, a Blade dalej przerabia wampirów na galaretę. Jego mentor Whstler popełnił samobójstwo w poprzedniej części, ale tutaj jego zwłoki zostają zabrane przez wampirów, którzy go gdzieś trzymają. Po wielu poszukiwaniach, udaje mu się go znaleźć i wykurować. Jednak pojawia się bardziej kłopotliwa sytuacja – pełniący rolę szefa Rady Wampirów, Damaskinos chce zawiązać z nim sojusz. Przyczyną tej zmiany nastawienia jest pojawienie się nowego rodzaju wampirów, Żniwiarzy. Ci goście żywią się innymi wampirami, zarażając ich swoim ugryzieniem, przez co pojawiają się kolejni i kolejni, coraz trudniejsi do pokonania. Blade ma zaś dorwać i zabić szefa grupy Nomacka, w czym ma pomóc specjalnie wyszkolona grupa wampirów zwana Chartami.

blade2-1

Pierwszy „Blade” zaskoczył wszystkich i okazał się kasowym przebojem, więc kontynuacja musiała powstać. Propozycję dostał Stephen Norrington, czyli reżyser poprzednika, ale ją odrzucił. Jego miejsce zajął Guillermo del Toro, drugi raz próbując wejść na rynek amerykański. Poszło mu o wiele lepiej, choć „dwójka” ma swoje problemy.

blade2-3

Sama historia, gdzie mamy sojusz dwóch nieufnych stron oraz nowe zagrożenie, jest w stanie zaintrygować, choć toczy się przewidywalnym torem. Musi dojść do zdrady, zaś Damaskinos skrywa tajemnicę istotną dla całości. Zaś nowy przeciwnik jest o wiele trudniejszy do pokonania, bo odporny jest tylko na światło. Całość jest o wiele mroczniejsza i brutalniejsza niż pierwsza część. I nie chodzi tylko o paletę kolorów (dominuje czerń, niebieski oraz żółty), ale większość ilość krwi, rozrywanych zwłok czy scenę sekcji zwłok jednego z nowych wampirów. Czuć większy rozmach i jest parę imponujących scen jak ukryta dyskoteka z muzyką techno w tle czy walka w kanałach. Same efekty specjalne też prezentują się lepiej, zwłaszcza zgony wampirów.

blade2-2

Żeby jednak nie było tak słodko, „dwójka” dorzuca kilka poważnych błędów. Po pierwszy, sceny walki. Nie chodzi nawet o to, ze są zbyt efekciarskie oraz szalone, tylko bardzo słabo zmontowane. Za dużo jest tutaj zbliżeń na szczegóły i zbyt wiele cięć, przez co potyczki są nieczytelne niczym w następnych częściach trylogii Bourne’a. Przez co praca choreografów poszła w gwizdek. Po drugie, intryga od ostatnich 30 minut staje się bardzo przewidywalna, zaś miejscami zachowanie postaci jest dość dziwne (po co Blade macha mieczem, skoro ten nie jest w stanie zabić?). No i po trzecie, podczas walk są wykorzystane efekty komputerowe (walka Blade’a z Nyssą czy finałowa konfrontacja) wręcz nachalnie i kłują mocno w oczy. Najlepiej broni się w tej materii charakteryzacja oraz sceny zgonów wampirów. Po czwarte, ignorowanie paru aspektów z poprzednika (zmartwychwstanie Whistlera, nieobecność Karen) oraz dodany na siłę wątek romansowy, który zwyczajnie nie działa.

blade2-4

Aktorsko udaje się zachować poziom poprzednika, a Wesley Snipes nadal sprawia masę frajdy w roli Chodzącego za Dnia. Znacznie lepszy od pierwszej części jest Luke Goss w roli czarnego charakteru, którego motywacja jest bardziej osobista niż dla Frosta oraz Thomas Kretschmann jako tajemniczy Damaskinos. Z drugiego planu najbardziej wybija się cięty Ron Perlman (Reinhardt) oraz śliczna Leonor Valera (Nyssa), ubarwiając całość.

Druga część naszego wampirzego herosa utrzymuje poziom poprzednika, choć nieczytelność scen akcji jest bardzo dużym minusem. Niemniej udanie rozwija uniwersum wampirów i pozwala się przebić reżyserowi na amerykańskiej ziemi.

7/10

Radosław Ostrowski

Blade – wieczny łowca

Na pytanie o najbardziej znanego czarnoskórego superbohatera Marvela, wszyscy dzisiaj powiedzieliby, że jest to Czarna Pantera. Jednak pod koniec lat 90., kiedy kino superbohaterskie nie było tak popularne ani udane jak dzisiaj, odpowiedź brzmiałaby: Blade, czyli Eric Brooks znany też jako Chodzący za Dnia. Pół-człowiek, pół-wampir posiadający mocne strony wampirów i żadnych ich słabości (poza pragnieniem krwi) walczy z wampirami, dbając o porządek tego świata. A jego przeciwnikiem jest Deacon Frost – młody i bezczelny wampir nie-czystej krwi, który buntuje się przeciwko swoim szefom, zaś jego głównym celem jest wskrzeszenie pradawnego Boga Krwi – La Magry.

blade1-1

Sam Blade w komiksach pojawił się na początku lat 70., zaś plany ekranizacji jego przygód planowano już od 1992 roku z raperem LL Cool J w roli głównej. Ostatecznie za kamerą stanął Stephen Norrington – brytyjski specjalista od efektów specjalnych oraz fan komiksów. Założeniem twórców było poważne potraktowanie materiału źródłowego, bez pójścia w stronę kampu. I tutaj to rzeczywiście jest widoczne, a budowanie wizji świata, gdzie wampiry są częścią społeczeństwa (działającą w ukryciu w wyższych sferach) jest bardzo interesujące. Nawet sami krwiopijcy są zhierarchizowani: najwyższa karta to naturalnie urodzeni, w eleganckich garniturach, którzy działają w ukryciu i wolą układać się z ludźmi. Z drugiej strony jest wręcz buńczuczny Frost, przekonany o wyższości wampirów nad ludźmi, którzy powinni być dla nich karmą. To zderzenie tych wizji pokazuje troszkę inną wizję wampirów niż z klasycznych opowieści znanych przez popkulturę. Chodzą między ludźmi, mają szerokie koneksje, a zabić może ich tylko światło, czosnek lub srebro. Ale o nich dowiadujemy się w trakcie trwania filmu, bez żadnego wprowadzenia czy wstępu.

blade1-2

„Blade” to wykorzystujący elementy horroru film akcji, gdzie Chodzący za Dnia dokonuje eksterminacji krwiopijców, a w cały ten świat wchodzimy wraz z pogryzioną przez wampira dr Karen Jensen. I to ona poznaje naszego protagonistę oraz jego mentora/zbrojmistrza Whistlera. To oni nas wprowadzają w ten wampirzy świat pełen swoich kodów, Biblii oraz mitologii, co na swój sposób bywa porywające nawet po 20 latach. Same sceny akcji są świetnie wykonane, sfilmowane szerokimi obiektywami, dzięki czemu każdy cios, strzał jest bardzo czytelny jak w fenomenalnym prologu (dyskoteka ukryta w masarni) czy podczas rozróby w archiwum. Pod tym względem bardzo rozczarowuje finałowa konfrontacja Blade’a z Frostem, który jest tutaj bardziej szybki oraz regenerujący się. Pierwotnie scenariusz miał bardziej epickie zakończenie, jednak budżet oraz jakość efektów specjalnych nie były zbyt satysfakcjonujące i trzeba było uprościć całość. Jednak niedosyt jest tutaj spory, mimo świetnego epilogu, a czasem wiele rzeczy pozostaje niejasnych (jak udało się znaleźć kryjówkę Blade’a?). Niemniej wygląd tego zurbanizowanego miasta w tonacji metalicznego błękitu, płynny montaż, świetne sceny akcji oraz polana pulsującą elektroniką muzyka robią swoje.

blade1-3

Ale to wszystko nie zadziałałoby, gdyby nie idealnie dopasowany do roli Wesley Snipes, który wtedy był w szczytowej formie. Blade w jego wykonaniu to małomówny człowiek czynu, nie dopuszczający wielu ludzi do siebie oraz z bardzo pokręconym tłem. Jedynym jego wsparciem jest Whistler (świetny Kris Kristofferson), będący takim współczesnym odpowiednikiem Van Helsinga, tylko bardziej szorstki i twardy. Zaskakująco dobrze się sprawdza Stephen Dorff w roli antagonisty. Frost w jego wykonaniu to arogancki, pewni siebie wampir, pragnący władzy nad światem, a jednocześnie traktowany z lekceważeniem przez resztę środowiska. Sporym plusem jest też N’Bushe Wright, czyli wplątana w wojnę z wampirami Karen. Nie została potraktowana jako obiekt romansu dla Blade’a, tylko pozostaje inteligentną, samodzielną kobietą, stanowiącą dla niego wsparcie.

blade1-4

Powiedzmy to sobie wprost – pierwszy „Blade” to solidny film akcji/horror, choć tego ostatniego elementu nie używa zbyt mocno. Obok pierwszych „X-Men” zbudował podwaliny pod cały szał związany z adaptacjami komiksów, traktujących troszkę bardziej serio materiał źródłowy i z szacunkiem. A zanim MCU zrebootuje postać Chodzącego za Dnia, warto sobie przypomnieć początki tej postaci.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Alicja już tu nie mieszka

Alice Hyatt jest młodą kobietą mieszkającą z mężem i 12-letnim synem. Jej ustabilizowane życie ulega zmianie, gdy jej mąż ginie w wypadku samochodowym. Kobieta razem z dzieckiem opuszcza miasto i próbuj znaleźć pracę, żeby jej syn był szczęśliwy. Ale łatwo nie będzie.

Martin Scorsese znany jest głównie jako reżyser filmów gangsterskich jak „Chłopcy z ferajny” czy brudny „Taksówkarz”. Tym większym zaskoczeniem jest ten film, który jest obyczajową historią o poszukiwaniu swojego miejsca na Ziemi. Jest to tym trudniejsze, bo trzeba pokonać swoje słabości i egoizm. Reżyser stawia w tym filmie na realizm, nie ma tu udawania, a jednocześnie staramy się kibicować Alice i chcemy dla niej najlepiej. A widzimy głównie krzyki, kłótnię i awantury, zaś sceny, gdy nasi bohaterowie są szczęśliwi, to tylko przerwy między tymi. Technicznie to surowe, bardzo realistyczne kino z dobrymi piosenkami w tle i ogląda się to bardzo dobrze, choć historia nie jest wesoła.

alicja1

Historię tą uwiarygodniają też świetne kreacje aktorskie. Na szczególnie uznanie zasługuje bezbłędna Ellen Burstyn. Alice to kobieta pełna sprzeczności – trochę zbyt delikatna (często płacze), ale i twarda, oschła, szukająca miłości, ale jednocześnie pełna obaw i lęków. Drugą mocną kreacją jest Tommy w interpretacji Alfreda Luthera III, który sprawia wrażenie zagubionego, może bardziej znudzonego, reagującego wrzaskiem, ale bywa i rozsądny. Z bogatego drugiego planu wybija się najfajniejszy z facetów Kris Kristofferson (kowboj David), Harvey Keitel (ukrywający swoją agresję Ben) oraz Diane Ladd (Flo, kelnerka z trochę przydługim językiem, ale okazuje się w porządku).

alicja2

To prawdopodobnie najlepszy film jaki nakręcił Scorsese w latach 70. (obok „Taksówkarza”), choć trochę mniej znany. Pozornie prosty i niewyróżniający się z grona tysięcy tego typu produkcji, za to z najwyższej próby realizacją. I nadal poruszający.

8/10