Lao Che – Wiedza o społeczeństwie

4c147c36-d36f-4793-9db9-4eb58813bdf7

To jest jeden z najbardziej wyrazistych polskich zespołów muzyki alternatywnej, który bawi się słowami oraz gatunkami muzycznymi. Kapela pod wodzą Spiętego została wzmocniona przez dołączenie Karola Goli z Pink Freud oraz wsparta przez producenta Emade postanowiła zająć się nauczaniem. Bo tylko w ten sposób jestem w stanie zrozumieć tytuł “Wiedza o społeczeństwie”.

Muzycy zapowiadali, że pójdą brzmieniowo w lata 80., przerabiając je na swoją modłę, czyli tanecznie, melodyjnie, ale I bardzo refleksyjnie. I na dzień dobry dostajemy “Kapitana Polskę”, gdzie syntezatory z gitarą dają prawdziwego kopa, by potem wskoczyć w ostatnie dokonania… Arcade Fire, polane funkową gitarą oraz trąbką. A żeby było jeszcze fajniej, drugą zwrotkę nawija Fisz (właściwie początek). A potem jest bardziej intensywne “United Colours of Armageddon”, gdzie kolory mają swoje inne znaczenie, by wskoczyć na najbardziej przebojowy oraz – pozornie – najspokojniejszy “Nie raj” z bardzo przebojowym refrenem oraz niemal funkowym basem. Czasy “Prądu stałego/prądu zmiennego” przypomina pełen przesterów i dziwadeł pokroju echa “Gott mit Lizus” oraz psychodeliczno-jazzowa “Liczba mnoga”. Do Jazzombie nawiązuje “Polak, Rusek i Niemiec”, zakręcony oraz postrzelony, gdzie saksofon może się wyszaleć, a pod koniec klawisze brzmią niczym z 8-bitowej gry. Niepokojący jest początek “Snu a’la Tren”, jakbyśmy trafili do dżungli czy pola bitwy (rozmowy przez walkie-talkie, theremin w tle), by coraz bardziej wejść w stronę reggae (ten flet w refrenie), a orientalne “Baśnie z tysiąca i jednej nocki” miażdżą nawijką Spiętego.

Lao Che potwierdza swoją nieobliczalność w tworzeniu muzyki, gdzie dalej kleją rzeczy pozornie niepasujące do siebie: od rocka, rapu przez pop aż po bardziej dancingowe klimaty (“Spółdzielnia”). Spięty w tekstach też niby nie zaskakuje, bo bawi się słowami, wieloznacznościami opowiadając o życiu, imigrantach, polskości, religii itp. A dźwiękowo jest tyle detali, ale nie ma poczucia przesytu muzyki. Jaką poznajemy wiedzę o społeczeństwie po tej płycie? Sami odkryjcie, jednak muszę ostrzec, że za pierwszym razem możecie nie załapać o co chodzi w tekstach. Dlatego warto podjąć wysiłek kolejnego, kolejnego I kolejnego odsłuchu.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Jazzombie – Erotyki

066308843ef26843e5cf98ea50b1626f

Kiedy muzycy dwóch popularnych zespołów decydują się połączyć siły, oczekiwania wobec tego projektu są strasznie wysokie. Jazzombie to zgranie się Lao Che z wokalistą Hubertem „Spiętym” Dobaczewskim z jazzowym zespołem Pink Freud. Taki kolaż zapowiadał dzieło nieprzeciętne i takie też są „Erotyki”.

Mamy zarówno wplecione sample i dźwięki archiwalnych fragmentów plus jazzowo-rockowe tło. Zaś teksty z kolei to wiersze przedwojennych autorów. Nie brakuje zarówno skrętów w reggae („Erotyk”), jak i zabawy funkiem jak w „Ty jesteś moją miłością” ze świetnym basem oraz niemieckimi wkrętkami czy jazzowego fusion. Powolny i pozornie spokojny „Sic!”, przyspieszona i lekko psychodeliczna „Dziewiąta”, zrobiony z pazurem (i silnikiem motora na początku) „Z tymi wierszami, to trzeba uważać” czy dziwaczny, niemal kosmiczny „Szał”. Każdy utwór to inna historia i forma, co znamy z dokonań Lao Che, a jazzujący muzycy z Pink Freud dopasowali się świetnie do tego brzmienia. „Dwa serduszka, cztery oczy” mogłyby się śmiało pokazać w „Breaking Bad” („metaliczna” perkusja, dzwonki, bicz), a „Ostatni gang bang” wydaje się tylko spokojniejszym numerem, ale czuć pewną duszną atmosferę (gitara, oniryczna elektronika), pozostającą do samego końca.

Sam Spięty, jak to on – bawi się i zmienia barwę głosu jak w kalejdoskopie. By przejść z szeptu w krzyk, melorecytację i świetnie współgra on z cała resztą, bogato zaaranżowaną muzyką oraz niegłupimi wierszami m.in. Juliana Tuwima czy Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.

Trudno przewidzieć czy Jazzombie to jednorazowy wyskok czy plan na dalsze lata, ale jedno jest pewne: takiej pociągającej płyty jak „Erotyki” w ostatnim czasie trudno znaleźć. Dla miłośników ciekawych eksperymentów oraz nie bojących się wyzwań.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Lao Che – Dzieciom

Dzieciom

Zespół Lao Che to dziwna ekipa, która miesza gatunki, bawi się słowami, a jednocześnie pozostaje melodyjna i dynamiczna. Po szalonym „Soundtracku”, tym razem przekornie wydali album dla dzieci. przynajmniej tak sugerowałby tytuł „Dzieciom”, którą wyprodukował Emade.

Dziwaczność przewija się już w egzotycznym „Dżinie”, gdzie dziwaczna elektronika na początku przenosi nas w jakiś arabski świat. Dziwaczna żonglerka jazzowo-cyrkowa pojawia się w singlowy „Tu” z opowieścią o kuszenia Szatana… posadą w niebie czy w bardziej elektronicznym „Wojenko” z delikatną gitarą oraz bitem (przewrotna fraza „Wojna to sport, a sport to zdrowie”). Mroczniejsza „Znajda” ma delikatne klawisze, nerwową gitarę oraz marszową perkusję, gdzie pod koniec przebijają się dęciaki. Znacznie spokojniejsze i bardziej akustyczne jest dwuczęściowa „Bajka o Misiu”, która budziła skojarzenia z… Raz, Dwa, Trzy (tom pierwszy) – to chyba z powodu tej akustycznej gitary i wyciszonego głosu Spiętego. Drugi tom tej bajki jest bardziej trip-hopowa z dziwacznym pomrukiem po refrenie. W podobnym, egzotycznej mieszaninie jest utrzymana „Z kamerą wśród zwierząt buszujących w sieci”, gdzie nie brakuje elektronicznych eksperymentów, jazzującej trąbki oraz egzotycznej perkusji. Co utwór to niespodzianka i kolejny labirynt.

Także teksty są tutaj zaskakujące, pełne ironicznego humoru i przede wszystkim są komentarzem do rzeczywistości (konsumpcjonizm, uzależnienie od Internetu, wojna, nietolerancja), a jednocześnie nie brakuje językowej zabawy („tu jest jak u mamy, jak u mamy tu mamy”). I ci, którzy znają dorobek poznańskiej grupy, powinni być zadowoleni. Także osoby szukające niekonwencjonalnych dźwięków powinni odnaleźć wiele dla siebie. Czyste wariactwo po prostu.

8/10

Radosław Ostrowski