Oasis – (What’s The Story) Morning Glory?

Whats_The_Story_Morning_Glory

Kolejna tegoroczna reedycja dotyczy drugiej płyty zespołu Oasis. „(What’s The Story) Morning Glory” wydaje się bardziej brudny i garażowy od debiutu.

Słychać to już w otwierającym całość „Hello”, które po dość delikatnym akustycznym wstępie (w pełni wykorzystanym w „Wonderwall”, ze świetnie dodaną wiolonczelą oraz fortepianem) pojawiają się mocniejsze uderzenia gitary i perkusji oraz „pulsująca” elektronika. Ale nie brakuje tez inspiracji Beatlesami („Don’t Look Back In Anger” czy „She’s Electric”), odrobiny psychodelii (krótki „Untitled” z harmonijką ustną czy „Morning Glory” z helikopterem oraz bardzo ohydnie brzmiącą gitara elektryczną) czy bardziej stonowanych kompozycji (akustyczno-klawiszowe „Cast No Shadow” czy początek „Champagne Supernova”, który potem zmienia totalnie tempo). Mimo upływu lat, brzmi to znakomicie.

I tak jak w przypadku debiutu, dostajemy jeszcze dodatkowe dwie płyty, gdzie dostajemy niepublikowane wcześniej utwory, dema i wersje koncertowe. Są tu zarówno bardziej akustyczne melodie („Night Talks” czy „It’s Better Poeple”) jak i ostrzejsze kawałki („Cum On Feel the Noise” czy instrumentalny „The Swamp Song”). I trzeba przyznać, ze znowu jest to znakomite wydanie, a utwory koncertowe pokazują jakim świetnym zespołem było Oasis.

Musze mówić, ze musicie to mieć u siebie?

10/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Oasis – Definitely Maybe (20th Anniversary Special Edition)

Definitely_Maybe

To jeden z tych zespołów, który stworzył (razem z blur i Travisem) nurt muzyki zwany britpopem, czyli granie bazujące na brzmieniu rocka z lat 60. i 70., tylko nagrywane w latach współczesnych, czyli 90. A wszystko to w czasach, gdy bracia Gallagher byli w stanie jeszcze dogadywać się ze sobą.  A z okazji 20-lecia premiery zremasterowano ich debiutancki album „Definitely Maybe”.

Musze przyznać, że mimo lat utwory nie straciły nic ze swojej siły. Słychać to w dynamicznym „Rock’n’Roll Star” (pod koniec niesamowite ciosy perkusji oraz przesterowana gitara) oraz „Shakermaker”. Miesza się tutaj brud gitarowy z chwytliwymi melodiami oraz mocnymi uderzeniami sekcji rytmicznej, a nawet elementami psychodelii („brudny” wstęp „Columbii”, pojedyncze dźwięki gitarowe w „Supersonic” czy mocne, rytmiczne uderzenia perkusji w „Bring It On Down”). Liam Gallagher na gitarze wyprawia cuda, ale to Noel na wokalu wybija się najbardziej. Pozornie wydaje się, że słyszymy utwory grane trochę na jedno kopyto (choć akustyczne „Married with Children” zaskakuje), nadrabiając to tekstami opisującymi współczesne pokolenie. I to nadal pozostaje aktualne.

Poza zremasterowanym album, dostajemy dwa dodatkowe krążki. Pierwszy zawiera stronę B, zawierającą nie tylko kilka utworów w wersji demo, ale tez parę niepublikowanych piosenek jak akustyczne: „Sad Song”, „Take Me Away” czy „D’Yer Wanna be a Spaceman?”, bardziej rockowe „Cloudburst”, „Fade Away” i „Listen Up”, wersje demo oraz utwory koncertowe (z Paryża, Glasgow Cathouse i Manchester Academy).

Wydanie jest przebogate, muzyka się nie zestarzała – tylko brać.

10/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski