Luxtorpeda – MYWASWYNAS

Cover

Luxtorpada to jeden z najostrzejszych polskich zespołów rockowych, który od początku swojego istnienia (sześć lat) wypracował swój charakterystyczny styl, jakiego nie da się pomylić. Mocne, soczyste riffy, ambitne teksty oraz krzyczący Litza z rapującym Hansem na pokładzie. Najnowszy album konsekwentnie idzie utartym szlakiem poprzedników.

I to od samego początku dostajemy mocnym ciosem w postaci „Pozdrawiamy!”, gdzie wolniejszy jest tylko refren. Nie brakuje jednak pewnych drobnych smaczków jak orientalny początek „Mazanic” z mocnymi uderzeniami a’la P.O.D., wolniejszy, gitarowy początek „Silnalina”, marszowa „Jak husaria” z nośnym, stadionowym refrenem. W zasadzie trudno się do czegokolwiek przyczepić, nawet elektroniczny kosmos w „Księgowym” czy wojskowo wykonana a capella „Mywaswynas” idealnie współgra z resztą. Perkusja potrafi mocno i szybko przyłożyć, gitary grają nie zawsze mocno, ale potrafią poruszyć (klasyczny riff pod koniec „Iglo” czy ognisty, melodyjny pazur w „Dziurach po ospie”).

Za to teksty to inna para kaloszy. O jedności, uzależnieniu od Internetu, brak komunikacji, kult pieniądza, odkupienie. Może i bywa to czasami zbyt dosłownie, ale zrobione jest to z energią oraz pasją. Krzyczący Litza z Hansem tworzą mocny duet.

„Mywaswynas” nie zmieni pozycji Luxtorpedy na polskiej scenie rockowej. Nadal są mocni, ale i przebojowi, melodyjni, mając zawsze coś do powiedzenia. I nadal chce się tego słuchać, słuchać, słuchać.

8/10

Radosław Ostrowski

 

Luxtorpeda – A morał tej historii mógłby być taki, mimo że cukrowe, to jednak buraki

000luxtorpedaa_moral_tej_historii_moglby_byc_taki_mimo_ze_cukrowe_to_jednak_burakipl2cd2014

Polska kapela metalowa pod wodzą Roberta Friedricha nadal trzyma formę i posiada coraz większe grono fanów. Tym razem na nowy materiał trzeba było poczekać rok dłużej niż zwykle. Ale chyba warto było.

Już sam tytuł albumu mocno rzuca się w oczy, ale nie będę go powtarzał, bo może zabraknąć mi miejsca. I czego można w zasadzie się spodziewać? Łomotu, energii oraz mocnych riffów, co słychać już w singlowym „Mambałaga”. Ale nie jest prawdą, że grupa stoi w miejscu i ciągle gra na jedno kopyto. Zdarzają się momenty spokoju (orientalna „Pusta studnia”, gdzie w refrenach dochodzi do mocniejszego ciosu), szybkiego dociśnięcia gazu („Cały cyrk”, „J’eu les poids”), „strzelającej” gitary połączonej z metalicznym basem („Nieobecny nieznajomy”) czy powolnego, ale bardzo ciężkiego grania („Smoła” z kapitalnym riffem pod koniec). Innymi słowy: niespodzianek nie ma, za to jest sporo energii i zadymiarstwa.

I jak zawsze mamy dwa charakterystyczny elementy: nawijka Hansa oraz wrzaski Friedricha, które się świetnie uzupełniają. Zaś teksty są naprawdę wnikliwe, pełne zaskakujących metafor oraz ważkich spraw (biurokracja, porządki, samotność czy chaos), które zawsze wypadają znakomicie. I jak zawsze dołączona jest druga płyta z piosenkami w wersjach instrumentalnych.

To jeden z nielicznych polskich zespołów, który ciągle trzyma formę. A jednocześnie serwuje taką energię, jakiej dawno tutaj nie było.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski