Konwój

Dzień w Straży Więziennej jak co dzień – trzeba dostarczyć skazańca z aresztu do pierdla albo psychiatryka. Takie zadanie otrzymuje dowódca konwoju, sierżant Zawada. Chociaż jego obecność w konwoju wprawia w konsternację resztę składu: kierowcę Berga, „młodego” Feliksa, zięcia naczelnika oraz „czarnego” Maciąga. Zawada jest lekko nieobecny, po ostrych dragach, więc jeszcze się nie dziwi. Jednak podskórnie zacząłem czuć, że coś tu jest nie tak. Okazuje się, że konwojent wcześniej zamordował dwóch strażników, a naczelnik nie chce udziału zięcia w tym konwoju.

konwj1

Maciej Żak postanowił znowu spróbować sięgnąć po thriller i próbuje budować napięcie, atmosferę niepokoju, wręcz osaczenia. Powoli zaczynamy odkrywać kolejne elementy układanki wiedząc, że nie ma tu przypadku, a wszystko jest robione z żelazną konsekwencją. By to zrobić, reżyser szpikuje całość retrospekcjami, wprowadzającymi parę zaskoczeń i podkręcając mroczny klimat. Po drodze zostaną rzucone bluzgi, pada wiele niewygodnych pytań. Jaka jest różnica między strażnikami i przestępcami, których trzeba dowieść? I czy należy samemu wymierzać sprawiedliwość? Zdarzenia zmieniają perspektywę, by dokonać wyboru i pada to pytanie: co Ty zrobiłbyś na ich miejscu? Wszystko jeszcze jest świetnie sfilmowane – zdjęcia Michała Sobocińskiego, tworzą poczucie klaustrofobii. I nie chodzi tylko o obecność w wozie, ale także pokazywanie z perspektywy kraty, zbliżeń na twarze, podbite pulsującą muzyką.

konwj2

„Konwój” miesza kino drogi z dreszczowcem, a poczucie niepokoju budują nawet takie drobiazgi jak ciągłe przestawianie spustu w karabinie, zmiana perspektywy postaci. I jest to pewnie poprowadzone aż do finału, który jest dość dziwny, wręcz kuriozalny. Dodatkowo problemem może być fakt, że nie wiadomo, kto jest najważniejszy w tym układzie. Chociaż jest to bardzo dobrze zagrane. Ale skoro ma się w obsadzie takich gigantów jak Robert Więckiewicz (sierżant Zawada), Łukasz Simlat (mrukliwy Maciąg), Janusz Gajos (naczelnik) czy Przemysław Bluszcz (nerwowy Berg), którzy fantastycznie wykonali swoją robotę, tworząc pełnokrwiste postacie. Owszem, są dość kliszowe (młody idealista, Judasz, narwaniec, twardziel z dylematami), ale zagrane są bezbłędnie.

konwj3

Film Żaka pozytywnie mnie zaskoczył, dając wiele (niewygodnych) pytań, a odpowiedzi trzeba samemu udzielić. Pewna ręka reżysera, konsekwentne budowanie napięcia, świetne aktorstwo i klimat są bardzo mocnymi atutami. Nieoczywiste kino gatunkowe z wysokiej półki.

7/10

Radosław Ostrowski

Supermarket

Sylwester. W jednym z supermarketów trwają przygotowania, zaś ochrona pod wodzą Jaśmińskiego dostaje zadanie ściślejszego pilnowania towaru, gdyż jest to czas nasilających się kradzieży, ponieważ jak to się mówi hajs się nie zgadza, a kradzieży nie można tolerować. W tym czasie do supermarketu przybywa jubiler Warecki, który próbując kupić akumulator zostaje oskarżony o kradzież.

supermarket1

Maciej Żak miał ambicje na stworzenie ciekawego thrillera, gdzie przy okazji pokazuje się supermarkety z niekoniecznie dobrej strony – nieprofesjonalna ochrona, lewe interesy kierownika, nieświeży towar, kradzieże. Tutaj nie można się opieprzać, ważne są wyniki i by w kasie się zgadzały pieniądze. Jednak mam dziwne wrażenie, że reżyser nie wykorzystał w pełni swojego potencjału. Ponieważ wątek kryminalny jest porzucany przez poboczne, które nie są zbyt interesujące i spowalniają tempo („sklepowa miłość” czy koledzy jednego z ochroniarzy), co w przypadku dość krótkiego filmu (84 minuty) jest co najmniej zastanawiające. Poza tym reżyser pewne wątki, które mogłyby wydawać się ciekawe zostają porzucone, jak w przypadku ochroniarzy Jarzyny i „Nerwusa”.  I wyszedł z tego dość czerstwy film z elementami dreszczowca, w którym nie brakowało ciekawych scen („przesłuchania” Wareckiego). Ale to wszystko gdzieś utonęło w realizacji i po prostu zabrakło pomysłu na to, czym miał być ten film.

supermarket2

Sytuacji nie ratują też aktorzy, którzy prezentują dość nierówny poziom. Najmocniej z całej obsady wypadają trzej panowie: Marian Dziędziel (twardy szef ochrony Jaśmiński), Przemysław Bluszcz (śliski i cwaniakowaty kierownik) oraz, co najbardziej zaskakujące Tomasz Sapryk w roli jubilera-ofiary, którego próbują uciszyć ochroniarze, potwierdzający swój talent dramatyczny. Najbardziej zaś mnie drażnił Mikołaj Roznerski w roli niepasującego do reszty ochroniarza Himka – kręcącego się bez sensu, z kolei zmarnowano potencjał Wojciecha Zielińskiego (ochroniarza Jerzyna – były student), Mateusza Janickiego („Nerwus” – ksywa mówi za siebie) oraz całkiem niezłego Macieja „Kołcza” Łuczkowskiego.

Z tej mieszanki wyszedł niby thriller, niby dramat, niby wnikliwa obserwacja. Taki niby film.

5/10

Radosław Ostrowski